- Możemy być świadkami czarnych dni w historii Nowej Zelandii - oświadczył premier Key w wystąpieniu telewizyjnym. W trzęsieniu ziemi o sile 6,3 stopnia w skali Richtera najbardziej ucierpiało miasto Christchurch. Władze kraju potwierdzają informację o 65 ofiarach śmiertelnych, ale Bob Parker, burmistrz drugiego co do wielkości miasta Nowej Zelandii, obawia się, że nie jest to ostateczny bilans ofiar. Co najmniej 200 osób może być uwięzionych w zawalonych budynkach. - Będą zabici, będzie wielu rannych - mówił burmistrz, który ogłosił stan wyjątkowy i zarządził ewakuację centrum miasta i szpitali.
Burmistrz Parker opisuje, że Christchurch wygląda jak strefa walk. - Będą zabici, będzie wielu rannych - powiedział w rozmowie z australijską telewizją. Zawaliła się m.in. katedra, pod której gruzami znajdują się prawdopodobnie ludzie. - Byłem na placu przed katedrą. Zawalił się cały front a ze środka uciekali ludzie - relacjonował jeden ze świadków.
Strażacy z helikopterów gaszą pożar, jaki wybuchł w jednym z wieżowców. Ratownicy próbują dotrzeć do pracowników uwięzionych pod gruzami innego biurowca. Władze poleciły przygotować miejsca w szpitalach w całym kraju dla ofiar trzęsienia.
Brakuje karetek
Zniszczona została część miejskiego szpitala. Ranni dowożeni są do zaimprowizowanych punktów pomocy medycznej, gdzie ocenia się ich stan, by określić, kto najpilniej potrzebuje pomocy. Z braku karetek pogotowia ranni transportowani są przez samochody policyjne i prywatne. Niektórzy ranni są transportowani śmigłowcami do Oakland.
Premier kraju John Key poinformował, że zginęło co najmniej 65 osób.
Armia tworzy kordon bezpieczeństwa
Armia stworzyła kordon bezpieczeństwa wokół najbardziej dotkniętych stratami okolic miasta. Ruiny są przeszukiwane przez specjalnie wyszkolone psy. Ekipy ratunkowe sprowadzane są również z Australii.
Policja podała, że dwa autobusy zostały zmiażdżone przez walący się budynek.
Nie wiadomo, ilu spośród dwustu pracowników, którzy byli w biurowcu Pyne Gould Guinness Building przeżyło trzęsienie. Budynek zawalił się, w ruinach na pewno uwięzieni są ludzie. Zniszczona została także zabytkowa kamienna katedra.
- Zniszczenia są ogromne. Nie wiemy czy pod gruzami nie ma ludzi - powiedział w nowozelandzkiej telewizji ksiądz z katedry w Christchurch. Według lokalnych mediów, na które powołuje się AFP, miasto ogarnęła panika.
Do trzęsienia ziemi doszło około południa czasu miejscowego (godz. 0.51 czasu polskiego) na głębokości 4 km. Epicentrum znajdowało się 5 km od centrum Christchurch. Wstrząs przerwał dostawy prądu i wody do miasta. Przerwane są linie telefoniczne, woda z pękniętych rur zalewa ulice. Zamknięte zostało lotnisko.
"Niezwykle poważna sytuacja"
- Sytuacja jest niezwykle poważna - przyznaje Róża Thun, europosłanka PO, która jest w Nowej Zelandii, w Wellington. - Media proszą ludzi, którzy mają samochody o pomoc w wożeniu rannych. Apelują też, by oddawać krew - relacjonuje Thun.
Drugi wstrząs w ostatnich miesiącach
400-tysięczne Christchurch jest położone na piaszczystej glebie, pod którą znajdują się wody gruntowe. Podczas trzęsienia ziemi woda podnosi się tworząc muł, w którym znikają całe fragmenty dróg - pisze Reuters.
We wrześniu ubiegłego roku miasto nawiedził wstrząs o sile 7,1 st., który spowodował straty wycenione na trzy mld dolarów. Wtedy jednak nie było ofiar śmiertelnych.
Według ekspertów, którzy wypowiedzieli się dla telewizji CNN, wtorkowy wstrząs, choć słabszy niż wrześniowy, wydaje się być bardziej tragiczny w skutkach, ponieważ jego epicentrum było relatywnie płytko.
Źródło: PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: APTN News/fot. East News