Wojna na Ukrainie wciąż trwa mimo porozumienia w Mińsku. Swoje krwawe żniwo zbiera także na - z pozoru spokojnym - zachodzie kraju. Nie ma tygodnia, by nie chowano tu ukraińskich żołnierzy. Są już całe aleje wojskowych grobów. Dla rodzin to najbardziej dramatyczny dowód na to, że wojna jest bliżej niż mogłoby się wydawać. Reporter programu "Czarno na białym" rozmawiał z rodzinami żołnierzy, którzy walczą w Donbasie. Także z tymi, których synowie zginęli.
Każda rodzina ma kogoś, kto walczy z separatystami w Donbasie. Właśnie do tych rodzin dotarł Przemysław Wenerski, reporter "Czarno na białym".
- Do niego przyszło wezwanie, żeby pojawić się w urzędzie miejskim. Syn absolutnie nie szukał wymówek, nie próbował w żaden sposób wywinąć się z obowiązku. Oczywiście jak każda matka bałam się, bo to przecież wojna. Ale syn powiedział: "Nie, ja pójdę" - opowiada Marija Mysyk, matka jednego z żołnierzy, którzy zginęli na wschodzie Ukrainy.
Zginął na froncie
Taras poległ na froncie w lipcu ubiegłego roku. Zostawił żonę, dziecko, rodziców, siostrę i młodszego o rok brata. - Zadzwonili z Zaporoża, czy mamy syna, który walczy na Wschodzie. No to my mówimy, że tak. No to mówią, że wasz syn zginął - wspomina jego ojciec.
- Poznałem syna, bo miał tylko przebite nogi, ale korpus miał cały. Inni, których nam pokazali, to jest tak: noga, ręka, brzuch, głowa - w różnych workach rozłożone. Było ze 30 żołnierzy. Ale było ciężko rozpoznać po takich częściach, czyj to jest syn - wspomina.
Brat Tarasa jest gotów iść na front. - Jak mnie wezwą, to pójdę. Najbardziej boję się o rodziców. Bo brat już poszedł. I nie wrócił - mówi.
- Ciężko mi mówić, bo ja byłem przy wojsku i wiem, jak to jest. Że swoją ojczyznę trzeba bronić. Ale to jest dziecko, więc mówiłem mu: a może nie pójdziesz. Ale on mówi, że nie, że pójdzie, bo inne dzieci idą. Pytał jak będzie patrzał w oczy innym chłopakom. I mówi, że pójdzie. No, to był jego wybór - dodaje ojciec.
"Dusza płacze, serca zalewa się krwią"
- Strzelono z tyłu, druga kula w głowę - mówi ojciec innego żołnierza Stefan Pyhid, pokazując kamizelkę kuloodporną przedziurawioną kulą. Jego syn Jurij miał 21 lat. Był zwiadowcą. Zginął w zasadzce pod Ługańskiem - wraz z sześcioma kolegami w czerwcu ubiegłego roku.
Matka dodaje: - Dusza płacze, serca zalewa się krwią. Wychowałam takiego syna i w XXI wieku syna mi zabiła jakaś ruska swołocz.
- Ludzie chcą żyć, a tutaj ci, którzy nazywali się naszymi braćmi, strzelają nam w plecy. To nie jest brat. To jest wróg - mówi Pyhid.
"Najpierw go zastrzelił snajper. A później czołg mu przejechał po głowie"
W swojej podróży Wenerski odwiedził też niewielką wieś Wiżomla, położoną nieco ponad 30 kilometrów od przejścia granicznego w Korczowej. Tu spotkał m.in. Iwana Pazyna, ojca 25-letniego Tarasa, który zginął pod Iłowajskiem na wschodzie Ukrainy.
- Wiem, że on jest obok Boga i aniołów. Czuję to szczerym sercem, ojcowskim sercem. Wyczuwam, że on jest obok Boga i jest mu tam dobrze. Ale mam też drugiego synka. Rozerwałem swoje serce na dwie części. Połowa serca jest u jednego synka w niebie, a druga połowa z drugim synkiem. I tak żyję z przepołowionym sercem, to niełatwe - powiedział Pazyn.
- Najpierw go zastrzelił snajper. Snajper zastrzelił. A kiedy padł już martwy, to jeszcze czołg mu przejechał po głowie. Widziałem jego ciało po śmierci. A potem nie mogli zabrać zwłok, przez dwa dni tam leżały. Wreszcie zadzwonili do mnie, że synek chce wrócić do domu, na ojczystą ziemię - wspomina.
Kolejna mobilizacja
Na Ukrainie trwa kolejna faza mobilizacji. Szacuje się, że dzięki temu w tym roku armia powiększy swoje szeregi o 50 tysięcy osób. Oficjalnie mobilizacja przebiega bez zarzutu. - Czuć ten duch patriotyzmu. Nasi ludzie rozumieją, że jeśli nie będą bronić swojej rodziny, swojego domostwa tam, gdzie teraz występuje zagrożenie, to te zagrożenia przyjdą tutaj, do Lwowa - mówi Roman Hardel, wiceszef Okręgowej Komendy Wojskowej we Lwowie.
- Jest takie powiedzenie w rosyjskim języku, że każdy uważa się za bohatera, gdy ogląda walkę z boku. Wówczas zawsze można sobie gadać. Ale gdy sam znajdujesz się na styku życia i śmierci, kiedy ludzie znajdują się w takiej sytuacji, kiedy trzeba tam iść i można zginąć - to zwyczajnie są i tacy, którzy iść nie chcą. I mówią: oddajcie Wschód - mówi Olena Budko, dziennikarka.
Cenę za rosyjską napaść na Donbas ponosi na Ukrainie każdy. Na wiele sposobów. I wciąż nie wiadomo, jaki może być ostateczny koszt tej wojny.
Autor: kło//gak/kwoj / Źródło: Czarno na białym TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24