450 litów (470 zł) grzywny wymierzyła Litewska Państwowa Inspekcja Językowa prezesowi firmy przewozowej Irzimas za umieszczenia na swoich autobusach nazw tras w językach litewskim i polskim, a nie tylko litewskim.
Operujący w rejonie wileńskiem Zygmunt Marcinkiewicz zapowiedział, że grzywnę zapłaci, ale polskich napisów nie usunie. - Jestem gotów zapłacić nie tylko tę, ale też kolejną grzywnę, ale polskich napisów nie usunę - mówił.
Przypomniał, że zebrał już 30 tys. podpisów osób, które apelują, by polskie nazwy tras na autobusach pozostały.
Jego zdaniem nie ma żadnego przestępstwa w tym, że w rejonie, w którym 60 proc. mieszkańców stanowią Polacy, obok nazw litewskich używa się także polskich.
Kara za polskie napisy
Marcinkiewicz na swych autobusach na podwileńskich trasach umieścił tablice z nazwami w dwóch językach: większym drukiem u góry po litewsku, a u dołu mniejszymi literami po polsku, na przykład: Valcziunai-Vilnius i Wołczyny-Wilno.
Inspekcja Językowa twierdzi, że zgodnie z litewskim ustawodawstwem nazwy na tablicach muszą być pisane wyłącznie w języku litewskim.
Litwa się dostosuje
Lider Akcji Wyborczej Polaków, eurodeputowany Waldemar Tomaszewski przypomina, że używanie podwójnych napisów w skupiskach zwarcie zamieszkanych przez mniejszość narodową przewiduje konwencja ramowa Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych.
Jak powiedział, ustawodawstwo europejskie ma pierwszeństwo przed ustawodawstwem krajowym, a więc "Litwa będzie musiała się do tego dostosować".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24