W czwartek siły bezpieczeństwa po raz kolejny otworzyły ogień do uczestników protestów przeciwko rządom junty wojskowej w Mjanmie - poinformowały miejscowe media. W miastach Rangun i Myaing zginęło łącznie siedmiu demonstrantów.
W Myaingu w środkowej części Mjanmy (Birmy) zabitych zostało sześć osób – powiedział agencji Reutera jeden z uczestników demonstracji, który pomagał przenosić ciała do szpitala. Sześć zgonów potwierdził również pracownik służby zdrowia.
- Protestowaliśmy pokojowo. Nie mogę uwierzyć, że to zrobili – powiedział przez telefon 31-letni świadek.
Birmańskie media donoszą również o śmierci jednej osoby w Rangunie, największym mieście kraju. Na zdjęciach publikowanych w mediach społecznościowych widać leżącego na ulicy mężczyznę z raną głowy.
Protesty w Mjanmie
Siły bezpieczeństwa brutalnie tłumią masowe protesty przeciwko zamachowi stanu z 1 lutego, w wyniku którego birmańska armia obaliła demokratycznie wybrany rząd i przejęła władzę. Według obliczeń Związku Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP) w toku protestów zabitych zostało już co najmniej 60 osób, nie licząc ofiar z czwartku.
Organizacja praw człowieka Amnesty International zarzuciła birmańskiej armii stosowanie przeciwko protestującym śmiercionośnej broni i oceniła, że w wielu przypadkach zabijanie nosiło znamiona pozaprawnych egzekucji.
- To nie są działania przeciążonych, pojedynczych funkcjonariuszy, podejmujących złe decyzje (...) To są zatwardziali dowódcy, uwikłani już w zbrodnie przeciwko ludzkości, otwarcie używający swoich żołnierzy i morderczych metod – oceniła dyrektor ds. odpowiedzi kryzysowych Amnesty Joanne Mariner.
Demonstranci domagają się uwolnienia demokratycznie wybranej przywódczyni kraju, noblistki Aung San Suu Kyi, oraz przywrócenia do władzy jej partii, Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), która rządziła Mjanmą od 2016 roku i wysoko wygrała wybory parlamentarne z listopada 2020 roku.
Wojskowa junta twierdzi, że wybory były sfałszowane, choć komisja wyborcza nie dopatrzyła się nieprawidłowości. Armia zapowiedziała przeprowadzenie kolejnych wyborów i oddanie władzy ich zwycięzcom, ale wielu Birmańczyków nie wierzy w te zapowiedzi i obawia się długotrwałej, opresyjnej dyktatury wojska.
Źródło: PAP