|

Gwałt jest jak karabin. Gwałt i wojna - jak bliźnięta syjamskie

Protest przeciwko gwałtom na Ukrainkach w Cannes
Protest przeciwko gwałtom na Ukrainkach w Cannes
Źródło: Protest w Canness / Shootpix/ABACAPRESS.COM/PAP

To nie jest tak, że gwałcą tylko mężczyźni z zaburzeniami psychoseksualnymi. I nie jest tak, że w samym akcie gwałtu chodzi tylko o zaspokojenie seksualne. Sprawa jest bardziej złożona. - To, co widać, i o czym mówią osoby, które doświadczyły gwałtów w Ukrainie, jest bliźniaczo podobne do innych historii ze stref wojennych - mówi psychoterapeutka Wiola Rębecka.

Artykuł dostępny w subskrypcji
Treść tylko dla pełnoletnich

Artykuł może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.

Nie mam 18 lat

6 kwietnia Ludmiła Denisowa, ukraińska rzeczniczka praw człowieka, relacjonowała w telewizji BBC, co działo się w Buczy. Opowiedziała o 24 kobietach, w wieku od 14 do 24 lat, uwięzionych w piwnicy, wielokrotnie gwałconych przez rosyjskich żołnierzy.

- Dziewięć z nich już nie żyje - poinformowała.

W ciągu dwóch następnych dni Denisowa publikowała na Facebooku strzępy kolejnych informacji. Posty mają charakter ogólny i nie zawierają szczegółów, lokalizacji, nazwisk.

"W jednej z miejscowości obwodu chersońskiego rosyjscy czołgiści zgwałcili 16-letnią dziewczynę w ciąży i 78-letnią babcię." "Bucza. Czternastoletnia dziewczynka została zgwałcona przez pięciu okupantów. Jest teraz w ciąży." "Bucza. Jedenastoletniego chłopca zgwałcono na oczach matki - przywiązano ją do krzesła, aby na to patrzyła." "Irpień. 20-letnia kobieta została zgwałcona przez trzech okupantów na wszystkie możliwe sposoby naraz".

"W Mariupolu rosyjscy okupanci na zmianę gwałcili kobietę przez kilka dni na oczach jej sześcioletniego syna. Kobieta później zmarła z powodu obrażeń. Jej syn osiwiał" - napisało ministerstwo obrony Ukrainy na Twitterze.

Dość. Wystarczy. Nie bombardować obrazami cierpienia! - apelują psychoanalitycy.

To wszystko się dzieje

Świadomość tego, że Rosjanie gwałcą Ukrainki stała się już w Europie powszechna, nie trzeba więc tu niczego obrazować. Nasuwa się jednak pytanie o skalę tego zjawiska. Tego dziś jednak nikt nie jest w stanie precyzyjnie określić. Zapewne też nikt nigdy nie ustali dokładnej liczby zgwałconych kobiet, choć niektóre dostępne informacje wskazują na możliwy rozmiar tragedii.

W pierwszych dwóch tygodniach kwietnia do ukraińskich służb zgłoszono przypadki ponad 400 gwałtów dokonanych przez rosyjskich żołnierzy - poinformowało biuro rzeczniczki praw człowieka w Ukrainie. W samym Kijowie zgłoszono 75 takich przypadków. Można przypuszczać, że to niewielka część wszystkich zgwałceń, które miały miejsce, i niestety - jeszcze się wydarzą na okupowanych terytoriach. Wciąż napływają doniesienia o kolejnych zbrodniach.

Tatiana i Katja, pracujące w jednym z punktów pomocy dla Ukraińców na Pomorzu, znają swoje rodaczki, uchodźczynie z Buczy i Mariupola, które zamieszkały w Trójmieście. Kontaktują się z ich rodzinami. Żadna z Ukrainek, które doświadczyły koszmaru rosyjskiej okupacji, nie chce opowiadać o tym, co widziała i czego doświadczała. Część z nich jest już pod opieką psychologa.

- A co będzie, kiedy wyzwolimy wszystkie okupowane tereny? Mariupol… Dzisiaj jeszcze nie wiemy, co tam się dzieje… Możemy się tylko domyślać. Bucza to może być niewiele w porównaniu z tym, czego się jeszcze dowiemy - Tatiana powstrzymuje łzy. Dodaje: - Przepraszam, wiesz, jestem kobietą, a to wszystko dzieje się w moim kraju, w moich stronach.

