Zakończyło się historyczne referendum. Nie tylko Macedonia czeka na wyniki

Aktualizacja:

Lokale do głosowania w niedzielnym referendum konsultacyjnym w Macedonii w sprawie zmiany nazwy państwa na Republika Macedonii Północnej zostały zamknięte. Na wynik czeka z uwagą Zachód, Rosja i inni, najistotniejsi światowi gracze, gdyż stawką jest integracja tego bałkańskiego państwa z Unią Europejską i NATO.

Macedońska konstytucja przewiduje, że aby referendum było ważne, frekwencja musi przekroczyć próg 50 procent. Przedstawiciel rządzącej partii ocenił, że poziom też nie zostanie przekroczony. Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała, że frekwencja o godz. 18.30, a więc na pół godziny przed zamknięciem lokali do głosowania, wynosiła zaledwie 34 proc.

Po przeliczeniu głosów oddanych w prawie połowie lokali, 90,8 proc. uczestników plebiscytu opowiedziało się za zmianą nazwy swego kraju na "Republika Macedonii Północnej".

Przewodniczący PKW Oliwer Derkoski poinformował, że referendum przebiegło bez większych incydentów.

Rozpoczęli świętowanie

Macedończycy w niedzielę głosowali w sprawie zmiany nazwy państwa, która miałaby utorować drogę do członkostwa Macedonii w UE i NATO oraz zakończyć wieloletni spór z Grecją. Władze Macedonii zgodziły się na zmianę konstytucyjnej nazwy państwa, a w zamian Grecja zobowiązała się nie blokować już przystąpienia byłej jugosłowiańskiej republiki do UE i NATO.

Jak napisała agencja AP, zgromadzeni przed budynkiem parlamentu w Skopje przeciwnicy porozumienia około godz. 19 rozpoczęli świętowanie, śpiewając i skandując słowo "Macedonia".

Do bojkotu głosowania wzywały małe nacjonalistyczne ugrupowania oraz wywodzący się z partii opozycyjnej prezydent kraju Gjorge Iwanow. Jego zdaniem zawarta w czerwcu umowa z Grecją to "naruszenie prawa do samookreślenia" Macedonii oraz gwałt na pamięci historycznej.

Przed głosowaniem obserwatorzy podkreślali, że pozytywny wynik referendum ułatwiłby macedońskiemu rządowi zdobycie poparcia 11 deputowanych parlamentu potrzebnych koalicji rządzącej, by uzyskać większość konieczną do zatwierdzenia umowy z Grecją przez parlament.

"Republika Macedonii Północnej"

Porozumienie znad granicznego jeziora Prespa przewiduje konstytucyjną zmianę nazwy Macedonii na "Republika Macedonii Północnej". Jak wskazują sondaże, większość wyrazi na to zgodę. Jednocześnie wielu opowiadających się za integracją z UE i NATO Macedończyków uważa ustępstwa za zbyt daleko idące. Pogląd ten podzielają szczególnie młodzi, uskarżający się na wysokie bezrobocie oraz masowo emigrujący z kraju.

Umowa Skopje-Ateny to próba zakończenia trwającego ponad ćwierć wieku sporu o nazewnictwo i prawa do spuścizny antycznej Macedonii. Grecja domaga się od Macedonii zmiany nazwy, twierdząc, że obecna implikuje żądania terytorialne wobec jej własnej prowincji o tej samej nazwie, miejsca urodzenia Aleksandra Wielkiego, a Skopje uzurpuje sobie prawo do greckiej historii.

To właśnie z tego powodu Ateny przeforsowały na arenie międzynarodowej używanie przez niektóre państwa nazwy Była Jugosłowiańska Republika Macedonii (FYROM) po uzyskaniu przez Macedonię niepodległości w 1991 roku. Wprowadzając w latach 90. embargo handlowe Grecja, doprowadziła również do zmiany flagi swojego sąsiada, utrzymując, że znajdujące się na niej wcześniej szesnastoramienne żółte słońce z Werginy to antyczny grecki symbol. Obecnie słońce to jest ośmioramienne.

Aby nie irytować Greków, odsłonięty w 2011 roku górujący nad skopijską starówką monument Aleksandra Wielkiego oficjalnie nazwano "pomnikiem bojownika na koniu". Po objęciu w 2017 roku władzy Zaew postanowił wykonać kolejne pojednawcze gesty - Aleksander Wielki przestał być patronem lotniska w Skopje oraz głównej drogi łączącej Grecję i Macedonię. Nazwano ją "autostradą przyjaźni".

Nacjonaliści przeciwni zmianom

- Słowa mają znaczenie - twierdzi w "The Guardian" macedoński analityk Saszo Klekowski, wskazując na przykład Irlandii i Irlandii Północnej i nie kryjąc sprzeciwu wobec umowy. Jej krytycy od czerwca regularnie protestują na ulicach Skopje i oskarżają rząd o "narodową zdradę".

