Rodzina broni kapitana statku "Bułgaria", którego pogrzeb odbył się w środę w Kazaniu. - Dostał polecenie, by wyruszyć na ten rejs. Mógł się uratować, bo był dobrym pływakiem, ale do końca wypełnił swój obowiązek - mówią jego żona i córka.
W środę w rejonie Kazania odbyło się kilkanaście pogrzebów ofiar niedzielnej katastrofy na Wołdze. Pochowano też kapitana statku, Aleksandra Ostrowskiego.
Dostał polecenie, by wypłynąć. Zleciła to kierowniczka, Swietłana. Zebrali pieniądze za wycieczkę, niezręcznie więc było ją odwołać. Ale słyszałam, że mój ojciec rozmawiał z kierownictwem przez telefon i mówił o odwołaniu rejsu Jelena Ostrowska
"Do końca stał za sterem"
Zarzuty stawia się także kapitanowi. Oskarża się go o to, że wiedział o awarii silnika, a mimo to wypłynął. Rodzina go jednak broni. - Dostał polecenie, by wypłynąć. Zleciła to kierowniczka, Swietłana. Zebrali pieniądze za wycieczkę, niezręcznie więc było ją odwołać. Ale słyszałam, że mój ojciec rozmawiał z kierownictwem przez telefon i mówił o odwołaniu rejsu - przekonywała córka Ostrowskiego, Jelena.
Wdowa po kapitanie, Tatiana, również broniła swojego męża. Według niej, wypełnił on swój obowiązek do końca, bo nie opuścił tonącego statku. - Mógł się uratować, bo uratowali się wszyscy wokół niego. Był dobrym pływakiem, ale okazał bohaterstwo i został do końca za sterem - dodała.
Źródło: Reuters