Niemal codziennie otrzymuje na telefon nagrania ze strefy walk, z terenów, gdzie stacjonowali Rosjanie. Pokazuje mi jedno z nich. Taki materiał nigdy nie ukazałby się na antenie telewizji. Nie sposób na to patrzeć.

0304N047XR BUCZA
Bucza pod Kijowem. Spalone domy, ciała cywilów, masowy grób (nagranie archiwalne z 2.04.2022)
Źródło: Archiwum Reutersa

Bliźnięta

- Wojna i gwałt są jak syjamskie bliźnięta - stwierdza Wiola Rębecka, psychoterapeutka, mieszkająca w Nowym Jorku, od wielu lat pracująca z kobietami, które doświadczyły gwałtów na całym świecie podczas różnych wojen. Jest także autorką książki "Rape. History of Shame. Diary of the Survivors" ("Gwałt. Historia wstydu. Dziennik ocalałych"), w której publikuje relacje zgwałconych kobiet z Rwandy, Demokratycznej Republiki Konga, Kosowa, Ugandy, Sudanu, Kolumbii, Gwinei, Birmy.

- To, co widać, i o czym mówią osoby, które doświadczyły gwałtów w Ukrainie, jest bliźniaczo podobne do innych historii ze stref wojennych. Gwałty, których dopuszczają się tam Rosjanie, są to często gwałty grupowe, dokonywane ze szczególnym okrucieństwem, przy użyciu narzędzi. I towarzyszą im tortury. Historie z Ukrainy w tych aspektach są podobne do historii z innych stref wojennych - mówi Rębecka.

Obecnie w Polsce - na fali oburzenia rosyjską inwazją w Ukrainie - często wspomina się o gwałtach dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej w 1945 roku - na Niemkach, ale także Węgierkach czy Polkach (szczególnie na Pomorzu i Śląsku), a także Rosjankach, Ukrainkach czy Białorusinkach, które czerwonoarmiści zastali w niemieckiej niewoli na "wyzwalanych" terenach. Liczbę tych kobiet historycy szacują na dwa miliony. Ale - o czym mówi się znacznie rzadziej, u schyłku drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu Niemki gwałcili również Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi. Według szacunków sporządzonych przez specjalizującą się w tym temacie niemiecką historyczkę prof. Miriam Gebhardt, liczbę zgwałconych kobiet w alianckiej strefie szacuje się na około osiemset sześćdziesiąt tysięcy, a tylko Amerykanie zgwałcili sto dziewięćdziesiąt tysięcy Niemek. Gwałt w czasie wojny nie ma barw narodowych. Dotyczy to również Polaków.

Sowieccy żołnierze atakujący kobietę w Lipsku we wschodnich Niemczech
Sowieccy żołnierze atakujący kobietę w Lipsku we wschodnich Niemczech
Źródło: ullstein bild/Getty Images

"Prawie wszystkie młode dziewczyny przeżyły to na własnej skórze - tak jak dziewiętnaście mieszkanek domu numer 700, zgwałconych w biały dzień, na oczach całej miejscowości Kopaniec, przez uzbrojoną polską obsadę posterunku" - to relacja Niemki, przywołana przez Marianne Weber w książce "Kobiety wypędzone. Opowieść o zemście zwycięzców". Niemki przebywające w latach 1945-1946 na tak zwanych terenach odzyskanych musiały obawiać się zarówno Sowietów, jak i polskich milicjantów i żołnierzy. To przekonanie występuje w wielu powojennych relacjach niemieckich kobiet.

Jednak z drugiej strony, nie wszystkie armie we wszystkich konfliktach zachowują się podobnie. Chodzi o skalę zjawiska. Dyscyplina żołnierzy, nastawienie dowództwa, groźba kary - to wszystko ma tu znaczenie. Mimo wszystko inaczej w 1945 roku wyglądała sytuacja ludności cywilnej w Niemczech zachodnich, inaczej we wschodnich. Nie zmienia to jednak faktu, że - jak mówi Wiola Rębecka - "tam, gdzie są uzbrojeni mężczyźni trudniący się zabijaniem innych, kiedy wkraczają na tereny wroga i zastają bezbronne kobiety, zawsze dochodzi do gwałtów".

