Na wiecu w Dayton Donald Trump podsycał obawy dotyczące napływu migrantów i wychwalał "niewiarygodnych patriotów" odsiadujących wyroki w związku ze szturmem na Kapitol. Najwięcej kontrowersji wzbudziły jednak słowa byłego prezydenta o "rzezi", która miałaby nastąpić po jego przegranej w listopadowych wyborach. Były prezydent i jego zwolennicy przekonują, że miał na myśli jedynie przemysł samochodowy, a nieprzychylni mu komentatorzy wyrywają wypowiedź z kontekstu. Nie brakuje jednak głosów, że polityk, którego zwolennicy po poprzednich wyborach zaatakowali Kapitol, powinien uważniej dobierać słowa.
Na sobotnim wiecu w Dayton w stanie Ohio Donald Trump, który sam w listopadzie zmierzy się z Joe Bidenem w wyborach prezydenckich, miał wesprzeć kandydata do Senatu Berniego Moreno. Dużo więcej miejsca poświęcił jednak innym tematom.
Swoje - jak ocenia "New York Times" - "chaotyczne, pełne ataków i zjadliwej retoryki" przemówienie rozpoczął od pochwały osób odbywających kary więzienia w związku z atakiem na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku, nazywając ich "zakładnikami" i "niewiarygodnymi patriotami".
- Są traktowani okropnie i bardzo niesprawiedliwie, wszyscy to wiedzą. Zrobimy z tym porządek, gdy tylko odzyskamy prezydenturę - zapowiedział były prezydent, na którym ciążą zarzuty dotyczące próby odwrócenia wyniku wyborów w 2020 roku i utrzymania się przy władzy.
- Jeśli nie wygram tych wyborów, nie jestem pewien, czy jeszcze kiedyś będziecie mieć kolejne wybory w tym kraju - ocenił. - A już na pewno nie wybory, które będą miały znaczenie - dodał.
Trump: jeśli przegram, nastąpi rzeź naszego kraju
Mówił także o cłach, które zamierza nałożyć na produkowane poza USA samochody.
- Jeśli słuchasz, prezydencie Xi - ty i ja jesteśmy przyjaciółmi - ale on rozumie mój sposób załatwiania spraw. Te ogromne fabryki samochodów, które budujecie teraz w Meksyku… (myślicie, że - red.) nie zatrudnicie tam Amerykanów i będziecie sprzedawać te samochody u nas? O nie - stwierdził Trump. Zapowiedział, że jeśli wygra wybory, nałoży "100-procentowe cło na każdy samochód, który będzie przechodził przez granicę". - I nie będziecie w stanie sprzedawać tych samochodów - dodał.
- Jeśli jednak nie wygram, będziemy mieć rzeź. Rzeź naszego kraju. To będzie najmniejszy problem, ale oni nie sprzedadzą tych samochodów - mówił.
Brutalne morderstwo, "zwierzęta" i "najgorsza granica w historii świata"
Jak relacjonuje "New York Times", Trump podsycał także obawy dotyczące napływu migrantów przez południową granicę Stanów Zjednoczonych.
- To najgorsza granica w historii świata. Miliony ludzi wlewają się do naszego kraju. Prawdopodobnie 15 lub 16 milionów, to więcej, niż mieszka w większości amerykańskich stanów - oświadczył. - Oni przybywają z miejsc, o których nie chcecie wiedzieć - ocenił.
Zapowiedział, że "naprawi to", gdy zostanie prezydentem. - Ale, o rany, co za bałagan. Co ci ludzie zrobili z naszym krajem. Aż ciężko uwierzyć - mówił Trump. Przekonywał, że "najszybszą drogą, by odwrócić każdą katastrofę spowodowaną przez Bidena jest" jego powrót do Białego Domu.
Przywołał sprawę brutalnego morderstwa 22-letniej studentki pielęgniarstwa Laken Riley - podejrzanym jest imigrant, który nielegalnie dostał się na terytorium Stanów Zjednoczonych. Trump zarzucił, że inne kraje opróżniają swoje więzienia z "młodych ludzi" i wysyłają ich przez granicę z USA. - Nie wiem, czy w niektórych przypadkach należy nazywać ich "ludźmi" – stwierdził. - Moim zdaniem to nie są ludzie - dodał. Później nazwał ich "zwierzętami".
Jak zauważa "NYT", podobnie jak podczas swojej zakończonej sukcesem kampanii w 2016 roku i tym razem Trump sięga po podżegający i dehumanizujący język, aby przedstawić migrantów jako zagrożenie dla obywateli amerykańskich.
"Wulgarne uwagi" pod adresem Bidena
Trump wiele uwagi poświęcił również swoim politycznym oponentom. "Wygłaszał wulgarne i uwłaczające uwagi pod adresem wielu demokratów, w tym tych, których atakuje regularnie, takich jak Biden czy Fani Willis" - pisze dziennik. Ta ostatnia to prokurator okręgowa z Atlanty, która wniosła zarzuty przeciwko byłemu prezydentowi o ingerencję w wybory prezydenckie w stanie Georgia. Kilkukrotnie nazwał Bidena "głupim prezydentem" i stwierdził, że jest "wielkim zagrożeniem dla demokracji".
"On chce kolejnego 6 stycznia"
Sobotnie wystąpienie Trumpa wzbudziło wiele kontrowersji.
- On chce kolejnego 6 stycznia (data szturmu na Kapitol - przyp. red.), ale naród amerykański zapewni mu w listopadzie kolejną porażkę wyborczą, ponieważ w dalszym ciągu odrzuca jego ekstremizm, zamiłowanie do przemocy i pragnienie zemsty – powiedział James Singer, rzecznik sztabu wyborczego Bidena.
Steven Cheung, rzecznik Trumpa, wyjaśnił, że używając słowa "rzeź", były prezydent mówił o przemyśle samochodowym i gospodarce, a nie o przemocy politycznej. W oświadczeniu stwierdził, że "oszust Joe Biden i jego kampania" manipulują słowami Trumpa. W podobnym tonie wypowiedział się w poniedziałek sam były prezydent we wpisie na swojej platformie społecznościowej.
Źródło: New York Times, NBC News, tvn24.pl