Policyjne oddziały prewencji usunęły w piątek kilkanaście osób z budynku w Rennes, na zachodzie Francji, zajętego przez protestujących przeciwko kontrowersyjnej reformie prawa pracy, która wywołuje uliczne demonstracje w całym kraju.
Używając drabiny strażackiej policjanci dostali się przez dach do budynku i zmusili protestujących do opuszczenia sali spotkań związkowych i politycznych, która była przez nich okupowana od 1 maja. Po czwartkowych protestach, które w niektórych francuskich miastach przerodziły się w zamieszki, zatrzymano 82 osoby. Premier Manuel Valls potępił chuliganów, którzy plądrowali biura rządzącej Partii Socjalistycznej i umieszczali na nich antyrządowe graffiti, a w Nantes, na zachodzie, zniszczyli dworzec kolejowy.
Demonstranci od ponad dwóch miesięcy wychodzą na ulice, sprzeciwiając się forsowanym przez rząd zmianom w ustawodawstwie, które wydłużają godziny pracy w skali tygodnia, ułatwiają zwalnianie pracowników i osłabiają związki zawodowe. Jak poinformował szef MSW Bernard Cazeneuve od początku protestów zatrzymano ok. 1000 osób. Pojawiły się apele o zorganizowanie większych protestów ulicznych w przyszłym tygodniu oraz strajków, w których udział wzięliby pracownicy kolei, portów, lotnisk, rafinerii i kierowcy ciężarówek. - Rząd ma przeciwko sobie opinię publiczną, większość związków zawodowych i młodych ludzi - powiedział przywódca największej centrali związkowej CGT Philippe Martinez. Inni przedstawiciele CGT wezwali do serii strajków, które miałyby się rozpocząć w poniedziałek. Sami policjanci planują protestować w przyszłym tygodniu przeciwko, jak twierdzą, wzrostowi niechęci do nich. Funkcjonariusze muszą ostatnio dłużej pracować w związku ze stanem wyjątkowym wprowadzonym po dżihadystycznych zamachach w Paryżu z listopada ub.r., w których zginęło 130 osób.
Francuzi przeciwni zmianom
Według sondaży trzech na czterech Francuzów sprzeciwia się zmianom, które otwierają drogę do przedłużenia tygodnia pracy z obecnych 35 do 48 godzin, a dnia pracy w różnych przypadkach do 12 godzin. Rząd uzasadnia potrzebę liberalizacji kodeksu pracy koniecznością przystosowania francuskich przedsiębiorstw do międzynarodowej konkurencji. Projekt zmian w ustawodawstwie przewiduje też pewne ułatwienia dla pracodawców dotyczące zwolnień i związanych z nimi odpraw, a także osłabienie praw związkowych. Wprowadza jednak także pewne nowe środki ochronne - możliwość nieodbierania służbowych maili i telefonów po godzinach pracy oraz nowy dodatek dla młodych ludzi szukających pracy w wysokości 461 euro.
Po raz ostatni we Francji dochodziło do protestów na wielką skalę w 2011 roku, gdy związki zawodowe chciały wymusić na ówczesnym prezydencie Nicolasie Sarkozym wycofanie przepisów podnoszących wiek emerytalny. Ostatecznie nie udało im się tego zrobić. Pięć lat temu na ulice wychodziły setki tysięcy osób. Według MSW w czwartkowych demonstracjach uczestniczyło 55 tys. ludzi, czyli mniej niż podczas poprzednich protestów przeciwko zmiano w prawie pracy. Ich szczyt przypadł 31 marca, kiedy to w różnych miastach kraju demonstrowało ok. 390 tys. osób. W czwartek reforma prawa pracy została przyjęta w pierwszym czytaniu w Zgromadzeniu Narodowym. Zmiany w ustawodawstwie trafią teraz do Senatu. Tam opozycyjni Republikanie mają większość, więc możliwe, że ustawa wróci do izby niższej.
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: ENEX