Wszyscy

To nie jest tak, że gwałcą tylko mężczyźni z zaburzeniami psychoseksualnymi, i nie jest tak, że w samym akcie gwałtu chodzi tylko o zaspokojenie seksualne. Sprawa jest bardziej złożona.

Wiola Rębecka wspomina swoją rozmowę ze sprawcą gwałtów i morderstw w Rwandzie. Starszy pan, wyglądający na sympatycznego, łagodnego człowieka, na pytanie, dlaczego to robił, miał jedną odpowiedź: "wszyscy to robili".

Leonid Rabiczew, młody oficer Armii Czerwonej, opisał po latach okrucieństwa swoich towarzyszy broni. W scenie potwornego zbiorowego gwałtu i mordu przykuwa uwagę jeden szczegół opisany przez czerwonoarmistę. Jeden z oficerów "...regulował tym wszystkim. Miał dbać, żeby każdy bez wyjątku żołnierz wziął w tym udział".

Zdaniem psychoterapeutki z Nowego Jorku, mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju grupowego popędu. Chodzi o przetrwanie, wojna stawia w sytuacji zero-jedynkowej. Albo jesteś z nami i robisz to, co wszyscy, albo jesteś przeciwko, a wtedy stanowisz dla własnej grupy zagrożenie. Jeśli chcesz przetrwać, musisz się dostosować. Czyli robić to, co robią inni.

Gwałt, jako narzędzie służące do prowadzenia wojny, ma za zadanie siać strach. Wprowadzać terror na zajmowanych terenach. Nie chodzi tu tylko o bezpośrednie ofiary, krzywdzone kobiety, bo ofiarami gwałtu są również mężczyźni, bliscy gwałconej kobiety, często zmuszani do patrzenia na akty przemocy. Gwałciciel w ten sposób daje znać pokonanemu wrogowi, że nie jest on godny nazywania siebie mężczyzną, bo nie jest w stanie obronić własnej córki, żony czy matki. To symboliczny gest podkreślający pozycję zwycięzcy i pokonanego.

Gen zwycięzcy

Jak podkreśla się niekiedy w literaturze, gwałty podczas wojny nabierały charakteru swoistego rytuału, były wręcz celebrowane. Gwałt "podkreślał również emocjonalne więzi w grupach mężczyzn (…) To z pewnością wspólny triumf tych ludzi sprawiał, że celebrowali gwałt". Był on swego rodzaju manifestacją kierowaną do męskiej części wrogiego, pokonanego plemienia. "Uwypuklało to fakt, że są oni teraz istotami pozbawionymi władzy, które mogą jedynie patrzeć i cierpieć najintymniejszą degradację" - czytamy w książce opisującej codzienność sowieckiego żołnierza, pt. "Wojna Iwana. Armia Czerwona 1939-1945" autorstwa Catherine Merridale. Również brytyjski historyk Antony Beevor wspomina o chęci upokarzania wroga, przy czym podkreśla, że niezwykle trudno jest zrozumieć emocje i stan ducha żołnierzy na polu walki, którzy sami walczą o przetrwanie w nieludzkich warunkach.

Można ledwie tylko dotknąć tej masy psychologicznych sprzeczności oraz zjawiska całkowitego zezwierzęcenia i zdziczenia (...) Poczucie dominacji owładnęło większością żołnierzy Armii Czerwonej i czuli przyzwolenie na poniżanie pokonanych.
Antony Beevor, "Berlin 1945. Upadek"

Gwałt wojenny, obok symbolicznego, może mieć również czysto biologiczne znaczenie. Chodzi o pozostawienie genów w populacji wroga. To zachowanie ma charakter archetypiczny i jest stare jak sama wojna. Tak było na przykład w krajach byłej Jugosławii, wpajano tam żołnierzom przekonanie, że pozostawiając swoje geny przyczyniają się do koniecznych i pożądanych - w ich mniemaniu - zmian narodowościowych na zajętych terenach. Zgwałcone bośniackie kobiety miały rodzić serbskich nacjonalistów.

