Atak terrorystyczny na satyryczny tygodnik "Charlie Hebdo" potwierdził najgorsze obawy Zachodu. W tej sytuacji Zachód nie może ugiąć się pod groźbami ekstremistów i musi z większym niż dotąd zdecydowaniem bronić swych wartości - pisze w czwartek prasa w USA.
Atak na redakcję francuskiego tygodnika "przeraził naród, który od dawna spodziewał się podobnej napaści, a mimo to był zszokowany jej brutalnością i wojskowym profesjonalizmem, z jakim ją została przeprowadzona" - pisze "Washington Post".
Do zamachu na "Charlie Hebdo" doszło w czasie, gdy Europa obawia się zagrożenia ze strony młodych mężczyzn i kobiet z całego kontynentu, którzy udali się do Syrii, by tam walczyć u boku islamskich fanatyków. "Wielu z nich wróciło do ojczystych krajów zradykalizowani pod wpływem nowych doświadczeń" - podkreśla "WP". Dziennik przewiduje, że atak sprowokuje we Francji - kraju, który "od dekad zmaga się z wewnętrznymi napięciami z powodu swej muzułmańskiej ludności, liczącej ok. 5 mln osób i najliczniejszej w Europie" - apele o surowsze obchodzenie się z podejrzanymi o działalność terrorystyczną. Przypomina też, że w ostatnich latach kraj ten aktywnie angażował się w walkę z islamskim ekstremizmem, m.in. w Mali oraz w Syrii i Iraku.
"Głęboka determinacja w obronie swoich wolności"
"New York Times" w artykule redakcyjnym zauważa, że brutalny zamach na "Charlie Hebdo" wstrząsnął Francją, ale Francuzi zareagowali "głęboką determinacją w obronie swoich wolności". Wspomina słowa zabitego w ataku redaktora naczelnego tygodnika, Stephane'a Charbonniera, który "szydził z wszelkich sugestii, że magazyn powinien spuścić nieco z tonu (...). Dla niego swoboda wyrażania poglądów nic nie znaczyła bez prawa do obrażania". Z tego prawa "Charlie Hebdo" korzystał chętnie, swoją "błazeńską, wulgarną" satyrą po równo częstując wszystkich - "muzułmanów, żydów, chrześcijan, nie mówiąc już o politykach wszystkich opcji".
"Podnoszą się głosy, że 'Charlie Hebdo' sprowokował gniew islamistów o raz za dużo, jak gdyby morderstwo popełnione z zimną krwią miało być ceną za wydawanie gazety. (...) Jednak na absurd zakrawa mówienie, że sposobem na uniknięcie ataków terrorystycznych jest pozwolenie terrorystom na dyktowanie standardów demokracji" - podkreśla nowojorski dziennik. "NYT" skrytykował przywódczynię skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, Marine Le Pen, za to, że straszyła "hipokryzją i odwracaniem oczu od islamskiego fundamentalizmu", próbując wykorzystać tragedię do zbicia politycznego kapitału. Na pochwałę zdaniem gazety zasłużył za to prezydent Francois Hollande i były szef państwa Nicolas Sarkozy, którzy apelowali o "niewrzucanie do jednego worka" muzułmanów i terrorystów oraz o jedność w obliczu zagrożenia.
"Jeszcze długa droga do wygrania wojny z islamskim terroryzmem"
Według "Wall Street Journal" atak na satyryczny tygodnik to przypomnienie, że "jeszcze długa droga do wygrania wojny z islamskim terroryzmem, a dżihadyści za wszelką cenę dążą do unicestwienia dziedzictwa wolności na Zachodzie".
"Dżihadyzm to nie jest odległe zjawisko ograniczone do Bliskiego Wschodu", a "brutalna odmiana islamu nie jest reakcją na biedę czy politykę Zachodu wobec Bliskiego Wschodu. To ideologiczne wyzwanie rzucone cywilizacji i zasadom Zachodu, w tym zasadzie wolności prasy i religijnego pluralizmu" - podkreśla amerykański dziennik w komentarzy redakcji. Apeluje do zachodnich przywódców, by z większą niż dotąd determinacją bronili liberalnych wartości. W tej dziedzinie mają sporo do nadrobienia - pisze "WSJ", przypominając, że w 2006 r. ówczesny prezydent Francji Jacques Chirac skrytykował przedrukowanie przez "Charlie Hebdo" karykatur Mahometa z duńskiej prasy, a sześć lat później władze USA podobnie obeszły się z obraźliwym wobec islamskiego proroka filmem. Zdaniem "WSJ" właśnie takich reakcji należy się wystrzegać, bo "domyślnie usprawiedliwiają one (...) 'obrażanie się' i niosą sprzeczne przesłanie co do przywiązania Zachodu do jego elementarnych wartości".
Autor: mtom / Źródło: PAP