Wykryte w minionych dniach morderstwa imigrantów, popełnione przez neonazistowski gang, to "hańba dla Niemiec" - oświadczyła kanclerz Niemiec, Angela Merkel. W sumie w latach 2000-2006 zamordowano 10 osób, w tym ośmiu tureckich i jednego greckiego przedsiębiorcę, a w 2007 roku - policjantkę z Heilbronnu. Media już piszą o terrorze "Frakcji Brunatnej Armii" (nawiązanie do lewackiej RAF z lat 70.) i spekulują o związkach neonazistów z kontrwywiadem.
- Terroryzm na skrajnej prawicy to hańba dla Niemiec. Uczynimy wszystko, by wyjaśnić te wydarzenia i by sprawiedliwości stało się zadość - powiedziała Merkel występując podczas zjazdu Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) w Lipsku.
Morderstwa neonazistowskiego gangu, złożonego z dwóch mężczyzn i kobiety, wstrząsnęły w ostatnich dniach niemiecką opinią publiczną. Do niedawna policja nie miała pojęcia o jego istnieniu.
Zabójstwa i samobójstwa
Dopiero w zeszłym tygodniu członkini grupy, Beate Zschaepe, sama zgłosiła się na policję. Wcześniej jej wspólnicy, Uwe Boehnhardt i Uwe Mundlos, popełnili samobójstwo, bojąc się schwytania po napadzie na bank w Eisenach. W tym samym dniu, w domu w Zwickau, gdzie mieszkała trójka przestępców, wybuchła bomba.
W ruinach policja znalazła broń, a także gotowe do wysłania płyty DVD z 15-minutowym filmem "Narodowosocjalistycznego Podziemia" (NSU) - podał w najnowszym wydaniu tygodnik "Der Spiegel". W nagraniu członkowie gangu oznajmili, że stanowią "narodową sieć towarzyszy, którym przyświeca zasada: czyny zamiast słów". Makabryczny film zawiera zdjęcia zamordowanych sprzedawców kebabów.
W niedzielę, w Dolnej Saksonii zatrzymano domniemanego wspólnika gangu, a niemiecki minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich przyznał, że działalność grupy to najwyraźniej "nowa forma skrajnie prawicowego terroryzmu".
"Frakcja Brunatnej Armii"
Media piszą o "Frakcji Brunatnej Armii", porównując ugrupowanie z lewacką Frakcją Czerwonej Armii (RAF), która w latach 70. rozpętała w zachodnich Niemczech krwawą kampanię terroru.
W poniedziałek minister sprawiedliwości, Sabine Leutheusser-Schnarrenberger, zapowiedziała w radiu Deutschlandfunk, że w związku ze sprawą neonazistowskiego gangu zbadana zostanie prawidłowość działań niemieckiego kontrwywiadu - Urzędu Ochrony Konstytucji. Jej zdaniem, najwyraźniej w tym przypadku zawiodły metody kontrwywiadu.
- Wstrząsające jest to, że prawicowi ekstremiści mogli w ten sposób działać w Niemczech ze strasznymi tego konsekwencjami - powiedziała minister.
Dostali pomoc kontrwywiadu?
Media spekulują, że troje przestępców otrzymało od kontrwywiadu nową tożsamość w zamian za pomoc w infiltrowaniu sceny neonazistowskiej. Dzięki temu, przez 14 lat policja nie wpadła na ich trop.
Według informacji gazety "Bild", w zgliszczach domu w Zwickau znaleziono też fałszywe dokumenty tożsamości, podobne do tych, jakie otrzymują agenci służb specjalnych.
Źródło: PAP