Gdyby Fileas Fogg miał takie cudo, jego podróż dookoła świata trwałaby z pewnością mniej niż 80 dni. Na razie jednak właściciel unikalnego latającego samochodu wyruszył w skromniejszą trasę - z Londynu do malijskiego Timbuktu.
Cudo techniki nazywa się Parajet Skycar. Po lądzie może jeździć z prędkością do 120 mil na godzinę (193 km/h), a lata z prędkością do 70 mil na godzinę (113 km/h). Żeby się wzbić w powietrze, wystarczy mu 50-100 metrów.
Sterowanie polega na pociąganiu za linki zmieniające kształt skrzydła. Konstruktor przewidział też awaryjny spadochron, dzięki któremu pojazd może bezpiecznie opaść na ziemię, np. w razie awarii silnika.
A opaść może nawet z 4,5 kilometra, bo na taką wysokość potrafi się wznieść, chociaż normalna wysokość przelotowa to 600-900 metrów.
Przez pustynię do Timbuktu
Plan podróży do Timbuktu przewiduje, że kierowca (pilot) Parajet Skycar - 45-letni były komandos Neil Laughton - będzie się poruszał na kołach tam, gdzie są drogi, i latał wszędzie tam, gdzie ich nie ma, w tym nad Cieśniną Gibraltarską, górami Atlas w Maroku oraz nad znacznymi obszarami Sahary.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, latający samochód dotrze do Timbuktu w afrykańskim Mali 20 lutego, po przebyciu prawie 5800 kilometrów. Organizatorzy mają nadzieję zebrać podczas tej podróży ok. 100 tys. USD na cele charytatywne.
Źródło: PAP