Tysiące osób pojawiły się w niedzielę na kolejnej manifestacji w Hongkongu przeciw lokalnym władzom i ograniczaniu autonomii regionu przez rząd centralny Chin. Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych przeciwko protestującym, którzy blokowali drogi, rzucali koktajle Mołotowa i podpalali barykady. Wcześniej policja wydała zakaz organizacji demonstracji.
O zgodę na marsz z okolicy Causeway Bay do finansowej dzielnicy Central starał się Obywatelski Front Praw Człowieka (CHRF), ale policja odrzuciła ten wniosek. Front odwołał manifestację i zapowiedział, że odbędzie się ona w innym terminie.
"Spacer" tysięcy osób
Nie powstrzymało to jednak tysięcy osób przed wyjściem na ulice. W internecie namawiano do "pójścia na spacer" między Causeway Bay a Central – podała publiczna stacja RTHK.
Policja ostrzegła w komunikacie, że demonstranci biorą udział w nieautoryzowanym zgromadzeniu i powinni natychmiast "zaprzestać nielegalnych działań". Według komunikatu protestujący okupowali kilka głównych ulic, co powodowało poważne utrudnienia w ruchu.
Wielu protestujących niosło amerykańskie flagi, a niektórzy nawet transparenty z hasłami popierającymi prezydenta USA Donalda Trumpa – relacjonowała RTHK. Odniesienia do Stanów Zjednoczonych mogą rozgniewać władze Chin, zwłaszcza, że dwustronne relacje pomiędzy tymi krajami są obecnie bardzo napięte.
Od Łukasza, Reportera24, otrzymaliśmy na Kontakt 24 wideo oraz zdjęcia przedstawiające niedzielne wydarzenia. Nagranie przedstawia protestujących oraz policjantów na Hennessy Road nieopodal Victoria Park.
Osiem osób z obrażeniami
W kilku miejscach w centrum miasta radykalni demonstranci podpalali ustawione przez siebie barykady, kosze na śmieci i inne przedmioty. W stronę budynków rządowych w dzielnicy Admiralty rzucano fragmenty kostek chodnikowych i koktajle Mołotowa. Jeden z nich trafił w policyjny wóz z armatkami wodnymi do rozganiania demonstracji. Ogień został jednak szybko ugaszony. Koktajle Mołotowa rzucano również w stronę policjantów, ale nikt nie został ranny - relacjonowała publiczna stacja RTHK. Policja odpowiedziała granatami z gazem łzawiącym. Na wzgórzu Fortress Hill i w okolicy North Point na wyspie Hongkong rozgorzały bijatyki pomiędzy demonstrantami a grupą niezidentyfikowanych mężczyzn w średnim wieku, uzbrojonych w składane krzesła czy rury. Mężczyźni atakowali m.in. relacjonujących te zajścia reporterów. Fotograf dziennika "South China Morning Post" został uderzony w twarz - podała ta gazeta. Ucierpiało również kilku innych dziennikarzy. Służby medyczne poinformowały wieczorem, że w niedzielnych starciach obrażenia odniosło osiem osób, z czego trzy są w ciężkim stanie. Władze Hongkongu stanowczo potępiły - jak to ujęto - "brutalne działania protestujących". W komunikacie przypomniano, że policja nie wydała zgody na demonstrację.
Pikieta przed konsulatem
Wcześniej w niedzielę setki osób pikietowały przed konsulatem Wielkiej Brytanii. Demonstranci wzywali brytyjski rząd, aby przyjrzał się realizacji zasady "jeden kraj, dwa systemy" i podjął działania przeciwko "łamaniu wspólnej chińsko-brytyjskiej deklaracji", która określiła zasady zarządzania Hongkongiem po jego przyłączeniu do ChRL w 1997 roku.
Według tej deklaracji, podpisanej przez Chiny i Wielką Brytanię w 1984 roku, mimo zwierzchnictwa Pekinu, Hongkong powinien co najmniej do 2047 roku zachować swoją odrębność od reszty ChRL, w tym niezawisłe sądownictwo, podział władz i swobody obywatelskie. Regionowi obiecano również pełną demokrację, choć nie sprecyzowano, kiedy ma zostać wprowadzona. W sobotę setki uczniów szkół średnich pikietowały na placu Edinburgh Place w dzielnicy Central, by wyrazić poparcie dla protestujących i ich postulatów. Była to jedyna prodemokratyczna demonstracja tego dnia, na jaką zezwoliły władze.
Mimo zakazu setki innych osób usiłowały jednak przejść w marszu w miejscowości Tin Shui Wai na hongkońskich Nowych Terytoriach. W kilku miejscach regionu doszło również do przepychanek pomiędzy propekińskimi lojalistami a zwolennikami antyrządowych protestów. Rywalizujące grupy kilkakrotnie musiała rozdzielać policja.
Protesty w Hongkongu
Fala protestów zaczęła się od sprzeciwu wobec zgłoszonego przez władze Hongkongu projektu zmian prawa, który miał między innymi umożliwić ekstradycję podejrzanych do Chin kontynentalnych. U podstaw tego sprzeciwu leży brak zaufania do chińskiego wymiaru sprawiedliwości oraz poczucie, że rząd centralny stopniowo ogranicza autonomię Hongkongu.
Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam obiecała niedawno, że wycofa kontrowersyjny projekt, ale nie przychyliła się do żadnego z czterech pozostałych postulatów protestujących. Żądają oni powołania niezależnej komisji do zbadania działań rządu i rzekomych przypadków nadużycia siły przez policję, nienazywania demonstracji "zamieszkami", uwolnienia wszystkich zatrzymanych demonstrantów oraz demokratycznych wyborów władz regionu.
Autor: mart, akr/adso / Źródło: PAP