Japonia wyznacza "czerwoną linię" wokół wysp Senkaku, do których pretensję roszczą także Chiny - podała amerykańska telewizja CNN po wywiadzie z japońskim ministrem obrony Nobuo Kishi. Zdaniem stacji "Tokio odpiera coraz bardziej agresywną postawę Pekinu, przygotowując grunt pod potencjalną rozgrywkę między dwoma największymi potęgami regionu".
Minister obrony Japonii Nobuo Kishi powiedział w czwartek w wywiadzie dla CNN, że Tokio będzie podejmować stanowcze kroki wobec Chin w sprawie spornych wysp Senkaku (chiń. Diaoyu) na Morzu Wschodniochińskim i odpowie na agresywne, militarne prowokacje Pekinu
Dodał, że wyspy to bezdyskusyjnie terytorium Japonii i jako takie będzie bronione.
Konflikt terytorialny o wyspy na Morzu Wschodniochińskim to jeden z punktów spornych w trudnych relacjach chińsko-japońskich, na których cieniem wciąż kładzie się historia japońskiej agresji na Chiny i okrucieństw popełnianych przez japońską armię w czasie II wojny światowej.
Konfrontacja największych mocarstw regionu
W ubiegłym roku resort spraw zagranicznych Chin wydał komunikat, w którym oświadczył, że "Wyspy Diaoyu są immanentną częścią terytorium Chin", a niezbywalnym prawem chińskich sił jest "patrolowanie i implementacja prawa na tych wodach".
Również w ubiegłym roku Chiny przekazały Japonii protest przeciwko uchwale władz japońskiego miasta Ishigaki w sprawie spornych wysp Senkaku, które zdecydowało o zmianie nazwy obszaru administracyjnego obejmującego sporne wyspy. Od 1 października nazwa ma się zmienić z Tonoshiro na Tonoshiro Senkaku.
Ponadto Pekin "wspiera swe roszczenia okrętami wojennymi i wprowadzaniem nowych przepisów, które dają ich straży przybrzeżnej rozszerzony mandat" - wyjaśnia CNN. Może to prowadzić do konfrontacji między największymi mocarstwami regionu - komentuje.
Rząd w Tokio protestował wielokrotnie przeciwko obecności chińskich statków w pobliżu kontrolowanego przez Japonię archipelagu. Statki chińskiej straży przybrzeżnej wpłynęły na wody terytorialne Japonii 88 razy od początku stycznia do końca sierpnia.
Władze Japonii uznają działania chińskich statków za naruszenie jej wód terytorialnych. Oprócz Chin i Japonii do spornych wysp rości sobie prawa również Tajwan, który sam uważa się za niezależny od ChRL.
Fala antyjapońskich protestów
Eksperci oceniają tymczasem, że strategia Chin wobec Senkaku polega na przesuwaniu swych sił zbrojnych w kierunku spornych terytoriów i ogłaszanie zaprowadzenia tam chińskiej jurysdykcji i władzy metodą faktów dokonanych - pisze CNN.
- Takie posunięcia stanowią zagrożenie dla integralnej części suwerennego terytorium Japonii - oznajmił Kishi.
Problemem w relacjach z Chinami jest też dla Tokio status Tajwanu. Pekin nasila na niego presję wojskową, a prezydent Chin Xi Jinping powiedział, że Tajwan musi się znaleźć pod kontrolą Chin, nawet jeśli będzie to wymagało użycia siły.
- Stabilizacja sytuacji wokół Tajwanu jest bardzo ważna dla bezpieczeństwa Japonii - oznajmił Kishi. - 90 proc. energii jaką wykorzystuje Japonia jest importowana poprzez terytoria wokół Tajwanu - wyjaśnił.
Tokio lokuje na wyspie Yonaguni, położonej w pobliżu Tajwanu, wojska i pociski rakietowe, planuje też wzmocnienie obrony innych wysp - podaje CNN.
W 2012 roku rząd w Tokio wykupił część Sankaku z rąk prywatnych, co wywołało w Chinach falę antyjapońskich protestów. W niektórych miastach rozwścieczony tłum niszczył japońskie samochody, restauracje, sklepy i fabryki. Dochodziło też do aktów przemocy wobec przypadkowych osób.
CNN przypomina, że Tokio i Waszyngton są związane traktatem obronnym, a wkrótce po objęciu urzędu prezydent Joe Biden ogłosił w oficjalnym komunikacie, że Stany Zjednoczone czują się w pełni zobowiązane do gwarantowania bezpieczeństwa Japonii, w tym wysp Senkaku.
Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock