Magnat medialny i "ojciec demokracji" skazani

Źródło:
Reuters, PAP

Jimmy Lai, hongkoński magnat medialny znany z krytykowania komunistycznych władz Chin, został skazany na rok więzienia za udział w nielegalnym zgromadzeniu podczas prodemokratycznych protestów w 2019 roku. Zasiadający razem z nim na ławie oskarżonych pionier ruchu demokratycznego w Hongkongu Martin Lee został skazany na 11 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Wyroki w tej samej sprawie otrzymało także siedmiu innych działaczy.

Proces dotyczył marszu przeciwko władzom z sierpnia 2019 roku - jednej z największych demonstracji w historii miasta. W sprawie oskarżonych było dziewięć osób. Wśród nich znaleźli się m.in. Jimmy Lai, założyciel krytycznego wobec władz tabloidu "Pinggwo Yatbou" ("Apple Daily") oraz Martin Lee, wpływowy prawnik, były poseł, założyciel pierwszej partii demokratycznej w Hongkongu i współautor hongkońskiej konstytucji. Na ławie oskarżonych zasiadał także szereg innych wpływowych postaci ruchu demokratycznego, w tym byli posłowie Lee Cheuk-yan i Margaret Ng.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Na początku kwietnia sąd uznał już wszystkich oskarżonych za winnych zwołania lub udziału w zgromadzeniu, w którym przeszło - według organizatorów - 1,7 miliona ludzi, czyli blisko jedna czwarta wszystkich mieszkańców Hongkongu. Manifestacja miała generalnie pokojowy charakter, zwłaszcza na tle trwających wtedy gwałtownych protestów, ale odbyła się bez zgody policji.

Jak podaje agencja Reutera, zgodnie z piątkowym wyrokiem Sądu Okręgowego w Hongkongu, Jimmy Lai ma trafić do więzienia na 12 miesięcy. Martin Lee, nazywany "ojcem hongkońskiej demokracji" otrzymał tymczasem wyrok w zawieszeniu - 11 miesięcy pozbawienia wolności. Kary zawieszono również trojgu innych działaczy, w tym byłej posłance Margaret Ng.

Najwyższy wyrok 18 miesięcy więzienia usłyszał były poseł Leung "Długie Włosy" Kwok-hung. Pozostali oskarżeni zostali skazani na kary od ośmiu miesięcy do roku pozbawienia wolności – podała stacja RTHK.

Orzeczenie zbiega się w czasie z praktyczną eliminacją opozycji ze sceny politycznej miasta. Proces jest odbierany jako kolejny przejaw zacieśniania przez Pekin kontroli nad Hongkongiem i zaostrzania działań przeciwko krytykom. Zwłaszcza biorąc pod uwagę umiarkowaną postawę Lee i jego niewielki udział w protestach z 2019 roku. Media piszą o symbolicznym końcu jego wieloletniej działalności politycznej i kresie jego niespełnionych marzeń o demokratycznym Hongkongu.

Dwie dekady walki o demokrację

Lee zaangażował się w ruch demokratyczny już w latach 80. ubiegłego wieku, gdy Wielka Brytania negocjowała z Chinami przekazanie Hongkongu pod władzę Pekinu. - Ogień demokracji został rozpalony i pali się w sercach naszych ludzi. Nie zostanie ugaszony – mówił swoim zwolennikom i dziennikarzom, gdy nad Hongkongiem zawisła chińska flaga.

W 2017 roku, po 20 latach bezskutecznej walki o pełną demokrację, oceniał w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że Pekin powinien "zachować się właściwie" i spełnić złożoną Hongkongowi obietnicę. Martwił się o praworządność w mieście, ale zapał i osiągnięcia młodych liderów demokratycznych, takich jak Joshua Wong i Nathan Law, napawały go optymizmem.

Dziś Wong siedzi w więzieniu, skazany na ponad półtora roku za protesty, a Law mieszka w Wielkiej Brytanii, gdzie otrzymał azyl polityczny. Podobnie jak szereg innych działaczy demokratycznych, wyjechał z Hongkongu po narzuceniu mu przez Pekin kontrowersyjnych przepisów bezpieczeństwa państwowego.

Łącznik między Wschodem a Zachodem

Martin Lee nigdy nie nawoływał do niepodległości i zawsze uważał się za Chińczyka. Chciał jednak chronić prawa Hongkończyków i wyegzekwować złożoną im obietnicę demokracji. Zabiegał o poparcie dla tej idei za granicą, za co Pekin nazywał go zdrajcą – podkreśla dziennik "New York Times".

Według gazety Lee jest taki, jakim chciał być postrzegany Hongkong: wyrafinowany, odnoszący sukcesy i bez wysiłku łączący Wschód z Zachodem. Praktykujący katolik, urodzony w Hongkongu, wykształcony w Wielkiej Brytanii, mówi płynnie po angielsku, mandaryńsku i kantońsku.

Jego podejście do walki o demokrację określane bywa jako pragmatyczne, ale przesycone idealizmem i pełne nadziei. Skłonność do kompromisu z władzami sprawiała, że w ostatnich latach narażał się radykalnej części opozycjonistów.

Autorka/Autor:momo\mtom

Źródło: Reuters, PAP

Tagi:
Raporty: