Zdemolowane witryny sklepowe i liczne ataki na policjantów - tak wyglądała noc z soboty na niedzielę w niemieckim Stuttgarcie. W zamieszkach udział wzięło kilkaset osób, interweniowało ponad 200 policjantów.
Zamieszki wybuchły w niedzielę tuż po północy. Około 500 młodych ludzi, w niewielkich grupach, atakowały policjantów wyrywaną z chodników kostką brukową, niszczyły samochody, grabiły sklepy. Interweniowało ponad 200 policjantów, około 20 z nich zostało rannych.
- Sytuacja jest całkowicie poza kontrolą - informował nad ranem rzecznik miejscowej policji.
Władze, by przywrócić porządek w mieście, zaczęły ściągać policyjne posiłki z Badenii-Wirtembergii, kraju związkowego RFN, którego Stuttgart jest stolicą. Dopiero około trzeciej nad ranem siłom porządkowym udało się opanować sytuację. Policja aresztowała tymczasowo 24 uczestników zamieszek.
Centralnym punktem nocnych zamieszek, obok Placu Zamkowego, była pobliska ulica Królewska, znana w Stuttgarcie jako główna aleja sklepowa.
Miało się zacząć od kontroli policji
Wciąż nieznana jest oficjalna przyczyna zamieszek i dlaczego przybrały one tak brutalny charakter. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że eskalację przemocy wywołała kontrola policji, związana z domniemanym posiadaniem narkotyków przez młodych ludzi spędzających wolny czas w mieście.
Kontrolowani mieli poczuć się napastowani i odpowiedzieli policji wyzwiskami i rękoczynami. Potem zaczęli atakować policyjne radiowozy i, podzieleni na grupy, ruszyli do centrum, gdzie zaczęli demolować sklepy i wdali się w uliczną bijatykę z policjantami, która zaczęła przybierać coraz bardziej gwałtowny charakter.
Źródło: Reuters