Niemiecka minister sprawiedliwości liczy na zmianę stanowiska posiadacza kolekcji dzieł sztuki, wśród których są przedmioty zagrabione przez III Rzeszę. W wywiadzie dla dziennika "Sueddeutsche Zeitung" Sabine Leutheusser-Schnarrenberger wezwała Corneliusa Gurlitta do oddania obrazów.
- Mam nadzieję, że nie jest to jego ostatnie słowo - powiedziała Leutheusser-Schnarrenberger, komentując wcześniejszą wypowiedź Corneliusa Gurlitta, że "dobrowolnie niczego nie odda".
Precz z uporem
Minister sprawiedliwości wezwała spadkobiercę unikalnej kolekcji do podjęcia rozmów z władzami. - Uporem niczego nie osiągniemy - zaznaczyła szefowa resortu.
Zdaniem Leutheusser-Schnarrenberger sugestia bawarskiego ministra sprawiedliwości Winfrieda Bausbacka, by działając wstecz unieważnić w przypadku kolekcji Gurlitta przedawnienie dotyczące tego przestępstwa, ma bardzo małe szanse powodzenia. - Pole manewru jest bardzo, bardzo małe - oceniła. Jak zaznaczyła, jej resort nie ma jeszcze konkretnych planów podjęcia rozmów z Gurlittem, by skłonić go do dobrowolnej rezygnacji z części kolekcji odebranej właścicielom przez nazistów. Handel obrazami, zarekwirowanymi przez nazistów jako "sztuka zdegenerowana", w niemieckich muzeach i innych publicznych placówkach uważany jest za legalny. Natomiast przypadki odbierania lub kupowania po cenach zaniżonych dzieł sztuki od osób prywatnych, najczęściej pozbawionym w III Rzeszy praw Żydom, uległy przedawnieniu. 80-letni mieszkaniec Monachium w wywiadzie dla najnowszego wydania tygodnika "Der Spiegel" powiedział, że kolekcja ponad 1400 obrazów, zabezpieczona przez policję w jego mieszkaniu, została nabyta przez jego ojca zgodnie z prawem. Zarzucił wymiarowi sprawiedliwości przedstawianie sprawy w sposób nieprawdziwy. Jak zaznaczył, dowody przekazane przez niego prokuraturze oczyszczają go z wszelkich podejrzeń. Przeciwko niemu toczy się obecnie postępowanie karnoskarbowe. Gurlitt zarzucił prokuraturze, że do tej pory nie otrzymał na piśmie zarzutów.
Właściciel ma rację
Leutheusser-Schnarrenberger uznała zarzuty Gurlitta wobec prokuratury za słuszne. Jak podkreśliła, nie rozumie, dlaczego te obrazy, co do których nie zachodzi podejrzenie, że pochodzą z rabunku, nie zostały do tej pory zwrócone. Tygodnik "Focus" ujawnił dwa tygodnie temu, że Gurlitt ukrywał w swoim mieszkaniu unikalną kolekcję 1406 obrazów, zawierającą nieznane prace twórców modernizmu klasycznego, a także dzieła pochodzące z wcześniejszych epok. Były wśród nich dzieła Picassa, Chagalla, Noldego, Mackego, Matisse'a, Liebermanna i Dixa o wartości oszacowanej przez media na 1 miliard euro. Jak się okazało, władze Bawarii zabezpieczyły obrazy w lutym 2012 roku, przez ponad półtora roku utrzymując ten fakt w tajemnicy. Cornelius Gurlitt odziedziczył zbiory po swoim ojcu, historyku sztuki Hildebrandzie Gurlitcie, który na polecenie władz III Rzeszy sprzedawał za granicę dzieła uznane przez nazistów za przejaw sztuki "zdegenerowanej i narodowo obcej", usunięte jako szkodliwe z muzeów lub skonfiskowane czy też odkupione po zaniżonej cenie od prawowitych właścicieli, w większości Żydów. Hildebrand Gurlitt został po wojnie zatrzymany przez Amerykanów, jednak udało mu się przekonać władze okupacyjne, że był ofiarą prześladowań. Amerykanie zwrócili mu zarekwirowane dzieła sztuki. Przedstawiciele bawarskiego wymiaru sprawiedliwości chcą nakłonić Gurlitta do dobrowolnego oddania władzom obrazów, z których 590 uważanych jest za pochodzące z rabunku, w zamian za zawieszenie śledztwa.
Autor: rf / Źródło: PAP