Mieszkanka Kosowa zgwałcona przez serbskiego żołnierza
Mieszkanka Kosowa zgwałcona przez serbskiego żołnierza
Źródło: Chris Huby / Le /Zuma Press / Forum

Podobnie było, i niestety - jest na terenach kontrolowanych przez tak zwane Państwo Islamskie. Niewolnice seksualne mają rodzić nowych bojowników.

Zemsta

Gwałt ma być swego rodzaju aktem sprawiedliwości. Jego ofiary zwykle przez oprawców są "czemuś winne" i "zasługują" na to, co je spotyka. Są przedstawicielkami wrogiego plemienia, i ta ich przynależność, w oczach agresorów, odbiera im cechy ludzkie. Tak było z Niemkami w 1945 roku, z kobietami Hutu i Tutsi w 1994 roku, z mieszkankami Bośni, Hercegowiny, Kosowa, Albanii, Chorwacji i Serbii w latach dziewięćdziesiątych. W docierających do nas niemal codziennie relacjach z Ukrainy powtarza się motyw, w którym gwałcone kobiety nazywane są "nazistowskimi k…" czy "banderówkami".

Zatrzymajmy się na moment przy porównaniu sytuacji w Niemczech w 1945 i w Ukrainie obecnie. Na pierwszy rzut oka wspólnego mianownika nie ma: o ile Niemcy - jako naród - dopuścili się potwornych zbrodni na okupowanych terenach, o tyle przecież Ukraińcy Rosjanom niczego złego nie uczynili. Więc o żadnej zemście nie może tu być mowy. Jednak jest jeden wspólny mianownik. Propaganda. Ma ona przemożny wpływ na żołnierza, zarówno przed siedemdziesięciu pięciu laty, jak i teraz. Wtedy do gwałtów, grabieży i morderstw namawiał Ilja Erenburg, rosyjski poeta, który zasłynął płomiennymi odezwami do czerwonoarmistów. Dzisiaj wkraczający do Ukrainy żołnierze, przynajmniej w części, są przekonani, że "ukraińscy faszyści" mordowali rosyjskojęzyczną ludność tego kraju. Więc owym "banderówkom" należy się "słuszna kara". W tym wymiarze niewiele się zmieniło mimo powszechności telewizji, internetu, galopującej rewolucji technologicznej i globalizacji.

Złamcie za pomocą gwałtu zarozumiałość rasową germańskich kobiet. Potraktujcie to jako należną wam zdobycz. Zabijajcie dzielni Czerwonoarmiści
Ilja Erenburg

W przypadku każdego gwałtu, a w szczególności gwałtu wojennego, następuje dehumanizacja ofiary.

Ukraińskie służby nagrały i opublikowały w internecie rozmowę rosyjskiego żołnierza z żoną. Żołnierz bez ogródek wspomina o gwałtach Ukrainek, których dopuszczają się rosyjscy żołnierze. Rozbawiona tymi słowami żona odpowiada mężowi: "Gwałć tam ukraińskie baby. Nic mi nie mów. Dobra? (...) Pozwalam. Tylko zabezpieczaj się." Według ustaleń mediów małżeństwo to Roman i Olga Bykowscy. Wraz z nagraniem opublikowano zdjęcia pary z profili społecznościowych. Widać na nich atrakcyjną blondynkę i przystojnego młodego mężczyznę przytulonych do siebie, uśmiechniętych, radosnych. Wyglądają na szczęśliwych i zakochanych.

"W sumieniach sprawców mięso armatnie stawało się po prostu mięsem seksualnym" - napisała historyczka Joanna Ostrowska w książce "Przemilczane", w której opisuje przymusową pracę seksualną w czasie drugiej wojny światowej, głównie w obozach koncentracyjnych. Akt seksualny z taką odczłowieczoną istotą nie jest więc na przykład małżeńską zdradą, bo nie jest aktem czynionym z "prawdziwą kobietą". Być może taką właśnie "logiką" kierowała się żona rosyjskiego żołnierza, dając mu pozwolenie na gwałcenie "ukraińskich bab".

TVN24 Clean_20220410081105(5132)_aac
"Musicie zrozumieć, że Rosja to nie zasady i moralność. Rosja to gwałcenie, to morderstwo, Rosja to śmierć"
Źródło: TVN24

"Romanse"

Gwałt, lub szerzej - przemoc seksualna, podczas wojny niejedno ma imię. Nie zawsze wygląda tak, jak to sobie wyobrażamy.

W latach 2018-2020 przeprowadziłem kilkadziesiąt wywiadów z tak zwanymi Świadkami Historii, czyli osobami, które pamiętają drugą wojnę światową. Część z nich opowiadała o wkroczeniu żołnierzy sowieckich na Pomorze w 1945 roku. Moi rozmówcy byli wtedy dziećmi i to, co usłyszałem, było mieszaniną rzeczywistych obserwacji i interpretacji rodziców, którzy próbowali ochronić swoje dzieci przed świadomością dziejącego się tuż obok okrucieństwa.

- Tam były romanse - relacjonowała mi swoje wspomnienia mieszkanka Kaszub. Mówiła o tym, co po wkroczeniu Sowietów działo się w sąsiedztwie. Dopytana stwierdziła, że mieszkały tam dwie samotne kobiety, matka i nastoletnia córka. Szeregowi żołnierze, bezkarnie panoszący się po wsi przez wiele dni, polujący na kobiety, wiedzieli, że muszą omijać ten dom, gdyż zamieszkali tam dwaj oficerowie Armii Czerwonej. Matka nie protestowała, więc w pamięci zbiorowej pozostało wspomnienie o "romansach". Alternatywą dla niej i jej córki były codzienne wizyty kilku lub kilkunastu pijanych żołdaków.

W obliczu takich ataków kobiety w krajach okupowanych przez Sowietów uciekały się do różnych strategii. (...) Proponowały sowieckim oficerom, że zostaną ich konkubinami w zamian za ochronę. Armia Czerwona od dawna aprobowała zwyczaj posiadania "frontowych żon", więc napływ niesowieckich konkubin nie wywoływał większego sprzeciwu.
Norman Davies, "Europa walczy 1939 - 1945. Nie takie proste zwycięstwo"

Norman Davies wspomina również, że w Berlinie w 1945 roku zgwałcono około sto tysięcy niemieckich kobiet, "a jeszcze więcej zostało doprowadzonych do tego, że zgadzały się 'spać za jedzenie' w czasie, gdy cztery papierosy znaczyły 'całą noc'".

Z wielu relacji, zarówno historycznych, jak i tych, które docierają obecnie z Ukrainy, wynika, że gwałcący żołnierze posługują się szantażem i wtedy sam gwałt nie wiąże się z oporem osoby doświadczającej przemocy.

- 9 marca do domu weszło kilku żołnierzy armii rosyjskiej - mówił dziennikarkom BBC Andriej Nebytow, szef policji regionu kijowskiego. Rosjanie zastrzelili męża kobiety. - Potem dwóch żołnierzy wielokrotnie zgwałciło żonę. Odchodzili, a potem wracali. Wracali trzy razy, by ją zgwałcić. Grozili, że jeśli się sprzeciwi, skrzywdzą jej małego synka. Aby chronić swoje dziecko, nie stawiała oporu.

Inny przypadek przywołuje Natalia Waloch w "Wysokich Obcasach". Ukrainka musiała "dobrowolnie" oddać się trzem rosyjskim żołnierzom, aby uzyskać zgodę - dla siebie i dziecka, na opuszczenie strefy wojennej.

"Akt seksualny albo działanie seksualizujące, gdy sprawca nie wymusza stosunku seksualnego, ale ewidentnie odwołuje się do seksualności swojej ofiary, znęcając się nad nią, wykorzystując jej ciało, tożsamość seksualną oraz gender, mogą spełniać bardzo różne funkcje" - pisze w "Przemilczanych" Joanna Ostrowska. Proponuje rozszerzenie definicji pojęcia przemocy seksualnej w czasie wojny poza granice brutalnego gwałtu czy zinstytucjonalizowanego seksualnego zniewolenia (to na przykład domy publiczne dla żołnierzy Wehrmachtu) i włączenie do jej zakresu sytuacji, w których dochodzi do "upokorzenia intymności ofiar", na przykład poprzez wystawianie nagiego ciała na widok publiczny.

