Modliliśmy się i nagle usłyszeliśmy strzały. Napastnik wszedł do meczetu i zaczął strzelać - powiedział jeden ze świadków piątkowych ataków na dwie świątynie w nowozelandzkim Christchurch. Według najnowszych danych zginęło w nich 49 osób, a co najmniej 20 zostało rannych. Według policji jednej z trzech zatrzymanych osób postawiono zarzut morderstwa i w sobotę ma ona stanąć przed sądem.
"Napastnik wszedł do meczetu i zaczął strzelać"
Po ataku jeden ze świadków zeznał, że nie widział napastnika, gdyż ukrył się pod ławką w meczecie. - Wiedziałem, że jeśli się wychylę, to zginę. Modliłem się, żeby nic mi się nie stało - powiedział mediom.
Według mężczyzny, atak rozpoczął się podczas modlitwy zgromadzonych wewnątrz meczetu Al-Nur. - Napastnik wszedł i zaczął strzelać - mówił świadek. - Byłem ostatnią osobą, która po wszystkim wyszła z meczetu. Wszędzie było pełno ofiar - dodał.
- Zaczęło się w sali modlitewnej. Napastnik musiał przejść przez korytarz - zeznał inny świadek ataku, pracujący w meczecie. Jak dodał, był w swoim gabinecie, gdy usłyszał strzały, a później przez pokój zaczęli przebiegać ludzie.
- Byli cali we krwi, niektórzy utykali - mówił.
"Zabijał wszystkich, jednego po drugim"
Mężczyzna, który widział napastnika przed meczetem, powiedział, że miał on na sobie hełm oraz okulary. - Ubrany był w wojskowy mundur. Miał broń, karabin M16. Widziałem też pas od innego karabinu i naboje - mówił świadek.
- Gdy przechodził obok, zapytałem, "Hej, co ty robisz?", ale on nie odpowiedział, tylko na mnie spojrzał. Wtedy zaczął strzelać do ludzi, a ja uciekłem - wspominał świadek.
- Wszedł do środka i strzelał do innych. Zabijał wszystkich, jednego po drugim - dodał.
"To przerażające doświadczenie. Proszę, módlcie się za nas"
O wielkim szczęściu może mówić drużyna krykieta z Bangladeszu, która przyjechała do Christchurch, by rozegrać ostatni mecz na swojej trasie. Mario Villavarayen, trener drużyny, przekazał agencji Reutera, że zawodnicy "byli w autokarze i zbliżali się do świątyni (Al Nur na modlitwę - red.), gdy rozpoczął się atak".
- Wszyscy nasi zawodnicy są teraz bezpieczni w hotelu, otoczonym (przez policję - red.). Zaleciliśmy im, żeby nie opuszczali budynku - dodał trener, podkreślając, że "najważniejsze, że są bezpieczni".
Przedstawiciel nowozelandzkiej federacji krykieta przekazał, że zdecydowano się na odwołanie spotkania. - Rozmawiałem z moim odpowiednikiem w Bangladeszu i zgodziliśmy się, że w tej sytuacji rozegranie meczu byłoby niestosowne - powiedział dyrektor organizacji David White.
Jeden z zawodników drużyny napisał na swoim profilu społecznościowym, że "zespołowi udało się ujść z życiem przed napastnikiem". "To przerażające doświadczenie. Proszę, módlcie się za nas" - dodał.
Zatrzymane trzy osoby
Świadkowie pierwszego ataku, cytowani przez lokalne media, mówili, że na teren meczetu wszedł mężczyzna ubrany "w stylu wojskowym". Miał broń automatyczną. W meczecie wybierał kolejne osoby i do nich strzelał - pisze agencja Reutera.
Według doniesień mediów zamachowiec prawdopodobnie relacjonował atak za pomocą kamery, którą miał przy sobie.
Policja poinformowała, że w związku z atakiem zatrzymano cztery osoby (trzech mężczyzn i kobietę). Po południu polskiego czasu służby informowały, że w areszcie przebywają trzy osoby. Jedna z zatrzymanych osób usłyszała zarzut morderstwa i w sobotę ma ona stanąć przed sądem.
W ocenie policji skala zagrożeń jest skrajnie wysoka. Do mieszkańców Christchurch zaapelowano, by do odwołania pozostali w swych domach.
Władze miasta podjęły decyzję o zamknięciu do odwołania wszystkich szkół w Christchurch.
CO WIEMY DO TEJ PORY:
- w piątek po południu zostali zaatakowani wierni w dwóch meczetach w mieście Christchurch - policja nie jest pewna, ilu było napastników - według najnowszych danych zginęło 49 osób (41 w jednym meczecie, siedem w drugim, jedna osoba zmarła w szpitalu) - zatrzymane są trzy osoby, jednej z nich postawiono zarzut morderstwa - jeden z zatrzymanych to Australijczyk - władze zaapelowały o zamknięcie wszystkich meczetów w kraju ze względów bezpieczeństwa.
Autor: ft/adso / Źródło: PAP, TVN24, Reuters