Premier Francji Edouard Philippe wyraził gotowość do spotkania z "delegacją przedstawicieli" ruchu protestacyjnego "żółtych kamizelek". Wyraził przy tym nadzieję, że jego przedstawiciele wezmą udział w konsultacjach na temat transformacji energetycznej. Jest to odpowiedź na wezwanie protestujących do rozmów z "rzecznikiem rządu lub premierem".
Zapytany w radiu RMC/BFMTV o to, czy spotka się z protestującymi od ponad tygodnia obywatelami, Philippe odparł, że "jeśli będzie delegacja przedstawicieli 'żółtych kamizelek', zrobi to". - W tym, o czym mówią, jest wiele bardzo zasadnych spraw, które trzeba usłyszeć - dodał.
Philippe gotowy do rozmów
Szef rządu zapowiedział, że od czwartku będzie prowadził rozmowy "ze wszystkimi ciałami pośredniczącymi, stowarzyszeniami, przedstawicielami samorządów i wszystkimi, którzy chcieliby przyjść i powiedzieć, jak sobie to wyobrażają".
Podkreślił jednocześnie, że rząd nie wycofa się z zapowiedzi podniesienia podatku od paliwa od 1 stycznia 2019 roku i decyzję tę nazwał "rozsądną". "Jeśli ceny wzrosną z przyczyn, na które nie mamy wpływu, nie będziemy wówczas nakładać dodatkowych podatków" - podkreślił Philippe.
Philippe wyjaśnił, że "co kwartał sprawdzany będzie poziom cen surowca i jeśli będą one za wysokie", może zostać wprowadzona korekta podatków. Mówił o tym we wtorek również prezydent Macron.
"Niczemu niesłużące rozmowy”
Deklaracja premiera to odpowiedź na żądanie protestujących, którzy po rozmowie z ministrem ekologii uznali, że nie jest on odpowiednim rozmówcą i zażądali spotkania z "rzecznikiem rządu lub premierem".
Dwoje delegatów Priscilla Ludosky i Eric Drouet po wieczornym spotkaniu z ministrem Francois de Rugym uznało, że rząd jest głuchy na cierpienie ludzi.
Drouet za "niczemu niesłużące" uznał spotkanie z ministrem i wezwał władze, by kontynuowały rozmowy z przedstawicielami "wszystkich wielkich regionów". - Prezydent w ogóle nie przekonał Francuzów - powiedział zebranym przed ministerstwem dziennikarzom i wezwał do kontynuowania protestów.
Emmanuel Macron we wtorek zapowiedział rozpoczęcie "szeroko zakrojonych konsultacji", które po trzech miesiącach mają przynieść "konkretne, dostosowane do lokalnych potrzeb odpowiedzi" na kwestie "transformacji ekologicznej i społecznej". Prezydent obiecał również, że co kwartał oceniane będą wahania cen ropy i dostosowywana będzie do nich wysokość akcyzy.
Przedstawiciele "żółtych kamizelek" już we wtorek odrzucili przemówienie szefa państwa i wezwali do kolejnej manifestacji w sobotę w Paryżu, z góry zrzucając na władze odpowiedzialność za ewentualne zajścia.
"Będziemy dalej walczyć"
Emmanuel Macron został skrytykowany za swoje wtorkowe przemówienie. - Niczego nie zmienił, chce nas znów widzieć na Polach Elizejskich - mówił o wypowiedzi prezydenta uczestnik jednej z blokad dróg. "Trzymiesięczna debata? To dokładnie tyle czasu, ile trzeba na wprowadzenie podatków i rozporządzeń, przeciw którym protestujemy. No to będziemy dalej walczyć" - cytowała agencja AFP innego protestującego.
Również stowarzyszenia konsumentów sceptycznie odniosły się do zapowiedzi prezydenta, uznając "elastyczną akcyzę" za projekt "niejasny" i "krótkoterminowy".
Portal informacyjny Atlantico ocenił, że Macron nie potrafi wyjść poza formuły ekonomicznego liberalizmu i federalizmu europejskiego. Zapowiedź elastycznej akcyzy na paliwo nazwano "prowizoryczną furtką" wyjścia z konfliktu. "Prezydent nie przedstawił jednak nawet zalążka prawdziwego rozwiązania" - napisano. Publicysta portalu dodał, że prezydent przyznał, że gniew protestujących dotyczy nie tylko paliwa. - Dziwne więc, że nie widzi, że diesel to tylko kropla, która przelała czarę goryczy - ocenił.
Jednocześnie prezydent rozczarował również Zielonych, którzy za zbyt powolne uznali zapowiedziane tempo zamykania reaktorów jądrowych (udział energii nuklearnej w całej energii ma zostać ograniczony z ponad 70 proc. obecnie do 50 proc. w roku 2035).
We wtorek prezydent zainaugurował ponadto prace Najwyższej Rady na rzecz Klimatu. "Już działa jakieś 10 instancji doradczych w sprawie energii, klimatu i transformacji ekologicznej. Istnieje więc wielkie ryzyko, że Najwyższa Rada stanie się kolejną komisją, która niczemu nie służy" - czytamy w dzienniku "Le Figaro".
Autor: ft\mtom / Źródło: PAP