Ja nie chciałam żyć

- Gwałt powoduje u ofiar potworny wstyd. To zjawisko jest powszechne na całym świecie, niezależnie od kultury, tak samo w Europie, jak i w Afryce - przekonuje Wiola Rębecka. I dodaje, że ogólnie rzecz biorąc, na świecie zaledwie kilka procent zgwałceń jest ujawnianych. Przekonuje, że za wstydem kroczy znany psychologom mechanizm wyparcia. Dotyczy to zarówno poszczególnych osób, jak i całych społeczności.

- U nas w domu nie gwałcili, bo u nas była komendantura, ale wszędzie wokół już tak - słyszałem wielokrotnie podczas realizowanych wywiadów ze Świadkami Historii. Można było odnieść wrażenie, że "komendantury" były wszędzie, w każdym domu.

Albo: - W naszej wsi był spokój, ale we wszystkich obok Ruskie chodzili i gwałcili.

Oczywiste było dla mnie, że moi rozmówcy nie kłamią. Wierzyli w to, że ich rodzin ten problem nie dotyczy.

Wstyd jest zakorzeniony w kulturze, czego wyrazem jest język, jakim się posługujemy.

- Bardzo żałuję, że w języku polskim nie ma odpowiednika angielskiego słowa "survivor". To jest słowo, które od razu coś zmienia - tłumaczy Izabela Trybus, psychoterapeutka psychoanalityczna, koordynatorka projektu Polish Center of Torture Victims (Polskie Centrum Ofiar Tortur). W polszczyźnie funkcjonuje określenie "ofiara gwałtu", ale już dla określenia rannego żołnierza nie używa się pojęcia "ofiara wojny". Bo niezależnie od tego, czy żołnierz odniesie obrażenia czy nie, mówi się nim "weteran" albo "bohater wojenny". W języku angielskim zaś stosuje się słowo "survivor" lub "rape survivor" zamiast "victim of rape". "Survivor", czyli ktoś, kto przetrwał.

- To sformułowanie wskazuje, że ktoś doświadczył gwałtu, ale przeżył, walczył i walczy nadal. To jest jego doświadczenie, ale to nie znaczy że ma być "rozlane" na całe człowieczeństwo tej osoby. Dlatego właśnie Kosowo jest dla nas inspirującym miejscem, bo tam osoby, które doświadczyły gwałtu wojennego, zostały uznane za bohaterki i bohaterów wojennych - stwierdza Izabela Trybus. W Kosowie kobiety, które zostały zgwałcone podczas wojny na Bałkanach, mają status weteranek i są traktowane na równi z mężczyznami, którzy walczyli z bronią w ręku.

"Mocno krwawiłam. Nie myślałam, że zostałam zgwałcona, lecz że moje ciało zostało zhańbione" - napisała Alaine Polcz w swoim wspomnieniu, wydanym po angielsku pod tytułem: "One Woman in the War: Hungary 1944-1945".

Podczas wywiadów, które przeprowadziłem, zdarzało się, że moi rozmówcy - częściej mężczyźni - mieli problem, żeby wypowiedzieć słowo: "zgwałcone". Szukali zamiennika, eufemizmu. Mówili niekiedy: "te kobiety zostały zhańbione". O hańbie sprawcy nikt nie wspominał. On - zgodnie z tą logiką - "pozostawia" tę "hańbę" w ciele zgwałconej, a sam odchodzi w spokoju. Kobieta musi dalej z tym żyć.

Babcia Wioli Rębeckiej była polską Żydówką, która trafiła do obozu Ravensbrück. Po wojnie często opowiadała o torturach, biciu, poniżaniu, o eksperymentach medycznych, których dokonywali niemieccy lekarze na jej ciele. Ta wiedza była dostępna dla dziecka, jakim była wówczas Wiola. Ale o tym, że podczas "wyzwolenia" zbiorowo dokonano na niej gwałtu, a uczynili to sowieccy żołnierze, Wiola dowiedziała się, gdy babcia dostała wylewu i otarła się o śmierć. Została w szpitalu odratowana dzięki wnuczce, która szybko wezwała pomoc.

