Zdjęcia, na których operatorka węgierskiej telewizji przewracała 56-letniego Osamę Abdula Mohsena biegnącego z siedmioletnim synem na rękach, wywołały oburzenie na całym świecie. Kilka dni później pewien Hiszpan powiedział, że uciekiniera z Syrii przyjmie u siebie. Tak zaczęło się nowe życie piłkarskiego trenera. Wciąż jednak nie jest w pełni szczęśliwe. Telewizja Al-Dżazira wybrała się do Getafe pod Madrytem, by po pół roku zobaczyć, czy Syryjczyk jest zadowolony z miejsca, do którego trafił.
Syryjczyk dostał pracę w szkółce piłkarskiej, żyje ze swoimi dwoma synami, zarabia 1,2 tys. euro miesięcznie, ma mieszkanie, za które nie musi płacić i darmowe lekcje hiszpańskiego, ale "wciąż nie jest szczęśliwy".
Wszystko dlatego, że jego żona i dwoje pozostałych dzieci zostało w Turcji, do której uciec z ogarniętej wojną Syrii udało im się jeszcze wspólnie.
Osama ruszył do Europy przodem i miał ściągnąć drugą połowę rodziny jak najszybciej. Choć przykre wydarzenie z 8 września 2015 roku, które stało się jego udziałem na Węgrzech, dało mu właściwie "od ręki" wizę i pozwolenie na pracę w Hiszpanii, to teraz, po pół roku, mężczyzna cierpi. Choć urzędnicy zapewniają go o tym, że wkrótce zobaczy się z rodziną, jego żonie i dzieciom wciąż nie wystawiono wizy przyjazdowej.
- Jestem zły, bo tutaj wszystko gra. Ludzie są mili, lubię swoją pracę, ale nie rozumiem, dlaczego wciąż nie ma dokumentów dla mojej rodziny - mówi.
Jego pracodawca próbował pomóc, organizując m.in. w ostatnich miesiącach konferencję prasową z udziałem krajowych mediów i pisząc list do premiera Mariano Rajoya. Nic to nie dało.
Problem leży w hiszpańskim prawie azylowym. Pozwolenie na czasowy pobyt można wydać tylko po zbadaniu całego szeregu dokumentów, a te mogłaby wydać żonie Osamy tylko ambasada Syrii w Bejrucie. Osama polecieć do Libanu nie może, bo otwarcie krytykował reżim Baszara el-Asada i musi czekać.
Zaid i Mohammad
Mimo to, przebywając ze swoimi synami, ojciec chce, by czuły się dobrze. Mieszkają w trzypokojowym mieszkaniu w niskim budynku, mają duży balkon. Zaid i Mohammad chodzą już do szkoły. Na razie mają oddzielne zajęcia. Zaid świetnie się adaptuje, dobrze sobie radzi z hiszpańskim. Mohammad - choć starszy - jest bardziej nieśmiały i nieufny, ale również robi postępy.
Mohammad tęskni za ostatnim z braci, Muhannadem. - Są ze sobą blisko - tłumaczy tata. Zaid płacze czasami nocami. Tęskni za mamą.
Nastolatek był pierwszą osobą z rodziny, która została wysłana do Europy. Osama zdecydował ze swoją żoną, że Mohammad ruszy tam już w 2014 roku. Dojechał do Monachium. Tam był ponad rok. Mówi, że niemieckiego nauczył się szybko i zyskał tam przyjaciół. - Tutaj, w Hiszpanii, nie mam ich zbyt wielu - wyjaśnia.
Złamał prawo, by ich sprowadzić
Osama i jego synowie nie sypiają spokojnie, ale są niezwykle wdzięczni człowiekowi, który ściągnął ich do niespełna 200-tys. Getafe.
Miguel Angel Galan - dyrektor miejscowej szkół piłkarskiej dla dzieci i młodzieży - zapłacił za ich przyjazd do Hiszpanii, choć popełniał przestępstwo. Mówi, że musiał to zrobić, gdy obejrzał zdjęcia z Węgier, a potem przeczytał w jednym z dzienników, że Osama jest trenerem. 72 godziny od jego pierwszego telefonu do Monachium, do którego w międzyczasie Osama i jego młodszy syn już dotarli, dostając miejsce w ośrodku dla uchodźców, rodzina - wraz z Mohammadem - była już na dworcu w Madrycie.
- Wpadliśmy sobie w ramiona, jakbyśmy znali się już od dawna - wspomina ten moment Galan. Hiszpan złamał art. 318bis kodeksu karnego mówiącego o "karze od trzech miesięcy do roku więzienia za pomoc w przedostaniu się do Hiszpanii obywatela kraju nie będącego członkiem Unii Europejskiej". Według danych hiszpańskiego urzędu statystycznego, w 2013 r. z tego artykułu skazanych zostało 200 osób.
W jego przypadku pomógł zapewne jednak rozgłos. Wymiar sprawiedliwości go oszczędził.
Osama Abdul Mohsen jest samotny. Kiedy mówi o swojej żonie, powstrzymuje łzy. Codziennie myśli o tym, co jeszcze może zrobić, by ją tu zobaczyć. Jeżeli nic się nie zmieni, nie będzie myślał o pracy. Poszuka kraju, w którym znów będą mogli być razem.
Autor: adso\mtom / Źródło: Aljazeera