Nowy ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow powiedział w czwartek po decyzji Waszyngtonu o ograniczeniach wobec rosyjskich placówek dyplomatycznych, w tym o zamknięciu konsulatu w San Francisco, że w obecnej sytuacji nie są potrzebne "histeryczne porywy".
Antonow, który w czwartek wieczorem przybył do Waszyngtonu, by rozpocząć misję, powiedział dziennikarzom na lotnisku, że nie są potrzebne w obecnej sytuacji "histeryczne porywy", natomiast należy "spokojnie się zorientować". Dodał następnie, że trzeba "działać bardzo spokojnie i profesjonalnie". Antonow został mianowany ambasadorem Rosji w USA 21 sierpnia. Zastąpi na tym stanowisku Siergieja Kislaka, z którego osobą związane są kontrowersje dotyczące kontaktów osób z otoczenia prezydenta USA Donalda Trumpa z przedstawicielami Kremla.
"Gorąca faza wojny dyplomatycznej"
W ostrzejszych słowach decyzję administracji Trumpa komentowali rosyjscy politycy. Szef komisji spraw zagranicznych Dumy Państwowej, niższej izby parlamentu, Leonid Słucki ocenił w czwartek, że decyzja o zamknięciu konsulatu generalnego Rosji to "to krok arcyniesprawiedliwy". - To oznacza, że USA ogłaszają gorącą fazę wojny dyplomatycznej. Zamknięcie placówki zagranicznej to coś znacznie poważniejszego, niż wydalenie dyplomatów - powiedział. - Choć ten krok jest nadzwyczaj przykry i jawnie nieuzasadniony, Rosja nie powinna decydować się na odpowiedź symetryczną, a wręcz przeciwnie - podejmować wszelkie możliwe wysiłki w celu utrzymania należytego poziomu stosunków dyplomatycznych z USA, jako gwarancji najważniejszego składnika stabilności międzynarodowej - ocenił deputowany. Wypowiadając się w telewizji Rossija24, Słucki postulował, by w obecnej sytuacji "zacisnąć zęby" i przekonywał, że "stanowisko polityków w Waszyngtonie, sztucznie podsycających napięcie w relacjach z Moskwą, nie jest stanowiskiem wszystkich mieszkańców i całego establishmentu" w USA. Z kolei szef komisji spraw zagranicznych Rady Federacji, wyższej izby parlamentu Rosji, Konstantin Kosaczow opowiedział się za "absolutną symetrycznością" w relacjach z USA.
W komentarzu na Facebooku Kosaczow zarzucił stronie amerykańskiej, że wyznaczyła "nadzwyczaj surowe ramy czasowe" spełnienia swoich żądań, czego - jak zapewnił - "strona rosyjska nie robiła ani razu w analogicznej sytuacji".
USA żądają zamknięcia konsulatu
Departament Stanu USA w czwartek w ramach retorsji po ograniczeniu na żądanie strony rosyjskiej personelu w amerykańskich placówkach dyplomatycznych w Rosji zażądał od Moskwy zamknięcia jej konsulatu generalnego w San Francisco do 2 września. USA zażądały też zamknięcia dwóch innych obiektów dyplomatycznych, w Nowym Jorku i w Waszyngtonie.
MSZ Rosji ogłosiło pod koniec lipca, że od 1 września liczba pracowników przedstawicielstw dyplomatycznych USA ma zostać zrównana z liczbą personelu rosyjskiego w placówkach w USA, czyli wynieść 455 osób.
Ponadto od sierpnia ambasada USA w Moskwie straciła dostęp do dwóch użytkowanych przez nią nieruchomości. Rosja oświadczyła, że kroki te są reakcją na wydalenie z USA pod koniec zeszłego roku grupy dyplomatów rosyjskich i zamknięcie stronie rosyjskiej dostępu do ośrodków wypoczynkowych dla dyplomatów. Waszyngton wydalając dyplomatów rosyjskich ogłosił, że krok ten jest reakcją na szykanowanie pracowników ambasady USA w Moskwie i ingerencję służb rosyjskich w amerykańskie wybory. Tak więc - według stanowiska USA - ograniczenia rosyjskie nie stanowią odpowiedzi na wydalenie dyplomatów, lecz są odrębnymi działaniami. Po restrykcjach ogłoszonych przez Moskwę szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson zapowiedział, że Amerykanie odpowiedzą na nie do 1 września.
Na terenie USA działały dotychczas cztery rosyjskie konsulaty generalne: w Nowym Jorku, San Francisco, Seattle i Houston. Stany Zjednoczone mają trzy konsulaty generalne w Federacji Rosyjskiej: w Petersburgu, Jekaterynburgu i Władywostoku.
Autor: kg/adso / Źródło: PAP