Ataki na saudyjskie rafinerie nie zostały przeprowadzone z terytorium Jemenu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że do zamachów wykorzystano irańską broń - poinformowała dowodzona przez Arabię Saudyjską koalicja zaangażowana w jemeński konflikt zbrojny.
Rzecznik koalicji pułkownik Turki al-Malki powiedział na poniedziałkowej konferencji prasowej w Rijadzie, że śledztwo wszczęte w sprawie sobotniego incydentu trwa oraz że prowadzone są próby ustalenia, skąd dokonano ataków.
Wcześniej do przeprowadzenia ataków na saudyjskie dwie instalacje naftowe przyznali się szyiccy rebelianci Huti, zwalczani przez saudyjską koalicję.
Al-Malki nie podał więcej szczegółów. Zapowiedział jedynie, że rezultaty śledztwa zostaną podane do wiadomości publicznej po jego zamknięciu.
Rola Iranu
Odpowiedzialność Hutich zakwestionowały już wcześniej władze USA. Sekretarz stanu Mike Pompeo winę za ataki przypisał Iranowi, zaś prezydent Donald Trump na Twitterze zagroził uderzeniem odwetowym, nie precyzując, kogo USA uważają za sprawcę.
Wysoki rangą urzędnik amerykański w rozmowie z agencją Reutera stwierdził, że "zakres i precyzja ataków wskazują, że zostały one przeprowadzone z Iranu, a nie z Jemenu".
Celem sobotnich ataków były dwie instalacje naftowe koncernu Aramco w mieście Bukajk i Churajs na wschodzie Arabii Saudyjskiej. W ich wyniku wydobycie saudyjskiej ropy zmniejszyło się o połowę (w skali produkcji światowej spadek o 5 procent), co spowodowało wzrost cen tego surowca.
Specjalny wysłannik ONZ do spraw Jemenu Martin Griffiths oświadczył w poniedziałek na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa, że "nie jest całkowicie jasne", kto stoi za atakami na saudyjskie rafinerie.
- Nie jest całkowicie jasne, kto stoi za tymi atakami, ale sam fakt, że odpowiedzialność za nie wzięła na siebie Ansar Allah, jest i tak zły - ocenił Griffiths, używając oficjalnej nazwy jemeńskich rebeliantów Huti. - Ten niezwykle poważny incydent sprawia, że znacznie wzrasta prawdopodobieństwo (wybuchu) regionalnego konfliktu - dodał.
Nie ma dowodów
Na tym samym posiedzeniu ambasador USA przy ONZ Kelly Craft powiedziała, że pojawiające się informacje w sprawie ataków "wskazują, że odpowiedzialność ponosi Iran" oraz że nie ma dowodów na to, że ataki przeprowadzono z Jemenu.
Z kolei ambasador Wielkiej Brytanii Karen Pierce przekazała, że jej kraj "nadal weryfikuje, co się stało i kto odpowiada za ataki". - Po tych ustaleniach Londyn omówi z partnerami, jak odpowiedzialnie postąpić w tej sprawie - dodała.
Po oszacowaniu strat koncern Aramco zapowiedział w niedzielę, że do poniedziałkowego wieczoru będzie w stanie jedynie częściowo przywrócić produkcję.
Autor: tas//kg / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA | Ali Haider