Co najmniej 19 osób zginęło, a kilkadziesiąt zostało rannych w piątek w czasie tłumienia antyreżimowych demonstracji w Syrii. Protesty wybuchły po piątkowych modłach w wielu miastach.
Do krwawych zamieszek doszło m.in. w mieście Kanaker na południe od Damaszku gdzie śmierć poniosło co najmniej siedmiu ludzi. Dodatkowo odnotowano dziewięć ofiar śmiertelnych w mieście Homs, gdzie do akcji pacyfikowania protestów włączono czołgi.
W Hamie służby bezpieczeństwa otworzyły ogień do kilkutysięcznego pochodu, śmierć poniosły dwie osoby, kolejna zginęła w podstołecznej Skabie. - Wielu ludzi miało rany postrzałowe i obawiamy się, że niektórzy mogą nie przeżyć - powiedział agencji Reutera mieszkaniec miasta Kanaker.
Bunt w szeregach SB
W Kanker doszło do incydentu gdzie 20-letni żołnierz zbuntował się, gdy jego oddziały zaczęły strzelać do demonstrantów. Postrzelił śmiertelnie pięciu funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa po czym sam został zastrzelony - doniosło Syryjskie Oberwatorium Praw Człowieka.
Plan Ligi Państw Arabskich?
W piątek syryjskie władze wezwały demonstrantów do poddania się. Jeżeli zrobią to w ciągu tygodnia, będzie im przysługiwać amnestia. Poproszona o komentarz rzeczniczka Departamentu Stanu USA Victoria Nuland powiedziała: - Nie radziłabym nikomu, by w tej chwili oddawał się w ręce reżimu.
Rzeczniczka oskarżyła także władze w Damaszku, że nie wdrażają planu Ligi Państw Arabskich, przyjętego w środę, który zakłada m.in. całkowite zakończenie przemocy, wycofanie czołgów z miast oraz zwolnienie więźniów.
Syria krwią płynie
Według ONZ od rozpoczęcia w marcu protestów przeciwko Asadowi zginęło ponad 3 tys. osób. Władze twierdzą z kolei, że islamscy bojownicy i gangi z zagranicy zabiły 1,1 tys. członków służb bezpieczeństwa.
Źródło: PAP