Trwający kryzys polityczny to sytuacja bezprecedensowa w historii demokratycznej Korei Południowej, ale nie powinna ona zagrozić bezpieczeństwu państwa – ocenił dr Oskar Pietrewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Według analityka w sporze nie chodzi bowiem tylko o zawiłości prawne impeachmentu Jun Suk Jeola i Hana Duk Su, ale też o kalkulacje polityczne obu ze stron konfliktu.
W piątek Zgromadzenie Narodowe Korei Południowej zagłosowało za impeachmentem pełniącego obowiązki prezydenta Hana Duk Su. Za odwołaniem opowiedziało się 192 deputowanych w liczącym 300 miejsc parlamencie. Zgodnie z prawem obowiązki głowy państwa przejął minister finansów Czoi Sang Mok.
- Jest to sytuacja absolutnie bezprecedensowa. Od przełomu lat 80. i 90., czyli początków demokracji w Korei Południowej, dwukrotnie dochodziło do impeachmentu urzędującego prezydenta, natomiast pełniący obowiązki nigdy nie został wcześniej poddany tej procedurze - mówi dr Oskar Pietrewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
Premier Han pełnił obowiązki głowy państwa od 14 grudnia, kiedy prezydent Jun Suk Jeol został zawieszony z powodu wprowadzenia 3 grudnia stanu wojennego, zniesionego po kilku godzinach. W ciągu 180 dni od 14 grudnia Sąd Konstytucyjny ma zbadać, czy były wystarczające podstawy do wszczęcia procedury impeachmentu. Jeśli sześciu z dziewięciu sędziów podtrzyma decyzję parlamentu, szef państwa ostatecznie złoży urząd. W piątek Sąd Konstytucyjny przeprowadził pierwszą rozprawę przygotowawczą w tej sprawie.
Brak perspektyw na rychłe wyjście z kryzysu politycznego
Główne ugrupowanie opozycyjne, progresywna Partia Demokratyczna (PD), która kontroluje parlament, zdecydowała się postawić Hana w stan oskarżenia, ponieważ odmówił on mianowania zaproponowanych przez nią trzech sędziów na wolne stanowiska w Sądzie Konstytucyjnym (obecnie zasiada w nim sześciu sędziów).
Partia Demokratyczna zabiegała o to, aby sprawa Juna była procedowana w pełnym składzie sądu, bo zwiększyłoby to szanse na podtrzymanie przez Sąd Konstytucyjny decyzji parlamentu o impeachmencie prezydenta.
Pietrewicz ocenia, że nie ma perspektyw na rychłe wyjście z trwającego kryzysu politycznego. - To jest sytuacja ogromnego chaosu politycznego, w której na razie nie widać oznak, aby którakolwiek ze stron chciała odpuścić - mówi.
Według analityka w sporze nie chodzi bowiem tylko o zawiłości prawne impeachmentu Juna i Hana, ale też o kalkulacje polityczne obu ze stron konfliktu. Jak przypomina Pietrewicz, jeżeli Sąd Konstytucyjny podtrzyma wniosek parlamentu, prezydent zostanie pozbawiony urzędu i wówczas w ciągu 60 dni muszą odbyć się przyspieszone wybory prezydenckie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Policja w "kryjówce", w której prezydent miał spotkanie przed wprowadzeniem stanu wojennego
- Motywacja opozycji jest taka, żeby jak najszybciej rozpocząć procedurę impeachmentu przed Sądem Konstytucyjnym w jego pełnym składzie, a w razie pomyślnego rozstrzygnięcia przystąpić do kampanii prezydenckiej - mówi Pietrewicz, przypominając, że w ostatnim czasie w sondażach rośnie przewaga PD. Według sondażu Gallup Korea z połowy grudnia ugrupowanie popiera 48 proc., a rządzącą konserwatywną Partię Siły Narodu (PSN) - 24 proc. wyborców.
Z kolei PSN chce ten proces odwlekać - ocenia analityk. Może to bowiem ułatwić zrzucenie odpowiedzialność za chaos polityczny na opozycję i umożliwić partii przedstawianie się jako siła, której zależy na stabilnym funkcjonowaniu państwa.
- Konserwatyści mają nadzieję, że im dłużej będzie utrzymywał się taki stan, tym bardziej przełoży się on na spadek poparcia społecznego dla opozycji - mówi Pietrewicz.
Dodatkowo konserwatyści mogą też liczyć na to, że podczas przedłużającego się chaosu zapadnie prawomocny wyrok w jednej ze spraw karnych przeciwko liderowi PD Lee Jae-myungowi, co uniemożliwiłoby mu start w wyborach prezydenckich – podkreśla.
Pietrewicz: bezpieczeństwo Korei Południowej nie jest zagrożone
Pietrewicz zwraca uwagę, że chaos ten może skutkować paraliżem państwa: "Może być tak, że co tydzień będzie głosowanie nad impeachmentem pełniącego obowiązki prezydenta. Zdobycie większości zwykłej (151 na 300 posłów ogółem) to bułka z masłem dla opozycji, która ma 192 miejsc w parlamencie".
Analityk, zapytany o to, czy obecna sytuacja może zagrozić bezpieczeństwu państwa, odpowiada, że "rzeczywiście stwarza ona poczucie niestabilności, (...), ale nie oznacza to, że teraz Korea Południowa jest państwem bezbronnym wobec zagrożeń".
- Państwo funkcjonuje, bo to jest wielka walka polityczna na samym szczycie, ale urzędnicy niższego szczebla działają tak jak trzeba - ocenia. Dodatkowo - jak zauważa - Amerykanie starają się podkreślać, że inwestują w sojusz z Koreą Południową, nawet w tak trudnych okolicznościach.
W piątek tuż po objęciu władzy Czoi ogłosił, że wojska Korei Południowej są w stanie podwyższonej gotowości w związku ze wzrostem ryzyka prowokacji ze strony Korei Północnej.
Analityk wątpi jednak, by Korea Północna starała się wykorzystać destabilizację w Seulu, aby przeprowadzić na dużą skalę prowokację wobec Korei Południowej. - Co nie oznacza, że Korea Północna nie będzie na przykład przeprowadzać jakichś testów rakietowych, chociaż niekoniecznie ze względu na sytuację w Korei Południowej, tylko na to, że prezydenturę (w USA) za chwilę obejmie prezydent Donald Trump – zauważa.
- Być może Koreańczycy z Północy uznają, że swego rodzaju politycznym przywitaniem nowego prezydenta może być test rakietowy, który ma świadczyć o wykonaniu dalszego kroku w rozwoju potencjału nuklearnego i rakietowego - ocenia analityk.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/HAN MYUNG-GU