Dwóch najważniejszych liderów separatystów otwarcie stwierdziło, że pochodzą z Moskwy. Jeden miał do niedawna służyć w FSB. Zapewniają, że są "ochotnikami", a "ruch ochotniczy" jest w Rosji bardzo rozwinięty. Zapewniają, że nie poddadzą Doniecka i zamierzają z niego ewakuować nawet kilkaset tysięcy ludzi.
"Minister obrony" separatystów, Igor Striełkow (Girkin), zapewnił, że nie oddadzą oni Doniecka, w którym schronili się w tym tygodniu, uciekając przed ukraińskimi siłami rządowymi ze swego poprzedniego bastionu, Słowiańska.
- Nie planujemy wycofywać się z miasta. Będziemy bronić terytorium Donieckiej Republiki Ludowej. Ba, nie tylko bronić, ale oczyścimy je z okupantów, którzy obecnie kontrolują znaczne jej tereny. Jestem jednak pewien, że to wyłącznie przejściowe zjawisko - stwierdził przywódca bojówek.
Ukraińskie wojsko w ostatnich dniach umacnia swoje pozycje wokół Doniecka i Ługańska, kolejnego centrum obwodowego na wschodzie, realizując w ten sposób plan zablokowania głównych bastionów separatystów.
Konieczna "dobrowolna ewakuacja"
Striełkow w czwartek wziął udział we wspólnej konferencji prasowej z Aleksandrem Borodajem, który jest premierem samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), utworzonej po majowym tzw. referendum na wschodzie Ukrainy.
Borodaj powiedział, że konieczne są plany "ewakuacji kilkuset tysięcy" mieszkańców Doniecka do Rosji, gdyż w mieście może dojść do katastrofy humanitarnej. Według Borodaja Donieck już opuściło około 70 tys. ludzi.
- Sytuacja jest taka, że jesteśmy zmuszeni ewakuować ludzi i wielu z nich samych chce opuścić miasto - stwierdził separatysta, ale zapewniał jednocześnie, że "ewakuacja oczywiście będzie dobrowolna".
Pytany o to, czy jest pewien, że Rosja przyjmie falę "ewakuowanych", stwierdził, iż "nie może zrobić inaczej". - Tutaj chodzi o przetrwanie. Rosja nie może sobie pozwolić na ich nie przyjęcie - stwierdził.
Związki z Rosją
Borodaj przyznał, że spędził kilka ostatnich dni na "politycznych konsultacjach w Moskwie". Nie chciał zdradzić ich szczegółów, ale zapewnił, że były "bardzo udane". - Bardzo liczę na wsparcie Federacji Rosyjskiej w najbliższej przyszłości - stwierdził Borodaj. Dodał, że już teraz "obywatele Rosji" wielce pomagają separatystom "ochotnikami i pomocą humanitarną".
Jeden z dziennikarzy poruszył wątek pochodzenia Borodaja i Striełkowa. Ten pierwszy stwierdził, że są obywatelami Rosji, pochodzą z Moskwy. - Nie widzimy w tym nic złego. Absolutnie. Igor i ja jesteśmy od dawna ochotnikami. Ruch ochotniczy jest bardzo rozwinięty w Rosji - wyjaśniał Borodaj.
Przywódca polityczny DRL zapewnił, że "obywatele Donbasu powstali sami". Natomiast on i Striełkow stali się przywódcami tego "oddolnego" ruchu, ponieważ mają odpowiednie "kompetencje". - To zupełnie normalne i naturalne - stwierdził i dodał, że w sposób oczywisty cały ruch separatystyczny jest ukierunkowany na Rosję. Wszyscy mają oczekiwać "przyjścia" tego kraju z pomocą i każdy Rosjanin ma być gorąco witany w Donbasie.
Doświadczenie ze służb
Striełkow, który w Rosji stał się bohaterem, powiedział dziennikarzom, że był agentem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), ale odszedł z niej niedawno, najpewniej przed zaognieniem się kryzysu na Ukrainie. Władze Ukrainy od wielu miesięcy oskarżały go o bycie agentem GRU o nazwisku Girkin.
Jego przyznanie się do związków z FSB uwiarygodnia oskarżenia płynące z Kijowa i Zachodu dotyczące zaangażowania Rosji w działania separatystów. Borodaj twierdzi, że zna Striełkowa od lat 90. i że poznali się w Naddniestrzu, które odłączyło się od Mołdawii i gdzie Rosja utrzymuje obecność wojskową. Striełkow twierdzi, że brał udział w tym konflikcie oraz że walczył na Bałkanach i w Czeczenii.
Wicepremier z Rosji. Doświadczony w walce z "faszyzmem"
Na konferencji pokazano też nowego "wicepremiera" DRL, Władimira Jurjewicza, obywatela Rosji urodzonego w 1951 roku. Przedstawił się jako doktor nauk politycznych, wykładający jako profesor na Akademii Nauki Wojskowej (organizacja publiczna zrzeszająca naukowców i przedstawicieli rosyjskiego wojska, służb i przemysłu zbrojeniowego. Wielu jej członków nadal pełni służbę czynną). Jego alma mater to Akademia Administracji Państwowej w Moskwie. - Całe moje dorosłe życie i okres służby poświęciłem walce z faszyzmem na Łotwie oraz w Mołdowie i Gruzji. Teraz także na Ukrainie. Otrzymałem nagrody państwowe ZSRR, Naddniestrza, Rosji, Abchazji i Osetii Południowej - oznajmił. Jak sprecyzował, jego zadaniem będzie stworzenie struktur bezpieczeństwa, bowiem DRL ma być "destabilizowana" przez narodowych faszystów z Kijowa.
Autor: mk/tr / Źródło: tvn24.pl, PAP