- Wierzyliśmy, że jedziemy na rutynowe ćwiczenia. Gdybym wiedział, że chodzi o wojnę, nigdy bym się na to nie zgodził. Mam dwójkę małych dzieci - opowiada w rozmowie z tygodnikiem "Newsweek" jeden z rosyjskich spadochroniarzy, którzy "przypadkiem" - jak twierdzi Kreml - znaleźli się na wschodzie Ukrainy. Swój pobyt na froncie nazywa "najdłuższym sierpniem w życiu", a Rosjanie z niedowierzaniem przyjmują informacje o kolejnych cynkowych trumnach wracających do kraju z ofiarami wojny, która oficjalnie się nie toczy.
Pod koniec sierpnia na Ukrainie zatrzymano 10 żołnierzy z 331. pułku 98. dywizji wojsk powietrznodesantowych Federacji Rosyjskiej. Wojskowi tłumaczyli, że za ukraińską granicę trafili "przez przypadek". Dla strony ukraińskiej był to dowód na to, że w Donbasie walczy regularna armia Federacji Rosyjskiej.
To, co od dłuższego czasu było oczywiste dla Ukraińców i Zachodu, jest tematem tabu na terytorium samej Rosji. Machina propagandowa Kremla nie zdołała jednak przykryć pojawiających się w coraz szerszych kręgach doniesień o kolejnych rosyjskich żołnierzach wracających do domu w cynkowych trumnach, a następnie grzebanych w tajemnicy.
Ofiary wojny, której oficjalnie nie ma, przypominają o radzieckiej interwencji w Afganistanie. Wtedy też ukrywano skalę strat, a żołnierze również byli transportowani w cynkowych trumnach, znanych w Rosji jako "ładunek 200".
"Najdłuższy sierpień w życiu"
Dziennikarce europejskiej edycji tygodnika "Newsweek" udało się porozmawiać z jednym z żołnierzy z 331. pułku 98. dywizji powietrznodesantowych, który walczył na Ukrainie. Swój pobyt na froncie opisał jako "najdłuższy sierpień" w życiu. - Kiedy w zeszłym miesiącu jechaliśmy pociągiem do Rostowa, nie miałem pojęcia, że trafimy na Ukrainę. Wierzyliśmy, że skierowali nas do bazy na rutynowe ćwiczenia. Gdybym wiedział, że chodzi o wojnę, zrezygnowałbym jeszcze w Kostromie, mam dwójkę małych dzieci - powiedział.
Żołnierz wyjaśnił, że jego koledzy z armii niewiele rozumieją z forsowanej przez Władimira Putina idei obrony "Noworosji", obejmującej samozwańcze republiki separatystyczne. Jak dodał pragnący zachować anonimowość spadochroniarz, w ciągu kilku dni pod nieustającym ostrzałem wychudł do kości. Powodem nie był jednak brak żywności, ale ciągły strach o własne życie, jakiego - jak twierdzi - nigdy nie doświadczył.
Podmienione mundury
Żołnierze z jego oddziału przekroczyli granicę 18 sierpnia. Aby nie było wiadomo, że walczą w armii Federacji Rosyjskiej, kazano im się przebrać w zachodnie mundury kamuflażowe, które za własne pieniądze musiały kupić dla nich żony.
Pragnący zachować anonimowość rosyjski ekspert ds. wojskowości nie jest zaskoczony informacjami o przebieraniu się w mundury zachodnich armii. - Nasze siły zbrojne wykonywały tajne operacje na Bliskim Wschodzie czy Afryce w ten sam sposób. Strategia Putina nie jest niczym nowym - ocenił w rozmowie z Newsweekiem. Spadochroniarz podkreślił też, że żołnierze nie podpisywali przed wyjazdem żadnych dodatkowych dokumentów, mimo że ich umowy nie przewidują służby na terytorium obcego kraju.
- Nigdy się do tego nie zgłaszałem. Próby odejścia byłyby jednak bezcelowe - odesłaliby nas z powrotem jako mięso armatnie - powiedział "Newsweekowi".
Pogrzeby w tajemnicy
Wszystko to ma miejsce w wojnie, w której Rosja - jak zapewnia - nie jest stroną. Milczenie przerwały m.in. żony spadochroniarzy, które rozmawiają z mężami "biorącymi udział w ćwiczeniach w Rostowie" i znają prawdę. Gromadzą się przed siedzibą jednostki i domagają się wyjaśnień.
- Mąż poprosił mnie, żebym poszła do cerkwi i zapaliła świeczkę w intencji jego szczęśliwego powrotu do domu - przyznała jedna z nich.
Ludmiła, mieszkanka miejscowości Sudisławi w obwodzie kostromskim, była z kolei świadkiem sekretnego pogrzebu.
Jak opisała dziennikarce "Newsweeka", pewnego dnia około godz. 8 wieczorem w pobliżu cmentarza w pobliżu jej domu zaparkowała ciężarówka. Zapalone reflektory oświetlały ziemię mężczyznom w pośpiechu kopiącym groby. Jak stwierdziła Ludmiła, zachowywali się "tak, jakby byli złodziejami usiłującymi coś ukryć".
Autor: kg\mtom / Źródło: newsweek.com