"Znów muszą się liczyć z pozycją Ameryki, którą jego poprzednik utracił"


Niemieckie media podzieliły się w poglądach dotyczących ataku USA na bazę wojsk rządowych w Syrii. Dzienniki piszą o prezydencie Donaldzie Trumpie jako "pragmatyku z charakterem partyzanta" i o sygnałach pod adresem Rosji, że "amerykańskiego przywódcy nie należy nie doceniać".

Wysokonakładowy dziennik "Die Welt" uznał Donalda Trumpa za pragmatyka z charakterem partyzanta. "W ciągu kilku godzin Trump udowodnił, że Ameryka jest nadal supermocarstwem" - ocenił autor komentarza Jacques Schuster.

"Trump jest zarówno w życiu prywatnym, jak i w polityce pragmatykiem z charakterem bojownika miejskiej partyzantki. Istotą wojny partyzanckiej jest prowadzenie działań w taki sposób, by zawsze zaskoczyć przeciwnika. Trump zaskoczył wszystkich - nie tylko Syryjczyków, lecz także Rosjan, Irańczyków, Europejczyków i zarówno swoich Republikanów, jak i Demokratów" - tłumaczył Schuster.

Względy polityczne

Zdaniem komentatora, nie można wykluczyć, że Trumpem rzeczywiście wstrząsnęły zdjęcia konających kobiet i dzieci. "Podejmując bez ceregieli decyzję o zbombardowaniu Syrii, prezydent kierował się jednak także względami politycznymi. Za jednym zamachem zapewnił Stanom Zjednoczonym powrót na Bliski Wschód" - wyjaśnił niemiecki dziennikarz.

"W przyszłości Syryjczycy, Irańczycy, Rosjanie i Turcy znów muszą się liczyć z pozycją Ameryki, którą jego poprzednik Barack Obama utracił. Waszyngton znów siedzi przy stole, przy którym mowa jest o przyszłości Syrii" - komentuje w sobotniej publikacji "Die Welt".

Zdaniem tego dziennika, "akcja Trumpa jest sygnałem pod adresem Rosji, że nie należy go nie doceniać". "Uderzeniem z powietrza Trump unaocznił Putinowi, że w przeciwieństwie do swojego poprzednika nie ma zamiaru ograniczyć się do rozmów bez konsekwencji, lecz że będzie w razie potrzeby działał" - podkreślił Jacques Schuster.

"Deptane prawa człowieka"

Bardziej sceptycznie ocenia akcję Trumpa dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Dziennikarz Kurt Kister przypomina, że Syria jest "całkowicie rozbitym krajem, gdzie walczą ze sobą miejscowi i zagraniczni partyzanci, religijnie motywowani bandyci i regularne wojsko z kilkunastu krajów". "Prawo międzynarodowe łamane jest codziennie, a prawa człowieka notorycznie deptane. Wszystkie dotychczasowe polityczne próby doprowadzenia do rozejmu spaliły na panewce" - napisał Kister.

"Demonstracyjne uderzenia militarne, jak to przeciwko bazie lotniczej w prowincji Homs, mogą odnieść skutek krótkotrwały, ale jeśli nie zostaną włączone do strategii ograniczania konfliktu, to będą pozbawione sensu" - zaznaczył dziennikarz.

Zdaniem "Sueddeutsche Zeitung" wobec patowej sytuacji, w jakiej znalazła się Syria, nadszedł czas na "wspólną inicjatywę polityczną wszystkich uczestniczących w konflikcie stron, w tym Moskwy, Teheranu, Waszyngtonu i Ankary".

Rolę pośrednika mogłaby przejąć Unia Europejska, gdyż ONZ nie jest w stanie podołać temu zadaniu - stwierdził Kister. Jego zdaniem UE "na początek" powinna spróbować nakłonić Rosję i USA do "zajęcia miejsca przy stole negocjacyjnym". "Warunkiem jest jednak chociażby niewielkie zdystansowanie się Putina od Asada oraz poważne zainteresowanie Trumpa sytuacja w Syrii" - tłumaczył niemiecki komentator. Rozwiązywanie konfliktu powinno się rozpocząć od ustanowienia stref bezpieczeństwa, zakazu lotów, organizacji konwojów z pomocą, co jest "jak najbardziej możliwe" - ocenił.

"Podgrzana atmosfera"

Niemcy mogłyby, zdaniem "Sueddeutsche Zeitung", odegrać rolę "siły pchającej ten proces do przodu". "Nędza milionów uchodźców z Syrii jest bezpośrednim następstwem wojny w Syrii. Rakiety i bomby z rosyjskich, syryjskich, amerykańskich czy tureckich samolotów pogłębiają tylko to nieszczęście" - podał dziennik.

Zdaniem gazety "Frankfurter Rundschau" operacja wojskowa USA jedynie "pogrzała atmosferę wojny domowej". "Atak nie przybliża nas do pokojowego rozwiązania konfliktu" - ostrzega gazeta.

"USA nie mają strategii, która mogłaby doprowadzić do pokoju" - zauważył autor komentarza, który podkreślił, że "Trumpowi chodzi jedynie o demonstrację siły i ukaranie Baszara el-Asada za rzekome użycie gazu bojowego". "To zbyt mało i mało przekonujące" - ocenił "Frankfurter Rundschau".

Wydawany w Berlinie "Der Tagesspiegel" zwraca z kolei uwagę, że Trump uprawia "politykę telewizyjną". "Opinią publiczną i Trumpem wstrząsnęły zdjęcia telewizyjne syryjskich dzieci zmarłych wskutek użycia gazu. Trump odpowiedział prostymi środkami, które rozumieją jego wyborcy: zdjęciami telewizyjnymi rakiet Tomahawk. Celem jest pokazanie amerykańskiej siły. Bardzo wątpliwe, czy akcja ta przybliży polityczne rozwiązanie konfliktu" - czytamy w "Tagesspieglu".

60 pocisków

Stany Zjednoczone zaatakowały w nocy z czwartku na piątek bazę lotniczą wojsk rządowych w pobliżu miasta Homs w Syrii wystrzeliwując z dwóch okrętów wojennych około 60 pocisków samosterujących - poinformowały amerykańskie osobistości oficjalne. Pociski typu Tomahawk wystrzelono z dwóch amerykańskich niszczycieli na Morzu Śródziemnym. Ataku dokonano na rozkaz prezydenta Donalda Trumpa.

Według cytowanych źródeł była to odpowiedź na atak przy użyciu broni chemicznej, w tym gazu sarinu paraliżującego system nerwowy, na miasto Chan Szajchun. Trump oskarżył o ten atak prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Asad odrzucił to oskarżenie. W rezultacie ataku zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci.

Amerykański atak na syryjską bazę Szajrat w 2017 rokutvn24.pl

Autor: tas\mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: