Wojna na Ukrainie, mimo iż toczy się na wschodzie, dotyczy całego kraju i wszystkich Ukraińców. Jak to zwykle bywa, nie wszyscy chcą umierać za ojczyznę. Są tacy, którzy, chcąc uniknąć powołania, uciekają z kraju. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Tuż po ubiegłorocznym zwycięstwie aktywistów z euromajdanu i ucieczce Wiktora Janukowycza z Kijowa w całym mieście panowała atmosfera karnawału. Przed punktami poborowymi ustawiały się długie kolejki. Do armii zgłaszali się wszyscy - młodzi i starsi, zarówno ci, co służbę wojskową mieli dawno już za sobą, jaki i studenci.
Jednak dzisiaj po tamtej atmosferze nic już nie zostało. Punkt rekrutacyjny ochotniczego batalionu Azow świeci pustkami.
Głośno nikt nie chce powiedzieć, że ochotników jest coraz mniej. Wystarczy jednak wyjść na zewnątrz i porozmawiać z żołnierzami, którzy właśnie ze wschodu wrócili, by przekonać się, jakie morale jest w armii. - Różne są nastroje, niektórzy idą z chęcią, są tacy co wręcz proszą i sami wpisują się na listy - chcą służyć i bronić swojego kraju, a niektórzy oczywiście... no wiadomo - mówi ochotnik z batalionu Czernychów. - Teraz jest ciężko, ale się trzymamy, gdzie mamy się podziać? Pozostało nam się tylko trzymać. Nic więcej. Myślę, że wszystko będzie dobrze, ale jeśli byśmy jeszcze jakąś pomoc dostali, wtedy będziemy się trzymać jeszcze lepiej - dodaje drugi.
Wojna albo rodzina
Część Ukraińców od wojny ucieka do Polski, tak jak Dymitri. Wyjechał pół roku temu z Artemowska, miasta położonego tuż obok Debalcewego. Nie chce pokazywać twarzy. Gdyby został w domu, równie dobrze mógł trafić do armii ukraińskiej jak i siłą być wcielony do oddziałów separatystów. - Chciałem iść do armii, ale moja matka była bardzo przeciwna. Musiałem zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze: moja Ukraina czy moja własna rodzina - mówi. Dymitri wybrał rodzinę. Pierwszą noc w Polsce spędził na warszawskim dworcu, bo agencja, która załatwiała mu wyjazd, rozpłynęła się. - Myślę, że jeżeli wrócę to nie do Doniecka, raczej do Artemowska zajrzę przejazdem, popatrzę co i jak, ale na stałe już nie wrócę, zostanę tutaj w Warszawie - dodaje.
Dymitri ma nadzieję, że jak już na dobre osiądzie w Polsce, uda mu się ściągnąć tutaj swoje młodsze siostry i rodziców.
Autor: db\mtom / Źródło: tvn24