"Ponad dziesięć" jednostek rosyjskiej Floty Północnej rozpoczęło ćwiczenia na Morzu Barentsa. Mają one polegać na zwalczaniu wrogich okrętów podwodnych, w których rolę wcielą się jednostki rosyjskie. Ćwiczenia mogą być reakcją na nagłośnione przez Moskwę "przegonienie" w sierpniu z tego rejonu "amerykańskiego atomowego okrętu podwodnego".
Jednostki Floty Północnej wyszły w morze we wtorek. Ćwiczenia mają trwać do końca tygodnia. Ich kulminacją mają być ostre strzelania rakiet i torped zarówno z okrętów nawodnych, jak i podwodnych.
W ćwiczeniach biorą udział głównie małe jednostki nawodne przeznaczone do poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych w pobliżu wybrzeża. Wspierać będą je z powietrza śmigłowce i samoloty patrolowe. Symulowanym przeciwnikiem mają być rosyjskie atomowe okręty podwodne, wysłane w morze potajemnie przed rozpoczęciem ćwiczeń.
"Przy okazji" poćwiczy również obrona wybrzeża. Bateria rakiet ziemia-woda ma zostać przewieziona na Półwysep Średni, najdalej wysunięty na północ fragmentu większego Półwyspu Kola, na którym znajdują się bazy Floty Północnej. Stamtąd ma "zniszczyć" zespół ćwiczących okrętów nawodnych.
W oficjalnej depeszy wojska nie powiązano manewrów z sierpniowym incydentem, kiedy na Morzu Barentsa rosyjska flota miała wykryć i "przegonić" atomowy okręt podwodny. Według Moskwy była to amerykańska jednostka typu Virginia, która naruszyła wody terytorialne Rosji. Scenariusz obecnych ćwiczeń bardzo przypomina to, co powinna wówczas robić Flota Północna, czyli polować grupą małych okrętów nawodnych na podwodnego "intruza". Być może dowództwo nie było zadowolone z działań podwładnych i w przeciągu miesiąca zorganizowano adekwatne ćwiczenia.
Autor: mk//gak/kwoj / Źródło: RIA Novosti, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 3.0) | Brian Burnell