Oficjalna delegacja parlamentu kurdyjskiego w Iraku przybyła w poniedziałek do Afrinu w Syrii, będącego od 20 stycznia celem tureckiej inwazji. Kurdyjscy deputowani zostali przepuszczeni przez terytorium, kontrolowane przez syryjski rząd.
W skład delegacji parlamentu Regionu Kurdystanu w Iraku weszło 5 deputowanych, między innymi z Partii Demokratycznej Kurdystanu (PDK), kierowanej przez byłego prezydenta Kurdystanu Masuda Barzaniego i jego bratanka, Naczirwana Barzaniego, który jest premierem Kurdyjskiego Rządu Regionalnego.
PDK utrzymywała dotychczas bardzo dobre relacje z Turcją. Jej relacje z dominującą w północnej Syrii Partią Jedności Demokratycznej (PYD) bywały natomiast często napięte.
W skład delegacji wchodzą też przedstawiciele dwóch innych, głównych partii kurdyjskich tj. Patriotycznej Unii Kurdystanu, do której należy prezydent Iraku Fuad Massum oraz Gorranu. Celem ich przyjazdu jest zademonstrowanie ogólnokurdyjskiej solidarności wobec tureckiej agresji. Turcja wielokrotnie twierdziła bowiem, że celem jej ataków nie są Kurdowie, lecz Partia Pracujących Kurdystanu (PKK). Według Turcji PYD oraz walczące w Syrii z Państwem Islamskim kurdyjskie Oddziały Ludowej Samoobrony (YPG) są częścią PKK.
Przedstawiciele irackiego Regionu Kurdystanu na konferencji prasowej w Afrinie podkreślili jednak, że "wsparcie dla Afrinu jest obowiązkiem każdego Kurda", a zwycięstwo w walce z Turcją będzie zwycięstwem całego Kurdystanu.
Przyjazd nie mógł się odbyć bez zgody władz syryjskich
Przyjazd kurdyjskich deputowanych z Iraku do Afrinu nie mógł się odbyć bez zgody władz syryjskich, gdyż musieli oni przejechać przez tereny kontrolowane przez rząd, aby dostać się do tej kurdyjskiej enklawy.
Już wcześniej pojawiały się informacje, że armia syryjska przepuszcza przez swoje terytorium posiłki dla oddziałów YPG w Afrinie, w tym dostawy ciężkiego uzbrojenia obejmującego między innymi wyrzutnie przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Właśnie dzięki temu sprzętowi YPG zdołało zniszczyć kilka tureckich czołgów typu Leopard oraz turecki helikopter.
Po starciach między syryjskimi siłami prorządowymi a wspieranymi przez USA Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF), które miały miejsce w czwartek w syryjskiej prowincji Dajr az-Zaur, dalsza zgoda armii syryjskiej na przepuszczanie kurdyjskich transportów do Afrinu stanęła pod znakiem zapytania. YPG jest bowiem częścią SDF, a według niepotwierdzonych doniesień w wyniku kontruderzenia USA na syryjskie siły prorządowe miało zginąć ponad 200 osób.
Władze Syrii od początku operacji tureckiej w Afrinie ją potępiały, obawiając się, że okupacja turecka oznaczać będzie faktyczną i bezpowrotną utratę tych terenów przez Syrię.
W poniedziałek rzecznik prasowy YPG Kino Gabriel poinformował w rozmowie z telewizją Al Jazeera, że YPG osiągnęło porozumienie z armią syryjską w sprawie przepuszczania przez tereny kontrolowane przez rząd dalszych transportów z posiłkami wojskowymi dla Afrinu. W niedzielę pojawiły się również doniesienia, że w walkach przeciwko Turcji w Afrinie uczestniczą też szyickie oddziały z sąsiadujących z Afrinem miast Nubl i Zahraa. Miasta te przez wiele miesięcy były oblężone przez wspieranych przez Turcję dżihadystów i otrzymywały wówczas wsparcie od kurdyjskich władz Afrinu.
Wsparcie dla YPG w Afrinie zadeklarował też dowódca prorządowej, alawickej milicji Syryjski Ruch Oporu Mihrac Ural, która dąży do odzyskania przez Syrię tzw. sandżaku Aleksandretty, anektowanego przez Turcję w 1939 r. Obecnie jest to turecka prowincja Hatay, która graniczy z Afrinem.
Autor: kb/AG / Źródło: PAP