Wyatt nie spieszył się z przyjściem na świat. Wyznaczony przez lekarzy termin porodu już minął, kiedy jego rodzice Markie i Travis postanowili wybrać się na festiwal muzyki country w Las Vegas. W czasie niedzielnego koncertu doszło do ataku, w czasie którego zginęło 58 osób. Brat Markie został postrzelony w ramię. Parze udało się uciec. Dwa dni później urodził się Wyatt.
Markie Coffer była w dziewiątym miesiącu ciąży, kiedy postanowiła wybrać się ze swoim chłopakiem Travisem na "Route 91. Harvest Festival" w Las Vegas. Wyznaczony przez lekarzy termin porodu minął, a Markie i Travis zaczynali się nieco niecierpliwić. Chcieli więc zrelaksować się przy dźwiękach muzyki.
- Stwierdziliśmy, że pójdziemy. Może to pomoże mu przyjść na świat - śmieje się Markie w rozmowie z telewizją Fox5.
"Planowaliśmy zostać do końca. Ale wtedy rozpoczęło się szaleństwo"
Markie i Travis mieli bilety na wszystkie trzy dni imprezy. W sobotę zabrali na koncerty dwójkę swoich malutkich dzieci. - Bawiły się doskonale - mówi kobieta.
Dzień później towarzyszył im brat Markie, Cody. Chcieli zobaczyć największą gwiazdę festiwalu, Jasona Aldeana. - Planowaliśmy zostać do końca. Ale wtedy rozpoczęło się szaleństwo - wspomina Markie.
W niedzielę późnym wieczorem napastnik zidentyfikowany przez policję jako Stephen Paddock zaczął strzelać z 32. piętra hotelu Mandalay Bay do bawiących się pod gołym niebem uczestników festiwalu. Zginęło 58 osób, a ponad 500 zostało rannych. Paddock popełnił samobójstwo, zanim do pokoju, z którego strzelał, dotarli antyterroryści.
Travis twierdzi w rozmowie z Fox5, że w trudnej sytuacji pomogło mu doświadczenie zdobyte w czasie pracy w amerykańskiej armii.
- Powiedziałem Markie, że musimy dostać się w bezpieczne miejsce, znaleźć jakieś schronienie, bo nie będzie dobrze, jeśli będziemy po prostu stać w miejscu - wspomina. Spróbowali wyczołgać się z terenu festiwalu. Cody został postrzelony w ramię, ale cała trójka posuwała się naprzód, aż do momentu, gdy znaleźli się w bezpiecznym miejscu.
- Jeden ze znajomych brata przyjechał po nas i zabrał nas prosto do szpitala - relacjonuje Markie.
Dwa dni później na świat przyszedł Wyatt. - Jesteśmy wdzięczni, że żadnemu z nas nie stało się nic poważniejszego, bo nie moglibyśmy tu dla niego być - podkreśla Markie.
Autor: kg/adso / Źródło: NBC5, Fox5