"Zrozumienie" dla rosyjskich działań w Gruzji wyraził prezydent azjatyckiego Tadżykistanu, który gościł u siebie Dmitrija Miedwiediewa. Za słowami poparcia nie poszły jednak czyny - w dalszym ciągu żaden kraj, oprócz Rosji, nie uznał niepodległości Abchazji i Osetii Południowej.
Imomali Rachmon, który władzę w postradzieckim Tadżykistanie dzierży nieprzerwanie od kilkunastu lat, nie zdecydował się na uznanie separatystów. Nie zrobił tego choć jego wyjątkowo ubogiemu krajowi bardzo zależy na dobrych relacjach z Moskwą, które wzmacnia dodatkowo całkiem spory (ok. 7 tys. żołnierzy) kontyngent rosyjskich wojsk w jego ojczyźnie.
Ograniczył się do wyrażenia swojego "zrozumienia", zastrzegając jednak, iż najlepsze byłoby "dyplomatyczne rozwiązanie" problemu.
Rachmon tym samym powtórzył umiarkowanie prorosyjskie stanowisko przywódców państw regionu z Szanghajskiej Organizacji Współpracy, którzy także wyrażając zrozumienie dla rosyjskich działań, nie wspomnieli m.in. o uznaniu przez Moskwę niepodległości Abchazji i Osetii Południowej.
Wymiana uprzejmości
Dmitrij Miedwiediew podziękował tadżyckiemu prezydentowi, który do niedawna jeszcze nazywał się z rosyjska "Rachmonow", za zrozumienie i poparcie. Rosyjski prezydent dodał, iż Tadżykistan pozostaje "strategicznym partnerem Rosji" oraz podkreślił, że od współpracy z Duszanbe "zależy sprawa pokoju i stabilizacji w Azji Środkowej".
We wspólnym komunikacie prezydenci Rosji i Tadżykistanu poinformowali też o zacieśnianiu współpracy wojskowej między dwoma krajami "w interesie bezpieczeństwa narodowego i regionalnego".
Tylko Białoruś?
Dotychczas jedynie Białoruś wspomniała o możliwości uznania Abchazji i Osetii Południowej. Stwierdził tak w czwartek Wasilij Dołgolew ambasador Białorusi w Moskwie. Prezydent Aleksander Łukaszenka wcześniej ocenił, że Rosja nie miała innego wyjścia, jak uznanie niepodległości dwóch gruzińskich prowincji.
Źródło: TVN24, PAP