Sąd w Nepalu uznał za winnego pedofilii byłego pracownika ONZ. Kanadyjczyka zatrzymano na gorącym uczynku w kwietniu 2018 roku. Grozi mu 10 lat więzienia. - Wykorzystywał seksualnie dzieci, dając im wcześniej fałszywą nadzieję, że zostaną zabrane za granicę - powiedział rzecznik Centralnego Biura Śledczego Jeevan Shrestha.
Wyrok sądu w Katmandu usłyszał Peter Dalglish, były szef Programu Narodów Zjednoczonych ds. Osiedli Ludzkich w Afganistanie i szef doradców technicznych programu ONZ ds. pracy dzieci w Nepalu.
Centralne Biuro Śledcze (CBI) nepalskiej policji zatrzymało 62-letniego Kanadyjczyka na gorącym uczynku w kwietniu 2018 roku.
W momencie aresztowania Dalglish przebywał z dwoma chłopcami w wieku 12 i 14 lat w pokoju w wynajętej willi w dystrykcie Kavrepalanchok. Chłopcy zeznali, że Dalglish spał z nimi w jednym łóżku i gwałcił ich w nocy. - Wykorzystywał seksualnie dzieci, dając im wcześniej fałszywą nadzieję, że zostaną zabrane za granicę - powiedział dziennikowi "Kathmandu Post" rzecznik CBI Jeevan Shrestha.
Od dawna na celowniku śledczych
- Ufaliśmy mu. Dobrze nas traktował. Nie wiedzieliśmy, co siedzi w jego głowie - mówił "Kathmandu Post" mieszkaniec wioski, gdzie przebywał Dalglish.
Ojciec jednej z ofiar, która zeznawała przeciw Kanadyjczykowi, pracował w jego wynajmowanym domu przez pięć lat. Molestowanie chłopca miało trwać około czterech lat. W mieszkaniu znaleziono materiały pornograficzne z udziałem dzieci. Policja od dłuższego czasu śledziła Dalglisha, kawalera Orderu Kanady i założyciela organizacji Street Kids International, która pomaga dzieciom ulicy. Podejrzenia wobec niego mieli między innymi pracownicy jednej ze szkół z internatem w Katmandu, gdzie Kanadyjczyk prowadził kursy.
Nie pierwszy taki przypadek w Nepalu. "Nikt nie reaguje"
W ostatnich latach w Nepalu doszło do kilku głośnych aresztowań pedofilów. Jednym z nich był 63-letni Hans Dahm, który prowadził organizację charytatywną rozdającą dzieciom ulicy darmowe posiłki.
- W kilku przypadkach pracowali oni w organizacjach charytatywnych, które rozdawały dzieciom pieniądze, jedzenie i ubrania - tłumaczył nepalskiemu dziennikowi szef CBI Pushkar Karki. - Nasze prawo nie jest tak surowe, jak w innych krajach i nie ma społecznego nadzoru, jak w krajach rozwiniętych - podkreślił. - Taki jest sposób działania tych ludzi. Zdobywają zaufanie rodziców i zaprzyjaźniają się z nimi. Znajomość z obcokrajowcem może być finansową szansą dla rodziny - powiedziała Abha Karki, która od prawie dekady pracuje w lokalnych organizacjach walczących z handlem ludźmi.
Karki podkreśliła, że "sąsiedzi, zwłaszcza w Katmandu, są obojętni".
- Nikt nie reaguje, kiedy ktoś, obojętne czy Nepalczyk, czy obcokrajowiec, przyprowadza dzieci do swojego domu i nie wiadomo, co się tam z nimi dzieje - tłumaczyła Shailaja Kc, która od prawie 20 lat zajmuje się takimi sprawami. - Często pedofile pozyskują dzieci z sierocińców - dodała.
"Towar wystawiany obcokrajowcom na pokaz"
Eksperci szacują, że 80 procent dzieci w sierocińcach w Nepalu w rzeczywistości nie jest sierotami, służą natomiast do pozyskiwania zagranicznych sponsorów. - Dzieci są przerzucane z jednego do drugiego sierocińca, jak towar wystawiany obcokrajowcom na pokaz - opowiadała Shailaja.
- Ten proceder przybrał na sile w ostatnich pięciu-siedmiu latach - zaznaczył Olivier Bertin, który pracował między innymi w Czerwonym Krzyżu. Bertin pod koniec lat 90. prowadził śledztwa przeciw zagranicznym pedofilom w Katmandu.
- Po tym, jak Tajlandia i Kambodża wzięły się za ten proceder, jeszcze przed trzęsieniem ziemi w 2015 roku zaczęli przyjeżdżać do Nepalu - tłumaczył. Bertin wyraził opinię, że teraz policja ma wreszcie więcej narzędzi do ścigania pedofilów. - Wcześniej takie przestępstwa nie były skodyfikowane. To konserwatywne społeczeństwo, gdzie nie mówi się o takich sprawach - ocenił.
Dalglish: nie skrzywdziłem żadnego dziecka
Dalglish nie przyznaje się do winy. - Wywalczę swoją wolność. Kocham ten kraj. Będę walczył w obronie dzieci. Nie jestem pedofilem. Nigdy nie skrzywdziłem i nie dotykałem w nieodpowiedni sposób żadnego dziecka - mówił pod koniec 2018 roku, przebywając już w areszcie, reporterowi Al-Dżaziry.
Prawnicy Kanadyjczyka kwestionują dowody, zeznania ofiar i materiał wideo z przesłuchania, w którym Dalglish miał przyznać się do zarzucanych mu czynów. Ich zdaniem błąd popełnił nepalski tłumacz. Zastępca inspektora policji Kabit Katwal, który przesłuchiwał Dalglisha, mówi jednak dobrze po angielsku. - Mamy dowody, przyznanie się do winy, ofiary jasno opowiedziały, jak doszło do przestępstwa - powiedział kanadyjskiej gazecie "The Globe and Mail".
Nepalski sąd orzekł o winie Dalglisha, lecz wstrzymał się jeszcze z uzasadnieniem wyroku i podaniem wymiaru kary. Kanadyjczykowi grozi do 10 lat więzienia.
Autor: akw//rzw//kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock