- Jak-42 bardzo długo nabierał prędkości i nie mógł wystartować. Gdy w końcu wzniósł się w powietrze niemal natychmiast przechylił się i spadł - relacjonuje pracownik lotniska w Jarosławiu, który wydał pozwolenie na start maszyny i widział jej ostatnie sekundy. Jak-42 spadł niedaleko lotniska do dopływu Wołgi. - Płomienie były wysokie na dziewięć pięter - relacjonuje inny świadek.
Arius Nowicki, zarządca lotniska Tunoszna pod Jarosławiem, nadzorował start Jaka-42, wiozącego drużynę hokejową Lokomotivu na mecz do Mińska. Ze swojego stanowiska na wieży kontroli lotów obserwował cały start i krótki lot maszyny.
Brak mocy
- Dowódca poprosił o zgodę na start, której mu udzieliłem. Jak-42 rozpoczął rozbieg o godzinie 16 czasu moskiewskiego (14 czasu polskiego) - relacjonuje Nowicki. Według 38-letniego zarządcy lotniska, kapitan samolotu nie zgłaszał żadnych problemów.
Te jednak wystąpiły. Jak mówi Nowicki, już od początku rozpędzania się maszyny na pasie coś było nie tak. - Bardzo powoli nabierał prędkości i długo nie mógł oderwać się od pasa - mówi Rosjanin. - Przejechał punkt, w którym powinien się wznieść i dalej jechał po pasie. Asfalt się w końcu skończył i Jak-42 wyjechał na trawę. Dopiero wtedy udało mu się z wysiłkiem wystartować - relacjonuję Nowicki.
Jak opisuje zarządca lotniska, samolot nie wzbił się jednak wysoko. Wzniósł się tylko na kilkanaście metrów po czym przechylił się na skrzydło i spadł na ziemię. - Podczas całego startu załoga nie komunikowała się ze mną. Prawnie nie miała takiego obowiązku, bo do wysokości 200 metrów nie muszą utrzymywać łączności - mówi Nowicki.
Tragiczne wznoszenie
Według jednej z mieszkanek wioski obok lotniska, zanim samolot uderzył w ziemię było słychać "dwa głośne wybuchy". - Kołysał się w powietrzu, było jasne że coś jest nie tak - mówi Irina Prakchowa. Rosyjscy śledczy poinformowali, że samolot przed katastrofą uderzył skrzydłem w maszt radiolatarni a potem w drzewa i zaczął rozpadać się w powietrzu.
Wrak maszyny spoczął na brzegu dopływu Wołgi. Część leży na lądzie a część w wodzie. Ponieważ katastrofa nastąpiła tuż po starcie, w bakach było pełno paliwa, które natychmiast zapaliło się. - Płomienie były wysokie na dziewięć pięter - twierdzi jeden z policjantów, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce tragedii.
Z wraku udało się wydostać jedynie dwie żywe osoby. Jedna to hokeista Aleksandr Halimow, druga to technik pokładowy Aleksandr Sizow. Obaj są w bardzo ciężkim stanie. Sportowiec ma 80 procent poparzonego ciała. Lotnik ma pęknięte biodro i czaszkę oraz poparzone 10 procent ciała.
Służby ratunkowe obecnie wydobywają z rzeki ciała ofiar. Na pokładzie samolotu znajdowało się łącznie 45 osób: 8 członków załogi i 37 pasażerów.
Niesprawny sprzęt?
Jak ustaliły rosyjskie media, ten konkretny Jak-42 linii "Jak Serwis" miał pozwolenie na loty do pierwszego października 2011 roku. Lot z hokeistami do Mińska miał być jednym z ostatnich przed decyzją co do jego przyszłości. Ostatni raz przegląd przeprowadzono 16 sierpnia.
Samolot nie był bardzo stary. Wyprodukowano go w 1993 roku. Przez 18 lat spędził w powietrzu ponad 15 tysięcy godzin i wykonał siedem tysięcy lotów. Przedstawiciel władz lotniczych zapewniał w wypowiedzi dla rosyjskich mediów, że maszyna była w dobrym stanie i była odpowiednio konserwowana.
Jednak w 2009 roku Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego sklasyfikowała linie "Jak Serwis" jako najmniej bezpieczne w całej Rosji.
Źródło: news.ru, lifenews.ru, PAP