Przeciwnicy umowy to głównie małe nacjonalistyczne ugrupowania. Gdy ich próby prawnego odwołania referendum spaliły na panewce, skupiły się na nawoływaniu do bojkotu. Wzywa do tego również prezydent Gjorge Iwanow, wywodzący się z opozycyjnej, konserwatywnej partii WMRO-DPMNE. Na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ uznał ją za "naruszenie prawa do samookreślenia" oraz "gwałt na naszej pamięci historycznej".

Rządząca w latach 2006-2017 WMRO-DPMNE pozostaje w politycznym rozkroku. Jej prezes Hristijan Mickoski w belgradzkiej gazecie "Politika" określił kompromis z Grecją jako kapitulację. WMRO-DPMNE nie wydała jednak rekomendacji, jak i czy głosować, wezwała jedynie do postępowania "zgodnie z własnym sumieniem".

Rozstrzygnie frekwencja

To pokazuje, że główna bitwa w głosowaniu rozegra się o frekwencję. By było ono ważne, musi w nim wziąć udział co najmniej połowa z ponad 1,8 miliona uprawnionych. W jej podwyższeniu wydatnie mogą pomóc Albańczycy, stanowiący ok. 1/4 ludności Macedonii. W przytłaczającej większości opowiadają się oni za umową z Grecją oraz integracją z UE i NATO.

Ich znaczny wpływ na politykę budzi jednak ostry sprzeciw macedońskich nacjonalistów, którzy krytycznie wypowiadają się o koalicji Zaewa z Demokratycznym Związkiem na rzecz Integracji - partią mniejszości albańskiej. Obecnie w Macedonii nie ma starć na tle etnicznym. Wielu mieszkańców tego kraju wciąż żyje jednak obawą przed powrotem zbrojnych walk, mając w pamięci konflikt w Tetowie w 2001 roku, w którym zginęło ok. 150 osób.

Sam wynik plebiscytu to ważny, ale nie ostatni krok w kierunku unormowania relacji Skopje z Atenami. Konstytucyjną zmianę nazwy musi zatwierdzić macedoński parlament - do koniecznej do tego większości dwóch trzecich koalicji rządzącej brakuje 11 deputowanych. Wynik referendum na "tak" i wysoka frekwencja mogą ułatwić rządowi ich znalezienie.

Kolejnym etap to zatwierdzenie umowy przez parlament Grecji. Jak wskazują sondaże, większość mieszkańców tego kraju jest przeciwna umowie znad Prespy. W celu zwiększenia poparcia dla porozumienia w Grecji konserwatywny ateński dziennik "Kathimerini" wzywa Zaewa do kolejnego ustępstwa - zaprzestania używania sformułowania "jedna Macedonia".

Zagraniczne opinie

To, jak ważne geopolitycznie dla UE i USA jest ocieplenie relacji na linii Ateny-Skopje oraz rezultat plebiscytu, pokazuje peleton zachodnich przywódców, którzy odwiedzili Skopje w ostatnich tygodniach. Do głosowania "na tak" - podkreślając, że to jedyna droga do integracji z zachodnimi strukturami - wzywali podczas wizyt nad Vardarem m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel, szef NATO Jen Stoltenberg oraz sekretarz stanu USA James Mattis.

Zgoła inne nastawienie wobec referendum panuje na Kremlu. Integracja Macedonii z NATO byłaby kolejnym ciosem dla Rosji na Bałkanach po przyjęciu przez Sojusz Północnoatlantycki Czarnogóry w 2017 roku - wskazują analitycy. Zachodni politycy oskarżają Moskwę o wspieranie przeciwników porozumienia w Macedonii i Grecji. Rosjanie mają w tym celu używać internetowych trolli oraz finansować nacjonalistyczne ugrupowania. Zaew utrzymuje jednak, że nie ma twardych dowodów na ingerencję Kremla w kampanię na "nie".

Jeśli jej zwolennicy przeważą w głosowaniu, to "opcje rządu będą ograniczone" - zauważa portal Bloomberg, uznając za możliwy scenariusz w takim wypadku nowe wybory.

Wysłannik ONZ ds. sporu grecko-macedońskiego Matthew Nimitz ostrzegł, że po fiasku referendum kolejne porozumienie może być negocjowane przez następne ćwierć wieku. Natomiast Zaew wyrażał obawę, że taki obrót spraw może otworzyć nowy "rozdział braku bezpieczeństwa oraz niestabilności w całym regionie". W przypadku wysokiej frekwencji i większości głosów na "tak" do przystąpienia Macedonii do NATO może dojść relatywnie szybko - wskazują obserwatorzy. Integracja z UE potrwa według nich dłużej, ale - jeśli rząd w Skopje wykorzysta moment - i przyspieszy wymagane przez Wspólnotę reformy, nie będzie to już politycznym science fiction.

