Wydalenie rosyjskich dyplomatów przez USA i sojuszników Ameryki jest bezprecedensową reakcją Zachodu na poczynania Rosji - podkreślił Wess Mitchell. Asystent sekretarza stanu do spraw Europy i Eurazji w poniedziałek udzielił wywiadu dla telewizji Fox News.
Mitchell, najwyższy rangą przedstawiciel Departamentu Stanu odpowiedzialny za kształtowanie polityki Waszyngtonu wobec Rosji i jej sąsiadów, polemizował z wypowiedzią komentatora telewizji Fox News, emerytowanego gen. Jacka Keane'a. Ten nazwał decyzję o wydaleniu z USA 60 rosyjskich szpiegów, podobnie jak decyzję prezydenta Baracka Obamy o wydaleniu w grudniu 2016 roku 35 "dyplomatów" Rosji, symbolicznym "trzepnięciem Kremla po łapach".
Mitchell: to bezprecedensowy akt
Wess Mitchell wskazał, że opinii komentatora Fox News nie podziela rząd Rosji. - To jest największe wydalenie rosyjskich dyplomatów w historii Stanów Zjednoczonych w historii Sojuszu Transatlantyckiego - powiedział.
Asystent sekretarza stanu ds. Europy i Eurazji zwrócił uwagę, że amerykańska decyzja i solidarne poczynania sojuszników Stanów Zjednoczonych to "bezprecedensowy akt" i "wyraźny sygnał dla rządu rosyjskiego, że USA i ich sojusznicy będą wspierali sojusznika, jakim jest Wielka Brytania, jeśli zostanie zaatakowany".
Mitchell, w przeszłości dyrektor waszyngtońskiego ośrodka politologicznego CEPA (Center for European Policy Analysis), skrytykował administrację Obamy za to, że - jak powiedział - "przez sześć lat bez wzajemności umizgiwała się do Kremla".
Przykładem tych "umizgów" była - zdaniem amerykańskiego dyplomaty - polityka "resetu", która "zakończyła się sromotną klęską".
Mitchell w wywiadzie dla Fox News wyraził "gotowość administracji prezydenta Donalda Trumpa do podjęcia współpracy z Rosją, jednak pod warunkiem, że Rosja zmieni swoje zachowanie".
"Niespodziewanie ostra" reakcja
W podobnym tonie wypowiadał się w poniedziałek zastępca rzecznika prasowego Białego Domu Hogan Gidley w programie "Fox and Friends" telewizji Fox News.
Gidley argumentował, że prezydent Trump swoją decyzją "jasno pokazał, iż Rosja poniesie koszty, jeśli jest to zgodne z interesami Stanów Zjednoczonych, ale także będzie współpracował z Rosją, jeśli leży to w naszym interesie".
Zastępca rzecznika Białego Domu podobnie jak asystent sekretarza stanu Mitchell polemizował z opiniami, że prezydent Trump w porównaniu ze swoim poprzednikiem złagodził i osłabił stanowisko Waszyngtonu wobec Moskwy.
- To prezydent Trump zgodził się na sprzedaż śmiercionośnej broni dla Ukrainy, wysłał wojska amerykańskie do Polski (...) i zwiększył eksport ropy naftowej do wschodniej Europy - żadnej z tych rzeczy nie uczyniła administracja Baracka Obamy - przypomniał Gidley.
Także wiceprezydent Mike Pence podkreślił w poniedziałek na Twitterze, że "decyzja o wydaleniu rosyjskich dyplomatów pokazuje, iż Stany Zjednoczone nie będą tolerowały aktów obcej agresji na terenie naszego kraju czy kraju naszych sojuszników".
My statement on the expulsion of Russian intelligence officers—> pic.twitter.com/CpE2EtiD7A— Vice President Mike Pence (@VP) 26 marca 2018
Poniedziałkowe wypowiedzi przedstawicieli administracji były reakcją na opinie ekspertów, których zaskoczyła "niespodziewanie ostra" reakcja Białego Domu na poczynania Rosji, szczególnie biorąc pod uwagę brak - ich zdaniem - zdecydowanej reakcji Trumpa na poczynania rosyjskiego prezydenta Władimira Putina w przeszłości.
Trump wobec Moskwy
Amerykańscy eksperci przypominają, że Trump zwlekał z potępieniem Rosji za próbę zamachu na byłego agenta rosyjskiego wywiadu Siergieja Skripala, a podczas rozmowy telefonicznej z Putinem w ubiegłym tygodniu pogratulował rosyjskiemu przywódcy zwycięstwa w wyborach prezydenckich i nie poruszył ani sprawy Skripala, ani ingerencji Kremla w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 r.
Pogratulowanie Putinowi zwycięstwa w wyborach oburzyło wielu amerykańskich polityków. Wpływowy republikański senator John McCain nazwał gratulacje amerykańskiego prezydenta dla Putina "obrazą dla każdego Rosjanina, który został pozbawiony prawa oddania głosu w wolnych i uczciwych wyborach."
Niektórzy komentatorzy - jak np. John Cassidy na portalu tygodnika "The New Yorker" - sugerowali nawet, że odwołanie Rexa Tillersona ze stanowiska sekretarza stanu było spowodowane tym, że 24 godziny przed odwołaniem szef amerykańskiej dyplomacji wcześniej niż Trump i bardziej zdecydowanie poparł przekonanie brytyjskiej premier Theresy May, że za próbą zgładzenia Skripala stała Moskwa.
Autor: mm/AG / Źródło: PAP, Fox News