Jeszcze do niedawna wielu komentatorów miało nadzieję, że w polityce wobec "bliskiej zagranicy" Dmitrij Miedwiediew zerwie z agresywną taktyką swojego poprzednika. Jak jednak pisze "Financial Times", prezydent Rosji pokazał ostatnio, że nie różni się wiele od Władimira Putina.
- Jak pokazały wydarzenia ostatnich dni, z których jedno prześcigało drugie pod względem bezwzględności wobec sąsiadów Rosji, Miedwiediew zdecydował się naśladować swego poprzednika, nie zaś z nim zerwać - czytamy w artykule zatytułowanym "Znaczenie braterstwa".
Według "FT", to Putin miał "bardziej ekscytujące dekoracje" swego występu w tym tygodniu, gdy odwiedził separatystyczną republikę gruzińską Abchazję z obietnicą zwiększenia rosyjskiej obecności militarnej kosztem 500 mln dolarów, "ale to wyskoki Miedwiediewa są bardziej deprymujące".
Moskwa oczekuje posłuszeństwa
Dziennik odnosi się w ten sposób do wtorkowego listu otwartego Miedwiediewa do prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki. - Miedwiediew nie tylko oskarżył Kijów o współodpowiedzialność za śmierć cywilów i rosyjskich "żołnierzy sił pokojowych" podczas wojny w Gruzji latem ubiegłego roku, ale też jasno dał do zrozumienia, że oczekuje od Ukrainy podporządkowania się rosyjskiej linii w polityce zagranicznej, włącznie z powstrzymaniem się przed przystąpieniem do NATO. Spodziewa się także, że Ukraińcy zagłosują w przyszłym roku na "nowe kierownictwo polityczne". Do tego czasu stosunki między Kijowem i Moskwą będą zamrożone - pisze "FT".
Brutalny list
Dziennik podkreśla, że "'list Miedwiediewa jest podwójnie brutalny. Nie tylko stanowi jawną próbę ingerowania w sprawy wewnętrzne sąsiada, ale także poprzez strofowanie Juszczenki za wspominanie o rosyjskim zagrożeniu, 'które nie istnieje', próbuje wzmocnić poczucie, że takie zagrożenie właśnie jest realne".
"FT" przypomina w tym miejscu, że postawa Moskwy wobec rosyjskojęzycznego ukraińskiego Krymu od dawna budzi niepokój Kijowa.
Miedwiediew działa jak Putin pięć lat temu
Jak pisze dalej brytyjski dziennik, "pomysł łączenia przez Rosję wyrażanej wprost obietnicy 'strategicznego partnerstwa' z zawoalowaną groźbą odcięcia dostaw gazu i przyszłych trudności nie jest nowy".
W 2004 roku Putin otwarcie poparł prorosyjskiego kandydata w wyborach prezydenckich na Ukrainie Wiktora Janukowycza, "stosując podobną kombinację". Wówczas ta strategia nie zadziałała, a pomarańczowa rewolucja wyniosła do władzy Juszczenkę.
Ukraińcy współwinni
- Pięć lat później polityka wewnętrzna Ukrainy jest w chaosie. Kiedy wiceprezydent USA Joe Biden odwiedził w zeszłym miesiącu Ukrainę, ostrzegł Kijów, by uporządkował domowe podwórko. Poparcie dla Juszczenki ma jednocyfrowe rozmiary i jest prawdopodobne, że zastąpi go człowiek, który w 2004 roku przegrał: Wiktor Janukowycz. Jeśli tym razem naciski Miedwiediewa odniosą większy skutek, ukraińscy politycy będą sami sobie winni - kończy "Financial Times".
Źródło: PAP, lex.pl