- Zamordowali mi brata - powiedziała reporterom LaToya Jackson z niezachwianym przekonaniem. Według niej, w śmierć Króla Popu zamieszany jest nie tylko doktor Conrad Murray, którego proces rusza w poniedziałek.
- Oczywiście. Zamordowali mojego brata. Oni wiedzą, kto to zrobił. To nie tylko doktor Murray - mówię wam. Jest więcej ludzi w to zaangażowanych i oni wiedzą, kim są. I zamierzam wam powiedzieć, co się dokładnie stało - taką mowę wygłosiła do dziennikarzy siostra piosenkarza na krótkiej drodze od restauracji w Beverly Hills do samochodu.
Zapowiedziała też, ze będzie uczestniczyć w procesie lekarza Jacksona. Rodzina piosenkarza domaga się surowego ukarania tego, który podał mu środki, które spowodowały zgon. Prokuratura w Los Angeles, gdzie Jackson zmarł 25 czerwca zeszłego roku, zamierza oskarżyć doktora Conrada Murraya o "nieumyślne zabójstwo", za co groziłoby mu do czterech lat więzienia.
Rodzina chce wyższego wyroku
Adwokat rodziny piosenkarza Brian Oxman stwierdził, że Jacksonowie uważają tę kwalifikację czynu za zbyt łagodną i chcą, by postawiono mu zarzut morderstwa drugiego stopnia, czyli bez premedytacji. Taki czyn zagrożony jest karą długoletniego więzienia.
Jackson od dłuższego czasu zażywał rozmaite leki. Oskarżyciele jego lekarza zwracają jednak uwagę, że propofol powinien być podawany w warunkach zapewniających, że będzie można kontrolować jego działanie. Lek ten bowiem tłumi oddech i tętno oraz obniża ciśnienie krwi, co może zagrażać życiu pacjenta.
Murray: jestem niewinny
Murray twierdzi, że jest niewinny i podawane przez niego środki nie mogły Jacksona zabić. Zebrane dowody wskazują jednak, że po podaniu propofolu doktor m.in. rozmawiał przez komórkę i odszedł od łóżka, gdzie leżał Jackson. Byłoby to naruszeniem norm lekarskich.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters