Dyktator Libii Muammar Kaddafi, który zginął w 2011 r. w czasie wojny domowej w kraju, wysyłał kilka razy swojego przedstawiciela do Tel Awiwu, by prosić Izrael o wsparcie w trakcie trwających równocześnie nalotów NATO - ujawnia dziennik "Times of Israel".
Kadafi miał nadzieję na to, że Izrael przekona wojska krajów NATO do tego, by zaprzestały akcji powietrznej, która pozwalała wiosną i latem 2011 r. na odnoszenie kolejnych sukcesów siłom rebeliantów walczących z jego armią.
Według izraelskiego dziennika "wysłannik z niezidentyfikowanego kraju" przybył kilka razy do Izraela, by prosić o pomoc dyplomatyczną.
Wysłannik miał "ostrzegać" stronę izraelską, że jeżeli reżim upadnie, "może to zagrozić sytuacji w samej Libii i Europie". Izraelskie MSZ nie skomentowało tych doniesień.
Jeszcze w sierpniu 2011 r., gdy po miesiącach walk Muammar Kaddafi stracił kontrolę nad większością regionów kraju, próbował szukać wsparcia za granicą. 20 września w nalocie sił powietrznych NATO zniszczony został konwój, którym Kadafi przemieszczał się. Rebelianci znajdujący się w pobliżu odkryli, że w jednym ze zniszczonych samochodów znajdował się dyktator. Zabili go na miejscu.
"Times of Israel" przypomina, że w ciągu kilku dekad swoich rządów Kadafi dążył do "unicestwienia Izraela". Zapewniał m.in. fundusze dla palestyńskich organizacji zbrojnych, w tym organizacji Czarny Wrzesień, która zamordowała izraelskich sportowców w czasie igrzysk w Monachium w 1972 roku.
Libia jest od momentu obalenia Kaddafiego pogrążona w chaosie, a na jej ziemiach tworzą się powoli struktury kalifatu tzw. Państwa Islamskiego.
W niedzielę prezydent USA Barack Obama powiedział w wywiadzie dla stacji Fox News, że za swój "największy błąd" w czasie prezydentury uważa brak lepszego planowania tego, co zrobić w Libii po upadku dyktatora.
Autor: adso\mtom / Źródło: Times of Israel
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons