Około 300 kobiet i dzieci zagranicznych bojowników z tak zwanego Państwa Islamskiego (IS), schwytanych przez irackie władze w Mosulu, wywieziono w kierunku Bagdadu w celu "wydalenia do krajów pochodzenia" - poinformował w poniedziałek przedstawiciel lokalnych władz.
- To już drugi taki transfer, a będą jeszcze dwa lub trzy - powiedział agencji AFP Nuredin Kablan, wiceprzewodniczący rady muhafazy (prowincji) Niniwa, której Mosul jest ośrodkiem administracyjnym. Miasto było także uważane za tak zwaną stolicę Państwa Islamskiego w Iraku.
Jak dodał Kablan, w sumie ponad 1200 członków rodzin zagranicznych dżihadystów zostanie przewiezionych z centrum zatrzymań w miejscowości Tall Kajf, na północ od Mosulu, do takiego samego ośrodka w stolicy Iraku.
Co z rodzinami dżihadystów?
W połowie września wysoki przedstawiciel irackich sił bezpieczeństwa poinformował o przybyciu do Tall Kajf 509 kobiet i 813 dzieci pochodzących z 13 krajów w Europie i Azji. Źródło w irackim rządzie poinformowało, że około 300 kobiet pochodziło z Turcji.
Według Norweskiej Rady Uchodźców (NRC), organizacji pozarządowej, która "domaga się dostępu humanitarnego do tych kobiet i dzieci", pochodzą oni głównie z Turcji, Azerbejdżanu, Rosji i Tadżykistanu.
Los schwytanych dżihadystów, podobnie jak członków ich rodzin, jest przedmiotem debaty w krajach, z których pochodzą. Bojownicy z Francji na przykład, więzieni obecnie w Iraku, zostaną tam osądzeni, co niedawno potwierdził szef francuskiej dyplomacji Jean-Yves Le Drian. Jak zaznaczył, "przypadek każdego dziecka będzie rozpatrywany osobno".
Z kolei w sąsiadującej z Irakiem Syrii w listopadzie przedstawiciele rosyjskich władz przejęli 13 kobiet i 29 dzieci z Czeczenii, zatrzymanych w tak zwanej stolicy IS w tym kraju - Rakce - odbitej z rąk dżihadystów 17 października.
Układ z dżihadystami
Wcześniej śledztwo BBC wykazało, że Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF - organizacja utworzona pod auspicjami USA, złożona z Arabów i Kurdów), zawiązały układ z bojownikami tzw. Państwa Islamskiego, w którym zobowiązali się do pomocy w ucieczce z oblężonej Rakki tysiącom uzbrojonych dżihadystów i ich rodzinom. Dziennikarz śledczy BBC dotarł do osób, które brały udział w wywiezieniu z miasta fanatyków i ich bliskich oraz tych, które widziały jadący konwój.
Wśród uciekinierów miało być wiele zradykalizowanych, agresywnych i uzbrojonych kobiet. Teoretycznie umowa zakładała, że wywiezieni zostaną sami bojownicy i ich rodziny. Bez uzbrojenia i majątku. Rozmówcy dziennikarza - kierowcy odpowiedzialni za wywóz dżihadystów - twierdzą jednak, że była to fikcja. - Zabrali wszystko, co tylko mogli. Dziesięć ciężarówek było załadowanych samym uzbrojeniem - relacjonowali reporterowi BBC.
Umowa miała przewidywać też, że wyjechać mogą jedynie Syryjczycy. Zagraniczni dzihadyści mieli do wyboru poddać się bezwarunkowo lub zginąć. Według kierowców to również nie było prawdą, bo - jak twierdzą - wieźli wielu obcokrajowców. - Francuzi, Turcy, Azerowie, Pakistańczycy, Jemeńczycy, Saudowie, Chińczycy, Tunezyjczycy, Egipcjanie - wymieniali.
Powrót fanatyków
Scenariusz powrotu z Syrii do krajów pochodzenia zaprawionych w bojach fanatyków jest czymś, co spędza sen z powiek zachodnim (i nie tylko) rządom. Dał temu wyraz dobitnie szef Pentagonu Jim Mattis. Stwierdził, że celem wojska USA jest "totalna anihilacja" dżihadystów. Tak, aby żaden zagraniczny bojówkarz nie wrócił żywy do miejsca urodzenia. Doniesienia BBC rzucają jednak cień na takie zapewnienia.
Autor: momo/adso / Źródło: PAP, BBC
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA 3.0) | VOA