- Dlaczego mi to zrobiłaś? - rozpaczliwie pytała zdumioną Wiolę babcia. - Ja chciałam umrzeć! Ja już z tym nie mogę dalej żyć!

W ten sposób dowiedziała się, że jej babcia była "rape survivor".

Barbara Gronczewska, babcia Wioli Rębeckiej, miała siedemnaście lat, kiedy trafiła do obozu koncentracyjnego
Barbara Gronczewska, babcia Wioli Rębeckiej, miała siedemnaście lat, kiedy trafiła do obozu koncentracyjnego
Źródło: Archiwum prywatne

Dziedziczone cierpienie

Doświadczenie gwałtu zamienia się w traumę, która - jeśli nie zostanie przepracowana - będzie przenoszona na kolejne pokolenia.

- Nie zgadzam się z twierdzeniem, że czas leczy rany. Mogę to powiedzieć z pełnym przekonaniem, opierając się na wieloletnich doświadczeniach w pracy ze zgwałconymi kobietami, ich córkami i wnuczkami, a także na podstawie własnych osobistych doświadczeń: czas nie leczy niczego. Ta rana może pokryć się jakimś strupem, ale się nie zabliźni - stwierdza Rębecka.

Dziedziczenie traumy jest przedmiotem badań, nie tylko humanistycznych, ale również przyrodniczych. Bo jest to zjawisko znane genetykom.

- Okazuje się, że różne znaczące zdarzenia w życiu organizmu, jak na przykład trauma, mogą wpływać na modyfikacje epigenetyczne - stwierdza dr hab. Tomasz Śledziński,  kierownik Katedry i Zakładu Biochemii Farmaceutycznej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

"Modyfikacje epigenetyczne" następują na skutek procesu, który nazywa się ekspresją genów. Naukowiec tłumaczy, że w genach najpierw zachodzi proces zwany transkrypcją, czyli "przepisywaniem" informacji genetycznej na RNA, a potem kolejny proces nazywany translacją - w ten sposób powstaje białko, czyli na przykład hormon lub enzym. Te substancje mają bezpośredni wpływ na nasze funkcjonowanie. Mogą na przykład powodować zaburzenia układu nerwowego, powstawanie lęków. Taka modyfikacja epigenetyczna jest dziedziczona - potwierdzają to liczne badania prowadzone w wielu ośrodkach na całym świecie. Mówiąc prościej: jeśli nasza babcia doświadczyła traumy i nastąpiła ekspresja genów (powstało białko - hormon lub enzym), wówczas my również, w kolejnym pokoleniu "będziemy to mieli" - możemy doświadczać lęków i innych zaburzeń, których źródłem jest traumatyczne doświadczenie naszej krewnej sprzed siedemdziesięciu pięciu lat.

- Nie mam wątpliwości, że odziedziczyłam traumę po swojej babci - stwierdza Wiola Rębecka. Psychoterapeutka nie ma też wątpliwości, że przyczyną wieloletniego milczenia na temat przemocy seksualnej, która miała miejsce w czasie drugiej wojny światowej na terenie Polski, była nieprzepracowana trauma, którą - jako naród i społeczeństwo odziedziczyliśmy po naszych przodkach.

Niestety, historia się powtarza. Kolejne traumy wojenne stają się doświadczeniem Ukrainek i Ukraińców. Jeśli nie zostaną przepracowane, pozostaną w narodzie ukraińskim na kolejne pokolenia.

***

Jeśli jesteś osobą, która doświadczyła przemocy seksualnej w Ukrainie lub na granicy polsko-białoruskiej, doświadczasz traumy w związku z wojną lub sądzisz, że ktoś w twoim otoczeniu zmaga się z wojenną traumą, możesz zwrócić się o pomoc lub poradę. Pomoc medyczną - ginekologiczną, a także pschoterapeutyczną - uzyskasz, dzwoniąc pod numery: Klinika SaskaMed: 517 034 524, telefon do dr Rafała Kuźlika: 601 227 375 Pomoc psychoterapeutyczną, medyczną, prawną uzyskasz, kontaktując się z Polish Center of Torture Victims - przez Facebook - profil: Polish Center of Torture Victims (wysyłając wiadomość prywatną) lub e-mailem: afterwartrauma@gmail.com

Czytaj także: