Nie spadł, ale go zestrzelili?

 
Zdjęcie wraku pasażerskiego DC-6 wiozącego sekretarza ONZForum/Topfoto

Na jaw wyszły nowe dowody, które wskazują, iż samolot wiozący sekretarza generalnego ONZ Daga Hammarskjoelda, wcale nie rozbił się przez błąd pilota, ale został zestrzelony. Szwedzki badacz na potwierdzenie tej tezy przedstawia do tej pory nieznane zeznania świadków, którzy widzieli ostatnie momenty maszyny wiozącej szwedzkiego polityka 18 września 1961 roku.

Śmierć Hammarskjoelda i 15 podróżujących z nim osób jest jednym z najbardziej tajemniczych zdarzeń w historii ONZ i Afryki. Samolot pasażerski DC-6 wiozący pochodzącego z Szwecji sekretarza generalnego ONZ rozbił się w dżungli niedaleko lotniska w mieście Ndola w ówczesnej Rodezji Północnej (obecnie Zambia) 18 września 1961 roku.

Oficjalna wersja wypadku ustalona przez komisję zarządzaną przez brytyjskie władze kolonialne wskazała na winę pilota. Późniejsze dochodzenie przeprowadzone przez ONZ powieliło wynik badań przeprowadzonych przez Brytyjczyków. Przez lata wokół katastrofy samolotu powstało jednak wiele teorii wskazujących, iż nie był to wypadek a zamach. Ich podstawą był fakt, że zarówno Amerykanom jak i Brytyjczykom oraz bogatym koncernom górniczy mogło zależeć na wyeliminowaniu Szweda.

 
Sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjoeld (Fot. UN) 
 
DC-6, w takim samolocie zginął Hammarskjoeld (Fot. Wikipedia/TomE) 

Ognie na niebie

Rodak Hammarskjoelda, Goran Bjoerkdahl, przez kilka ostatnich lat zbierał dowody na potwierdzenie tezy, iż DC-6 wiozący Sekretarza Generalnego ONZ nie rozbił się sam. Szwed skupił się na poszukiwaniu świadków katastrofy z 1961 roku. W ciągu trzech lat rozmawiał z kilkoma wieśniakami z okolic miejsca upadku DC-6, którzy zgodnie twierdzą, że nie był to jedyny samolot latający tamtej nocy nad ich głowami.

- Widzieliśmy samolot latający nad lotniskiem Chifubu. Z początku nie przywiązywaliśmy do niego uwagi, ale kiedy nadleciał nad okolicę po raz drugi, a potem trzeci, zaczęliśmy go obserwować - mówił 84-letni Dickson Mbewe w rozmowie relacjonowanej przez brytyjski dziennik "The Guardian". - Nagle zobaczyliśmy, że od tyłu zbliża się do niego szybko inny mały samolot, z którego wystrzelił bardzo jasny ogień - opowiada wieśniak. Po wypuszczeniu "ognia" mała maszyna miała zawrócić i odlecieć. Dźwięk silników dużej maszyny miał się natomiast wyraźnie zmienić, a samolot spadł.

Podobnie brzmiała opowieść kilku innych mieszkańców okolic lotniska. Wszyscy widzieli bądź słyszeli drugi samolot o napędzie odrzutowym (DC-6 ma napęd turbośmigłowy), który miał otworzyć ogień do maszyny pasażerskiej. Wszyscy milczeli przez lata, ponieważ nikt ich nie pytał o wydarzenia z nocy katastrofy, a policja pilnująca 40 lat temu wraku kazała im się wynosić i nie interesować sprawą. Bali się więc, że za mówienie o wypadku zostaną ukarani.

Niepotrzebna śmierć

Drugim ważnym wątkiem potwierdzającym teorie zaprzeczające wersji o wypadku, jest oświadczenie lekarza Marka Lowenthala, który opiekował się jedyną osobą, która przetrwała katastrofę. Amerykański sierżant Harold Julian należący do ochrony Sekretarza Generalnego ONZ wyszedł z wypadku poważnie ranny. Zmarł po pięciu dniach pozostawiony w nie gwarantującym odpowiedniej opieki lokalnym szpitalu w mieście Ndola.

- Ten epizod to moja największa porażka zawodowa w długiej karierze - napisał Lowenthal. - Dlaczego władze USA nie zadbały o natychmiastowe wydostanie swojego obywatela? Dopiero po latach stwierdziłem, że powinienem próbować skontaktować się z Amerykanami i powiedzieć im: "wasz obywatel w służbie ONZ umiera, przyślijcie samolot" - pisał lekarz.

Przed śmiercią Amerykanin miał powiedzieć pilnującym go policjantom, że przed katastrofą widział błyski w pobliżu samolotu i eksplozję.

Wyraźny motyw

Goran Bjoerkdahl zaznacza, że nie ma przekonywującego dowodu na to, kto stoi za śmiercią Hammarskjoelda, ale jest niemal pewien, że nie był to wypadek. - To oczywiste, że wiele okoliczności wskazuje na zaangażowanie zachodnich mocarstw - mówi Szwed.

Sekretarz Generalny zginął, gdy próbował zakończyć wojnę domową w Kongo. Jedną ze stron konfliktu były wspierane przez kraje zachodnie i koncerny górnicze oddziały separatystyczne w bogatej w cennej minerały Katandze. Kilka dni przed swoją śmiercią Szwed nakazał przeprowadzenie operacji "Morthor" w której oddziały ONZ miały aresztować przywódców separatystycznych i oddziały najemników.

Zarówno USA jak i Wielka Brytania oraz koncerny wydobywcze były "niezadowolone" z poczynań szwedzkiego Sekretarza Generalnego ONZ. - Motyw jest jasny, zagrożenie dla zachodnich interesów w wielkich zasobach surowców. To były lata upadku kolonialnych władz w Afryce, biali starali się utrzymać cenne skrawki za wszelką cenę - mówi Björkdahl.

- Hammarskjöld starał się wypełniać co do litery kartę ONZ i zasady prawa międzynarodowego - stwierdził Szwed. - Po lekturze telegramów i prywatnych listów sekretarza ONZ mam wrażenie, iż był zdegustowany działaniami mocarstw - dodaje.

Po śmierci Hamarskjoelda oenzetowska interwencja na rzecz władz niepodległego Konga na dwa lata utknęła w niemal martwym punkcie. Dopiero dwa lata później wojska ONZ doprowadziły do upadku separatystów z Katangi.

Źródło: Guardian

Źródło zdjęcia głównego: Forum/Topfoto