Zapalenie płuc leczone w szpitalu położniczym. "Przychodzą jacyś medycy, zadają pytania"

Źródło:
Radio Swoboda, Echo Moskwy, Interfax

Pacjenci z zapaleniem płuc i podejrzeniem zakażenia COVID-19 w Rosji trafiają nie tylko do szpitali chorób zakaźnych, ale też takich, które zostały w szybkim tempie przygotowane do przyjmowania zakażonych koronawirusem. Mieszkaniec obwodu leningradzkiego opowiedział Radiu Swoboda, jak leczył się w szpitalu położniczym.

Oglądaj TVN24 w internecie na TVN24 GO>>>

Dmitrij Terentiew, mieszkaniec 31-tysięcznego Kudrowa w obwodzie leningradzkim, trafił z zapaleniem płuc do szpitala położniczego w 36-tysięcznym mieście Tosno (w tym samym obwodzie). Placówka od połowy kwietnia przyjmuje także pacjentów z COVID-19. Test wykazał u Terentiewa wynik ujemny, mimo to mężczyzna przebywa nadal na oddziale, gdzie, jak twierdzi, leczy się dwóch pacjentów ze stwierdzonym zakażeniem koronawirusem.

- Kiedy trafiłem w to miejsce, zobaczyłem, co się tutaj dzieje. Trzeba podłączyć tlen, a lekarze stoją i nie wiedzą, jak odkręcić kolbę. Przychodzą jacyś medycy, zadają pytania, dostrzegam, że w tym miejscu nikt nic nie wie - opowiadał Terentiew rosyjskiej sekcji Radia Swoboda.

Mężczyzna, opisując sytuację w szpitalu, relacjonował, że lekarze wyglądają na "przestraszonych". Powodem może być nowa rzeczywistość, w jakiej się znaleźli. Wcześniej mieli do czynienia z pacjentkami, które rodzą. Teraz, po przyspieszonym kursie, muszą leczyć zakażonych koronawirusem.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL >>>

- Dzisiaj ten sam lekarz był drugi raz. Przedtem wszyscy lekarze byli inni. Przychodzą, zaczynam im opowiadać o dolegliwościach, każdy odpowiada: jestem tu pierwszy dzień, na razie nic nie wiem. Potem znikają. Czasem było tak, że nie było ich przez dwa lub trzy dni – mówił Terentiew.

Na oddziałach szpitala zalepiono otwory wentylacyjne, aby "wirus się nie rozprzestrzeniał", przejścia na piętrach zostały zamknięte na klucz, pacjenci nie mogą wychodzić na korytarz. Na wynik testu, potwierdzającego zakażenie, trzeba czekać nawet przez dwa tygodnie.

"Zaczyna brakować lekarzy"

Sytuacja jest trudna nie tylko w szpitalu położniczym w Tosno, gdzie od niedawna trafiają pacjenci z zakażeniem płuc i podejrzeniem zakażenia koronawirusem. Jak podało Radio Swoboda, w szpitalach obwodu leningradzkiego, z powodu rosnącej liczby zakażonych zaczyna brakować lekarzy.

Czytaj także: "Środka do dezynfekcji ma wystarczyć do połowy czerwca". Zakażeni lekarze wysyłają skargi do służb bezpieczeństwa

"Z powodu koronawirusa kilka szpitali w Petersburgu i obwodzie leningradzkim zostało praktycznie bez personelu. Pracownicy zaczęli masowo chorować na COVID-19. W Petersburgu zakażenie koronawirusem potwierdzono u 130 lekarzy" - podało Radio Swoboda.

Na wyniki testów długo czekają nie tylko "zwykli" Rosjanie. Jewgienij Stupin, deputowany moskiewskiej Dumy z Partii Komunistycznej, opowiadał dziennikarzom, że wyniki testu na COVID-19 otrzymał po siedmiu dniach, mimo obietnicy lekarzy, że otrzyma je w ciągu 72 godzin.

Ponad 87 tysięcy zakażeń

W ciągu ostatniej doby odnotowano w Rosji 6198 nowych zakażeń koronawirusem. Łączna liczba zakażonych w kraju wzrosła do 87 147. Zmarły 794 osoby - podała w poniedziałek agencja Interfax, powołując się na komunikat służb medycznych.

Do końca kwietnia w Rosji obowiązują dni wolne od pracy. W większości regionów wprowadzono obowiązek samoizolacji mieszkańców. W Moskwie od 15 kwietnia wymagana jest przepustka uprawniająca do podróży samochodem lub transportem miejskim. Wirusolodzy oczekują, że szczyt epidemii nastąpi na początku maja. Zdanie w tej sprawie wyraził także rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który powiedział dziennikarzom, że "wzrost liczby zakażonych koronawirusem w Rosji zatrzyma się w połowie maja".

Autorka/Autor:tas//rzw

Źródło: Radio Swoboda, Echo Moskwy, Interfax

Tagi:
Raporty: