|

Przeklęty Paryż Bliskiego Wschodu

Zniszczenia po eksplozji w bejruckim porcie
Zniszczenia po eksplozji w bejruckim porcie
Źródło: fot. PAH

Pół roku po ogromnej eksplozji Bejrut powoli się odradza. Tak jak Ziemia po uderzeniu meteorytu, jak las po pożarze. Jak kraj po wojnie domowej. Z gruzów wyłania się codzienność, która z każdą kolejną tragedią staje się dla Libańczyków coraz bardziej nieznośna. Dawniej ich ojczyzna stanowiła perłę regionu, a jej stolicę określano mianem "Paryża Bliskiego Wschodu". Dziś mawia się, że to kraj, nad którym ciąży klątwa

Artykuł dostępny w subskrypcji

Roztrzaskane szkło i gruzy zniknęły z ulic. Gdzieniegdzie wciąż stoją zaparkowane samochody ze zmiażdżonymi dachami i poharataną karoserią. W pustych okiennicach pojawiły się nowe szyby, w innych wciąż powiewa folia. Niektórych budynków już nie ma, inne są okaleczone i chwieją się, gotowe runąć w każdej chwili, pozbawione swej istoty – niezdolne stanowić domu. Kurz opadł, ale w uszach wciąż świszczy dźwięk eksplozji. A w miejscu, gdzie niegdyś znajdowało się serce libańskiej stolicy, rozpościera się krater o głębokości 40 metrów.

Kilka miesięcy po eksplozji na ulicach Bejrutu wciąż stoją zmiażdżone samochody
Kilka miesięcy po eksplozji na ulicach Bejrutu wciąż stoją zmiażdżone samochody
Źródło: PAH
Fala uderzeniowa wybiła szyby w oknach. W wielu budynkach do dziś nie wstawiono nowych
Fala uderzeniowa wybiła szyby w oknach. W wielu budynkach do dziś nie wstawiono nowych
Źródło: PAH
Zachód słońca nad zniszczonym portem
Zachód słońca nad zniszczonym portem
Źródło: PAH

- Potężny wybuch w bejruckim porcie wstrząsnął nie tylko stolicą, ale i całym krajem. To zdarzenie odcisnęło swoje bardzo wyraźne piętno na mieście i samych Libańczykach. Wiele osób do tej pory nie otrząsnęło się z traumy i strachu, które odczuwali tuż po eksplozji. To bardzo trudne na nowo budować swoje życie, mając ciągle poczucie niestabilności, niepewności o jutro. A tak wygląda teraz rzeczywistość Libanu. Do tego dochodzą ciężki kryzys gospodarczy, zmieniająca się często sytuacja polityczna i duże nierówności wewnątrz samego społeczeństwa. Wszystko to sprawiło, że sierpniowy wybuch dosłownie zepchnął Liban na skraj katastrofy humanitarnej – mówi Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej.

W eksplozji 4 sierpnia ubiegłego roku życie straciło blisko 200 osób, ponad 6,5 tysiąca zostało rannych, a 300 tysięcy straciło dach nad głową. Znaczna część libańskiej stolicy pogrążyła się w ruinie. Ale tragedia odbija się rykoszetem na całym kraju.

Jak Feniks z popiołów

Libańczycy – jak podkreśla Krajewska - to naród dumny i silny, choć sam Liban jest bardzo zróżnicowany. Widać to zwłaszcza w Bejrucie, gdzie zamożne osiedla sąsiadują z biedniejszymi dzielnicami. Ale różnorodny także w pozytywnym sensie. Mar Mikhael i Gemmayzeh to najbardziej zniszczone przez wybuch dzielnice libańskiej stolicy. Choć to tradycyjnie chrześcijańska część miasta, miejscowe kluby, restauracje i galerie przyciągały Libańczyków wszystkich wyznań. Tę okolicę upodobali sobie artyści, projektanci i biznesmeni. Chętnie odwiedzali ją również zagraniczni turyści, wabieni artystyczno-imprezowym charakterem tego miejsca. Nawet homoseksualiści i transseksualiści mogli czuć się tam bezpiecznie. Mawiało się, że to bliskowschodnia stolica hedonizmu. Ta część Bejrutu zawsze tętniła życiem.

Bar zniszczony przez eksplozję
Bar zniszczony przez eksplozję
Źródło: PAH
Potężna eksplozja powybijała szyby w budynkach
Potężna eksplozja powybijała szyby w budynkach
Źródło: PAH
Bejrut po eksplozji
Bejrut po eksplozji
Źródło: PAH

Już parę miesięcy po eksplozji zaczęło ono wracać do zniszczonych dzielnic. Powoli otwierają się tam kolejne biznesy. W oknach domów, które niszczycielska fala uderzeniowa oszczędziła, znów pali się światło – jeśli akurat nie ma przerwy w dostawie prądu. Na miejscu wciąż działają organizacje humanitarne z wielu państw, w tym z Polski, które obecnie pomagają naprawiać zniszczenia i zapewnić dach nad głową tym, którzy stracili go w wyniku wybuchu. W zdewastowanych historycznych częściach stolicy grupy ochotników inżynierów i architektów robią, co w ich mocy, by odratować chociaż część zabytkowych budynków.

Do zniszczonych dzielnic zaczyna wracać życie
Do zniszczonych dzielnic zaczyna wracać życie
Źródło: PAH

- W bejruckim porcie stał przez jakiś czas pomnik kobiety, stworzony z gruzów, pamiątek wydobytych ze zniszczonych domów i rozbitego szkła. Miał on symbolizować wytrzymałość i wolę przetrwania mieszkańców tego miasta, pokazywać, że choć wiele zostało utracone, wciąż jest nadzieja na lepsze jutro. Liban, jak i sama stolica, odradzały się wielokrotnie, niczym Feniks z popiołów. Wydaje się więc, że i tym razem uda się odbudować to, co zostało zburzone – twierdzi Krajewska.

Pomnik kobiety, stworzony z gruzów w Bejrucie. Zegar wskazuje godzinę 18:07, o której doszło do tragicznego wybuchu
Pomnik kobiety, stworzony z gruzów w Bejrucie. Zegar wskazuje godzinę 18:07, o której doszło do tragicznego wybuchu
Źródło: PAH

Libańczycy mają w tym wprawę. Nieraz musieli odbijać się od dna. Tym razem jednak zbyt wiele sił ciągnie ich w dół. Optymizm to dziś w Libanie przywilej, na który stać nielicznych. Jeśli Liban rzeczywiście miał w sobie mitycznego ducha Feniksa, to czy nie wyczerpał już swoich mocy? Wieloletnia wojna domowa, syryjska okupacja, konflikt zbrojny z Izraelem, zamachy terrorystyczne, polityczna niestabilność, skorumpowanie elit, upadająca gospodarka, masowe protesty, tragiczna w skutkach eksplozja i pandemia, która stanowi dla Libanu gwóźdź do trumny. Ta seria niefortunnych zdarzeń to kronika zaledwie trzech dekad historii tego kraju.

Niektórzy Libańczycy twierdzą, że ich kraj jest przeklęty
Niektórzy Libańczycy twierdzą, że ich kraj jest przeklęty
Źródło: PAH

Chora gospodarka

- Duża część Bejrutu zaczyna wracać do czegoś, co byśmy nazwali normą, chociaż mi się tej normy nie bardzo udało dostrzec – przyznaje doktor Wojciech Wilk, prezes Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej. PCPM działa w Libanie od 2012 roku, niosąc pomoc tysiącom uchodźców syryjskich. W ciągu dwóch dni po eksplozji w Bejrucie dotarł do miasta pierwszy transport z pomocą humanitarną fundacji z Polski, która pozwoliła na naprawę ponad 200 uszkodzonych wybuchem mieszkań.

O ile podstawowe naprawy po eksplozji zostały już dokonane, to cały czas sytuacja w mieście jest bardzo ciężka. - Zmienił się charakter potrzeb ludzi w tym kraju, a najlepszym przykładem są mieszkania rodzin, którym nasza organizacja pomaga. Są tam wstawione tymczasowe okna, tymczasowe drzwi, ale ci ludzie już nie mają pracy, bo ją stracili. Wielu ludzi potrzebuje także pomocy żywnościowej. W zeszłym roku było nie do pomyślenia, że ktoś może potrzebować pakietu z żywnością w kraju, w którym produkuje się tyle tak wspaniałego jedzenia – zauważa Wilk.

Wielu Libańczyków nie jest w stanie zapewnić swoim rodzinom podstawowych produktów
Wielu Libańczyków nie jest w stanie zapewnić swoim rodzinom podstawowych produktów
Źródło: PAH

Bezpośrednio po katastrofie Polska Akcja Humanitarna udzielała pomocy natychmiastowej na miejscu, przekazując środki na naprawę zniszczonych domów i mieszkań, w tym sieci elektrycznej i kanalizacyjnej, pękniętych ścian czy sufitów, a także wymianę okien i drzwi. Umożliwiła też zakup produktów pierwszej potrzeby - wody, żywności, leków - dla osób, które straciły główne - często jedyne - źródło dochodów. Wśród nich był taksówkarz, którego pojazd został zniszczony przez falę uderzeniową. - Takich historii było wiele, czasem chodziło o zniszczony warsztat, zburzoną restaurację, hotel, który nie mógł już funkcjonować, czy małe sklepiki, jakich wiele w Bejrucie – mówi Krajewska.

Jej pobyt w Libanie wiązał się z projektem, który PAH planowała rozpocząć w tym kraju jeszcze przed sierpniowym wybuchem, a dotyczył zwiększenia szans młodych ludzi na znalezienie pracy. - Teraz ten projekt jest wręcz niezbędny, bo sytuacja młodych jest naprawdę dramatyczna. Tu już nie chodzi o znalezienie "dobrej posady", ale o zapewnienie sobie jakiejkolwiek formy zatrudnienia – przekonuje.

Jeden z ulicznych straganów w Bejrucie
Jeden z ulicznych straganów w Bejrucie
Źródło: PAH

Kryzys gospodarczy, pogłębiony przez eksplozję w porcie, będącym głównym handlowym oknem Libanu na świat, widać także na ulicach. Wielu mieszkańców pozostało bez dachu nad głową lub źródeł utrzymania. Na ulicznych straganach pracują nieletni sprzedawcy. Wielu ludzi żebrze, by przeżyć. Ogromną ich część stanowią syryjscy uchodźcy.

Już przed wybuchem blisko połowa osób w Libanie żyła poniżej granicy ubóstwa. Od października 2019 roku lokalna waluta, a tym samym to, co można kupić za miejscową pensję, straciła 80 procent wartości. Historycznej dewaluacji libańskiego funta towarzyszą wywindowanie cen podstawowych produktów oraz potężne zadłużenie państwa. W lipcu, na krótko przed eksplozją, Libanowi została przyznana najgorsza kategoria ratingowa, co postawiło go na równi z Wenezuelą. Libańczykom wydawało się, że gorzej być nie może. I wtedy nadszedł koronawirus.

Pandemia pogłębiła kryzys gospodarczy w Libanie
Pandemia pogłębiła kryzys gospodarczy w Libanie
Źródło: PAH

- Pandemia dołożyła duży ciężar do i tak napiętej sytuacji w kraju. Wiele osób pracuje w sektorze nieformalnym lub na dniówki, żyje z dnia na dzień. Dla właścicieli małych restauracji i barów, czy dla tych, którzy pracują w branży turystycznej, w tym w hotelach, każdy kolejny lockdown to prawdziwy dramat – mówi Krajewska.

Przeciążenie pandemią odczuwa także miejscowa ochrona zdrowia. Liczba chorych wciąż rośnie, tymczasem w libańskich szpitalach brakuje nie tylko łóżek, ale i lekarzy. Tuż po sierpniowym wybuchu nie funkcjonowała ponad połowa ośrodków zdrowia w mieście, w tym trzy duże szpitale. Pozostałe musiały znacząco ograniczyć liczbę przyjmowanych pacjentów i przeprowadzanych zabiegów.- Kolejne restrykcje pomagają czasowo ograniczyć rozprzestrzenianie się choroby, ale w warunkach przeludnienia, które panuje w miejscowych obozach dla uchodźców, w każdej chwili może tam dojść do powstania ognisk koronawirusa – tłumaczy rozmówczyni tvn24.pl.

Lekarze w Libanie są na wagę złota
Lekarze w Libanie są na wagę złota
Źródło: PAH

Według Wojciecha Wilka długotrwałe efekty eksplozji w Bejrucie zobaczymy dopiero po tym, jak zakończy się pandemia COVID-19. - Zapewne jeżeli w połowie przyszłego roku pojedziemy do części miasta dotkniętej eksplozją, ale też do innych regionów Libanu, zobaczymy ogromne ilości zamkniętych sklepów, ogromne ilości zamkniętych restauracji, ludzi bez pracy, ludzi jeszcze bardziej dotkniętych ubóstwem. Jest to straszny widok kraju, którego kryzys, coraz bardziej wielowymiarowy, został dodatkowo przyspieszony tą nieszczęśliwą eksplozją – podkreśla.

Politycznie osieroceni

Wielu Libańczyków uważa, że do sierpniowej tragedii przyczyniły się zaniedbania rządu i wieloletnia korupcja. Blisko 3 tysiące ton bardzo wybuchowej saletry amonowej leżały w portowym magazynie przez sześć lat bez jakiegokolwiek zabezpieczenia. Ładunek nie został usunięty nawet po ostrzeżeniach ze strony zaniepokojonych służb celnych. Pojawiły się także podejrzenia, że ktoś celowo przetrzymywał w porcie niebezpieczną substancję, by móc w razie potrzeby wytwarzać z niej materiały wybuchowe.

Wstrząśnięci katastrofą i rozgoryczeni postawą rządu Libańczycy po raz kolejny w ostatnich latach masowo wyszli na ulice. Z wielu miejsc w kraju zdejmowano portrety prezydenta oraz premiera. Protesty szybko przerodziły się w zamieszki, dochodziło do brutalnych starć z policją, w których ranne zostały setki ludzi. W pierwszy weekend po eksplozji manifestanci wdarli się do budynków czterech ministerstw, w tym sprawiedliwości, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych, które okupowali przez kilka godzin. Na placu Męczenników w centrum Bejrutu postawiono szubienice, domagając się "upadku całego reżimu".

Niespełna tydzień po katastrofie do dymisji podał się cały libański rząd. Mandaty złożyła też część deputowanych. W telewizyjnym wystąpieniu ustępujący premier Hassan Diab oświadczył, że w Libanie "korupcja jest większa niż państwo". - Wciąż jesteśmy w szoku po tragedii, która dotknęła Liban. Doprowadziła do niej chroniczna korupcja w polityce, administracji i całym państwie. (...) Jeden z wielu jej przykładów eksplodował w porcie w Bejrucie, sprowadzając nieszczęście na nasz kraj – oświadczył. Oskarżył swoich bliżej niesprecyzowanych "przeciwników" o uniemożliwianie rządowi przeprowadzenia jakichkolwiek reform. - Byliśmy sami, a oni wszyscy byli przeciwko nam – mówił tajemniczo. Jak przekonywał, "robimy krok w tył, by stanąć po stronie ludzi". - Dlatego dzisiaj ogłaszam dymisję tego rządu. Niech Bóg ma Liban w opiece – zakończył, trzykrotnie powtarzając ostatnie zdanie.

Rezygnacja premiera została przyjęta przez prezydenta Michela Aouna, który zwrócił się do rządu o pełnienie swoich obowiązków do czasu powołania nowego gabinetu. To już trzecia zmiana ekipy rządzącej od czasu objęcia przez niego prezydentury w 2016 roku. W październiku, dwa miesiące po katastrofie, Aoun desygnował na stanowisko premiera byłego szefa rządu Saada Haririego, tego samego, który rok wcześniej podał się do dymisji po fali protestów. Do tej pory jednak nie udało mu się sformować nowego gabinetu. Liban od miesięcy funkcjonuje więc bez formalnie zaprzysiężonego rządu. To polityczne osierocenie Libańczyków jest tym bardziej dramatyczne, że w tym samym czasie kraj zmaga się z zapaścią gospodarczą, kryzysem bankowym i walutowym, wysokim zadłużeniem, pandemią oraz wyzwaniem związanym z koniecznością odbudowy dużej części Bejrutu.

- Ta sytuacja nie ułatwia koordynacji pomocy, za którą obecnie jest odpowiedzialna libańska armia, nie ułatwia tworzenia długofalowych planów, a przede wszystkim nie ułatwia rozwiązania ogromnego kryzysu gospodarczego, który wymaga strukturalnych reform, który wymaga bardzo potężnych i twardych decyzji. Ale jak nie ma rządu, to nie ma komu ich podjąć – zwraca uwagę Wilk.

Prezydent Libanu desygnował na stanowisko premiera byłego szefa rządu Saada Haririego
Prezydent Libanu desygnował na stanowisko premiera byłego szefa rządu Saada Haririego
Źródło: Pierre Crom/Getty Images

Jak mówi, z jednej strony Liban jest zakładnikiem geopolityki, będąc stłoczonym między Syrię a wszystkie kraje przeciwne osi wspierającej rząd syryjski. Z drugiej strony jest zakładnikiem bardzo sztywnego systemu politycznego, w którym uczestniczą praktycznie wszystkie główne partie, i który pomimo potężnych protestów w 2019 i 2020 roku pokazał, że nie jest zdolny do jakiejkolwiek zmiany i reformy. - Najwyraźniej ten system polityczny się wyczerpał – ocenia prezes PCPM.

Mimo że sytuacja w Libanie jest dramatyczna, Wilk nie spodziewa się w najbliższym czasie masowych protestów. - Tej energii społecznej już nie ma. Ludzie wychodzili wielokrotnie na ulice, szczególne po eksplozji, był naprawdę potężny przejaw złości społecznej. Klasa polityczna przeczekała jednak ten okres buntu – zauważa.

Postawę libańskich władz dobrze obrazuje Place de L'Etoile (plac Gwiazdy), gdzie znajdują się parlament i siedziba rządu. - Z zasady nie można było tam wchodzić, chyba że było się turystą i chciało się zrobić zdjęcie. Ale obecnie ten plac i budynek parlamentu są odgrodzone betonowym murem, postawionym przez wojsko. Do tego rejonu centralnego Bejrutu w ogóle nie da się teraz dostać. To dosyć symbolicznie pokazuje, że liderzy zaczynają być jeszcze bardziej odseparowani od ludzi. Z drugiej strony Libańczycy nie mają już siły i energii do tego, żeby w jakiś sposób wymusić na swoich liderach politycznych zmianę. To powoduje ogromną depresję, brak nadziei i emigrację – podkreśla Wilk.

Źródło: Google Maps

Uciekinierzy

Emigracja to nie jest zjawisko obce Libańczykom. Kraj, którego historia naznaczona jest wojną, kryzysami humanitarnymi i polityczno-gospodarczą niepewnością, zbyt wielu swoim obywatelom nie dał wyboru. W konsekwencji więcej osób libańskiego pochodzenia żyje dziś za granicą niż w ojczyźnie. Liban jest niczym tonący statek, którego pasażerowie w popłochu rzucają się do szalup. Ale opuszczenie pokładu nie rozwiązuje problemów, przed którymi próbują uciec. Ci, którym uda się dotrzeć do Europy, stanowią koło ratunkowe dla rodzin, które zostawili za sobą. Ogromna libańska diaspora na świecie od dawna trzymała ten kraj przy życiu. Mieszkający za granicą Libańczycy wysyłali do kraju każdego roku średnio 7 miliardów dolarów, przez długi czas utrzymując nieproduktywną krajową gospodarkę na powierzchni. Obecnie sięgnęła ona dna i same pieniężne transfery emigrantów nie są w stanie tego zmienić.

- W Libanie zagnieździł się skrajny pesymizm. Bardzo wielu Libańczyków opuszcza ten kraj, są to ludzie bardzo dobrze wykształceni, o dużym dorobku naukowym i gospodarczym. To jest bardzo niebezpieczne, dlatego że z Libanu wyjechało między innymi bardzo wielu lekarzy. W szpitalach zaczyna brakować personelu do pracy, na przykład na oddziałach intensywnej terapii. Dlatego też libańskie szpitale wspierali medycy z Polski – mówi Wojciech Wilk. Jak dodaje, Libańczycy nie widzą szans na poprawę swojego życia w ciągu najbliższych lat.

Podczas gdy wielu Libańczyków wyjeżdża, ich miejsce zajmują uciekinierzy z sąsiednich państw. Liban przyjął największą liczbę uchodźców per capita na świecie. Palestyńska diaspora w tym kraju liczy między 100 a 200 tysięcy osób, zaś z sąsiedniej Syrii od początku wojny napłynęło do Libanu nawet 1,5 miliona ludzi. - To ogromny ciężar dla tak małego państwa. Tak to już jest, że wbrew powszechnemu przekonaniu uchodźców przyjmuje zazwyczaj kraj sąsiedni. Tak jak Liban zaopiekował się najpierw Palestyńczykami, a później Syryjczykami – zauważa Krajewska.

Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Źródło: PAH
Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Źródło: PAH
Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Źródło: PAH

Wspomina rozmowy z mieszkańcami Libanu, którym PAH pomaga odbudować domy i życie. - Chyba najmocniej poruszyły mnie słowa ojca rodziny, Syryjczyka z Rakki. "Ona nie może spać, budzi się na każdy głośniejszy dźwięk. Gdy była burza, ukryła się pod łóżkiem" – powiedział, przytulając jedną z młodszych córek – wspomina Krajewska. Trauma po eksplozji i stres, spowodowany trudną sytuacją materialną rodziny, nie pozwalał dziewczynce na spokojny sen. - Jakie perspektywy może mieć dziecko, które przeżyło w swoim krótkim życiu wojnę, ucieczkę z rodzinnego domu, a teraz także taką tragedię, jeśli nie otrzyma natychmiastowego wsparcia? – zastanawia się Krajewska.

Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Obóz dla uchodźców w Bejrucie
Źródło: PAH

Od 2012 roku Liban otrzymywał potężną pomoc międzynarodową, mającą służyć uchodźcom, których obecność zwiększyła liczbę mieszkańców tego niewielkiego kraju o jedną piątą. Jak zauważa dr Wilk, eksplozja w Bejrucie pokazała jednak, że potrzeba dużo bardziej zorganizowanej i przemyślanej pomocy – nie tylko humanitarnej dla uchodźców, ale także dla samego Libanu jako państwa. - Pomoc po katastrofie nadeszła bardzo szybko, ze strony Unii Europejskiej i ONZ, świetną rolę odegrała też diaspora libańska. Tylko w tego typ ukatastrofach problem polega na tym, że ma miejsce pospolite ruszenie z pomocą, które kończy się po kilku miesiącach. Ludzie zapominają o tych wydarzeniach i de facto ci, którzy potrzebują bardziej usystematyzowanego, długotrwałego wsparcia, pozostają bez niego – zaznacza Wilk.

2020 był najtragiczniejszym rokiem dla Libanu od końca krwawej wojny domowej. I nic nie wskazuje na to, by 2021 miał dla niego więcej litości. Prognozy gospodarcze dla kraju na kolejne miesiące są druzgocące.

Wojciech Wilk: - W nowym roku Libańczykom życzyłbym przede wszystkim nadziei, dlatego że jej nie mają. Nadziei na to, że Liban jako kraj, jako rząd i społeczeństwo, dojdzie do konsensusu, w jaki sposób naprawić gospodarkę i inne elementy życia publicznego, które nie funkcjonują tak, jak powinny. Aby ta nadzieja się spełniła w reformach, których ten kraj - co widać gołym okiem - bardzo potrzebuje. Jeśli ta nadzieja się nie spełni, niestety wielu Libańczyków, podobnie jak to miało miejsce w latach 80., zagłosuje nogami, wyjedzie z tego kraju, zostaną tam najbiedniejsi i Liban z perły orientu, z Paryża Bliskiego Wschodu, stanie się kolejnym krajem, w którym nie ma nadziei, w którym nie ma dobrej przyszłości i to będzie jeszcze większa tragedia niż obecnie.

Helena Krajewska: - Chciałabym mieć lepsze prognozy na nadchodzący rok, jednak rzeczywistość jest inna. Mieszkańcom Libanu życzę więc, aby świat nie zapomniał o tych, którzy nieraz otworzyli granice przed potrzebującymi, a teraz sami potrzebują wsparcia.

Ósmy upadek Bejrutu
Dowiedz się więcej:

Ósmy upadek Bejrutu

***

Działania Polskiej Akcji Humanitarnej, takie jak program w Libanie, można wspierać TUTAJ oraz na stronie Pomagamy.pl

Fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej od 15 lat niesie pomoc potrzebującym na całym świecie., w tym w Libanie., gdzie obecnie prowadzi kilkanaście projektów humanitarnych i rozwojowych. Pracownicy PCPM nieśli pomoc już kilka godzin po tragedii w Bejrucie. Działania fundacji można wesprzeć TUTAJ.

Czytaj także: