- W niedzielę 1 czerwca w Polsce odbywają się wybory prezydenckie.
- Podobnie jak w pierwszej turze, Polacy mieszkający w krajach Ameryki Północnej i Południowej, głosowali w sobotę w godzinach 7-21 czasu lokalnego.
- W Stanach Zjednoczonych ostatnie komisje zamknęły się w niedzielę o 6 czasu polskiego.
Jako ostatnie w USA zamknęły się lokale na zachodzie kraju, w San Diego, Los Angeles, San Francisco, Portland, Seattle, Phoenix i Las Vegas. Łącznie wybory odbywały się w 57 obwodach w 23 stanach i Dystrykcie Kolumbii, a do udziału w drugiej turze zapisało się ponad 60 tys. osób, co stanowi dotychczasowy rekord. W porównaniu do pierwszej tury liczba głosujących wzrosła o ponad 1/3.
Do niektórych komisji ustawiały się kolejki głosujących - tak było w Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku, gdzie chęć udziału w głosowaniu zapowiedziała największa liczba 2,4 tys. osób - a do tego także znaczna liczba turystów z zaświadczeniami. Większy ruch - choć bez kolejek - panował także w mniej licznych obwodach, jak w Waszyngtonie.
"Chodzi o przyszłość ojczyzny"
- Mieliśmy dwie ulewy, więc ten ruch szedł w ciągu dnia falami, ale tak jak niemal wszędzie indziej w USA, mamy o ponad 30 procent więcej wyborców - powiedział konsul w Waszyngtonie Mikołaj Rychlik, relacjonując przebieg głosowania w Waszyngtonie.
Jeszcze w sobotę Rychlik w rozmowie z reporterem "Faktów" TVN Marcinem Wroną, pytany o przewidywaną frekwencję wyborców, przyznał: "zdaje się, że idziemy na rekord".
Polacy głosujący w USA uznają swój udział w głosowaniu jako coś oczywistego. - No jak to dlaczego przyszłam głosować? - zapytała Anna Ostręga, informatyczka od 40 lat mieszkająca w Stanach Zjednoczonych. - Przecież każdy głos się liczy i chodzi o przyszłość ojczyzny, to przecież oczywiste - dodała kobieta.
Karolina i Andrzej z Warszawy, para odwiedzająca Waszyngton podczas krótkiej wizyty, wplotła oddanie głosu w swoje plany turystyczne z wyprzedzeniem.
- Wydaje mi się, że jest to coś oczywistego. Udział w wyborach to jakiś taki naturalny element życia w społeczeństwie. Jakiś sposób uczestniczenia w prowadzeniu tego państwa. Chyba jedyny, jaki mamy tak naprawdę - powiedziała Karolina, z zawodu tłumaczka.
- Jeśli na przykład kibicujesz ulubionej drużynie, to też robisz to na wakacjach. Jak są urodziny mamy, to dzwonisz do niej niezależnie od tego, czy jesteś na wakacjach - dodała.
- Wielokrotnie głosowaliśmy w różnych krajach i kiedy planowaliśmy wakacje, to w sumie braliśmy pod uwagę, sprawdzaliśmy, gdzie będziemy pierwszego czerwca, choć wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tu głosuje się dzień wcześniej - dodał jej mąż Andrzej.
Gdzie głosowało najwięcej Polaków?
Podobnie jak we wszystkich wyborach, tym razem również najwięcej obwodów i chętnych do głosowania było w dwóch największych skupiskach polonijnych w Stanach, w okolicach Chicago i Nowego Jorku, gdzie do listy wyborców zapisało się w obydwu przypadkach niemal 20 tys. osób. Na Zachodzie USA najwięcej osób zagłosowało w San Francisco i w Los Angeles - ponad 1,4 tys - i w obydwu przypadkach był to rekord.
Wyniki zostaną ogłoszone dopiero po zakończeniu głosowania w Polsce. Jak ocenił jednak konsul Rychlik, rekordowe liczby głosujących nie powinny sprawić problemów z liczeniem głosów i prawdopodobnie wyniki z komisji w USA będą jednymi z pierwszych, które się pojawią. Obok Stanów Zjednoczonych, w sobotę głosowali również Polacy w innych krajach zachodniej półkuli: Kanadzie, Meksyku, na Kubie, Dominikanie, Wenezueli, Kolumbii, Peru, Brazylii, Chile i Argentynie.
Autorka/Autor: os/gp
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24