"Bardzo szczęśliwa koincydencja"

Zdaniem ekspertki Ośrodka Studiów Wschodnich porozumienie Macedonii z Grecją w sprawie nowej nazwy kraju powinno stać się w najbliższym czasie okazją do normalizacji stosunków między tymi państwami.

- To, że porozumienie udało się po obu stronach zawrzeć, jest bardzo szczęśliwą koincydencją. Lewicowy rząd grecki ze względów strategicznych chciał porozumienia z Macedonią i jest ono dla niego bardzo ważne, ale w przyszłym roku odbędę w Grecji wybory i jeśli teraz nie nastąpi normalizacja stosunków, trudno przypuszczać, by nowy rząd - zapewne prawicowy - chciał wrócić do rozmów. Jeżeli porozumienie zostanie odrzucone w referendum, cele Macedonii w postaci członkostwa w UE i NATO pozostaną w zawieszeniu i trudno sobie wyobrazić przyszłość tego kraju, bo ani Rosja, ani nikt inny nie jest dla niego alternatywą - mówiła w rozmowie z Polską Agencja Prasową Marta Szpala z OSW.

Ekspertka wyjaśniła też, co sprawiło, że przez lata oba kraje nie mogły dojść do porozumienia w sprawie nazwy Macedonii. - Na to, że spór trwa tak długo, złożyło się kilka czynników. W obu krajach był on wygodnym narzędziem do odwracania uwagi od problemów, takie granie na emocjach stosowały zwłaszcza partie prawicowe. Dla Macedonii ważniejsze było na przykład ułożenie sobie relacji z mniejszością albańską. Nie było też takiego nacisku Zachodu, który nie widział powodu, by się zbytnio angażować w sprawy Macedonii, a jej spór z Grecją był wygodną wymówką. Wreszcie materia sporu jest bardzo delikatna, bo dotyczy spraw nienamacalnych, ale istotnych, a takie konflikty są wyjątkowo trudne do rozwiązania - wyjaśnia Szpala.

Porozumienie o zmianie nazwy popierają rządzący od wiosny 2017 r. Socjaldemokratyczny Związek Macedonii (SDSM) oraz partie mniejszości albańskiej, a opozycyjna prawicowa Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna - Demokratyczna Partia Macedońskiej Jedności Narodowej (WMRO-DPMNE) nie wydała żadnych rekomendacji, ale wywodzący się z niej prezydent Gjorge Iwanow wzywa do bojkotu głosowania. Premier Zaew przekonuje, że ten kompromis jest ceną, jaką warto zapłacić za wejście do UE i NATO.

- To nie jest takie proste. Atrakcyjność oferty unijnej spadła. Widać na przykładzie innych państw, że proces integracji jest bardzo długi. Czyli w zamian za koncesję teraz, może będzie jakiś zysk w przyszłości, a na dodatek ta perspektywa jest niejasna, bo w czerwcu Rada Unii Europejskiej nie podjęła decyzji o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych. Z drugiej strony Macedończycy mieli przez 10 lat okazję się przekonać, że bezkompromisowa polityka nie prowadzi do poprawy sytuacji. Opozycja próbuje grać na narodowych sentymentach, ale tak naprawdę nie ma jakichś argumentów, bo innej alternatywy niż UE nie ma - mówi ekspertka OSW.

Ocenia, że w przypadku sfinalizowania porozumienia realną perspektywą dla Macedonii na wejście do UE jest dekada. Zastrzega jednak, że decydujące będzie tu stanowisko Unii, bo w przypadku tak małego kraju jak Macedonia, jeśli jest dobra wola, negocjacje mogą przebiegać szybko.

"Niechęć Moskwy"

Potencjalnej integracji Macedonii z Zachodem z niechęcią przygląda się Rosja. Z tego powodu w trakcie kampanii podnoszono obawy, że Rosja może próbować wpłynąć na wynik referendum. - Wszelkie pozytywne zmiany, a Macedonia jest na Bałkanach taką pozytywną zmianą, są przez Rosjan sabotowane, ale ponieważ przez lata była ona dla Rosji krajem nieistotnym, nie ma tu zbyt wielu narzędzi, za pomocą których mogłaby wpływać na rozwój sytuacji, poprzez np. bezpośredni wpływ na przebieg głosowania czy fałszowanie wyników. Natomiast faktycznie chyba próbowała wspierać kampanię medialną przeciw porozumieniu, zwłaszcza w sieciach społecznościowych - mówi Szpala. Jednak jak dodaje, nie oznacza to, że wszystkie prawicowe grupy, które są przeciwne kompromisowi, działają z inspiracji Moskwy, lecz po prostu wierzą, że porozumienie nie jest dobre dla kraju.

Autor: kk,ft,asty/adso,rzw / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: EPA/Valdrin Xhemaj