"Explorer" poszedł na dno


Statek wycieczkowy "Explorer", który w piątek zderzył się z górą lodową na wodach Antarktyki, ostatecznie zatonął po kilku godzinach od wypadku. Wszyscy rozbitkowie są bezpieczni.

W piątek uratowanych zostało 154 rozbitków. Pasażerowie i załoga są bezpieczni. Nikt nie odniósł obrażeń, kilka osób było lekko wyziębionych. Wszystkich przewieziono do znajdującej się na chilijskiej wyspie na stacji badawczej im. Eduardo Freia. Jeszcze dziś rozbitkowie mają odlecieć do Chile na kontynent.

Statek MS Explorer płynący pod banderą Liberii należał do kanadyjskiej firmy turystycznej GAP Adventures. 11 listopada wyruszył z leżącego na południu Argentyny portu Ushuaia w 19-dniowy rejs po Cieśninie Drake'a.

Argentyńskie służby ratownicze otrzymały pierwszy sygnał SOS w piątek rano. Załoga statku poinformowała o przecieku w poszyciu po zderzeniu z górą lodową. Pomimo prób wypompowania wody jednostka zaczęła tonąć.

Akcję ratunkową przeprowadziły służby amerykańskie i argentyńskie przy pomocy Brytyjczyków.

- Mogło dojść do tragedii - powiedział dowódca argentyńskiej marynarki wojennej. - Na szczęście był to tylko niewielki pech - dodał.

- To naprawdę przerażające oglądać tonący statek - relacjonowała zdarzenie Amerykanka Jennifer Enders, płynąca norweską jednostką Nordnorge, uczestniczącą w akcji ratowniczej. - Ludzie byli w wodzie na szalupach przez cztery godziny, a na zewnątrz jest zimno. Poproszono nas o przekazanie ubrań rozbitkom - opisuje świadek katastrofy.

Po zatonięciu na morzu pozostała wielka plama ropy, obejmująca powierzchnię około 3.600 metrów kwadratowych.

Źródło: PAP, tvn24.pl