Turcja zamiast na UE, patrzy na Szanghaj. Chce "większej swobody"


Turcja nie musi "za wszelką cenę" przystępować do Unii Europejskiej. Zamiast tego mogłaby stać się częścią tworzonej przez Chiny, Rosję i państwa Azji Środkowej Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW) - stwierdził prezydent Recep Tayyip Erdogan, cytowany przez gazetę "Hurriyet".

Turcja jest jednym z najsilniejszych członków NATO, jednak jej perspektywy na członkostwo w UE wydają się bardziej odległe niż kiedykolwiek, odkąd 11 lat temu rozpoczęła negocjacje z Brukselą, pisze "Reuters". Europejscy przywódcy zarzucają Ankarze łamanie demokratycznych standardów, zwłaszcza w reakcji na nieudany pucz wojskowy, którego próbę podjęto w połowie lipca.

Działać z większą swobodą

- Turcja nie musi twierdzić: "UE za wszelką cenę". Tak to widzę - powiedział prezydent Erdogan w czasie powrotu z podróży do Pakistanu i Uzbekistanu, , cytowany w niedzielę przez "Hurriyet". - Dlaczego Turcja nie mogłaby być w Szanghajskiej Piątce [Szanghajskiej Organizacji Współpracy - red.]? To samo powiedziałem Putinowi i Nazarbajewowi [prezydentów Rosji i Kazachstanu - red.], którzy już są w Szanghajskiej Piątce - oznajmił.

- Mam nadzieję, że jeżeli nastąpi tutaj pozytywny postęp, jeżeli Turcja miałaby dołączyć do Szanghajskiej Piątki, pozwoli to jej na działania z dużo większą swobodą - dodał.

W ubiegłym tygodniu Erdogan wezwał rodaków do cierpliwości w kwestii rozwoju relacji z UE. Powiedział także, że referendum w kwestii ewentualnego członkostwa mogłoby się odbyć w 2017 roku.

SzOW to regionalna organizacja międzynarodowa, powołana w 2001 przez Rosję, Chiny, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan (istniejącą od 1996 tzw. Szanghajską Piątkę). W 2001 dołączył do niej Uzbekistan, zaś od 2015 roku trwa procedura przyjęcia Indii i Pakistanu. Zasadniczym celem SzOW jest umacnianie bezpieczeństwa regionalnego w Azji Środkowej w oparciu o rozwijanie współpracy rosyjsko-chińskiej.

Turcja, razem z Białorusią, ma obecnie w SzOW status partnera w dialogu.

Nieudany pucz i czystki

Po udaremnionej próbie wojskowego zamachu stanu z połowy lipca tureckie władze przeprowadzają bezprecedensowe czystki, które wywołują krytykę Zachodu. Zatrzymywani są urzędnicy, nauczyciele, sędziowie czy prokuratorzy, którzy według rządu mają powiązania z mieszkającym w USA Fethullahem Gulenem. W czwartek minister obrony narodowej Fikri Isik ogłosił, że po niedanym puczu z armii usunięto ponad 20 tys. osób. Zamknięto też ponad 160 redakcji uznawanych za krytyczne wobec władz w Ankarze, w tym gazety, magazyny i stacje telewizyjne.

Wprowadzono stan wyjątkowy, który 19 października został przedłużony o 90 dni. Ankara uzasadnia to walką jaką państwo prowadzi przeciwko "organizacjom terrorystycznym".

Gulen to dawny sojusznik, a obecnie wróg numer jeden prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Gulen odrzuca oskarżenia o to, że jego ruch stał za próbą lipcowego zamachu stanu.

Autor: mm\mtom / Źródło: reuters, pap