Brytyjski premier David Cameron poinformował w czwartek, że odmawia wzięcia udziału w przedwyborczej debacie telewizyjnej ze swym głównym konkurentem, szefem Partii Pracy Edem Milibandem. Oburzeniem zareagowała nie tylko opozycja, ale nawet koalicjant torysów.
"Co za arogancja!", "Cameron się boi", "Zmokła kura!" - zareagowali przeciwnicy konserwatywnego premiera, a Miliband - jak komentuje AFP - odpowiedział jak bokser przed walką: stawi się na debatę "kiedy (Cameron) chce i gdzie chce".
Downing Street mimo nalegań stacji telewizyjnych i opozycji zgodziło się jednak tylko na jedną, zbiorową debatę, podczas której wystąpią przedstawiciele "co najmniej siedmiu" partii. Z zaskoczeniem przyjęto zaproszenie przez gabinet premiera lidera antyimigracyjnej, populistycznej partii UKIP Nigela Farage'a. - To nasza ostateczna oferta - podkreślił dyrektor ds. komunikacji gabinetu Camerona Craig Oliver.
Tymczasem UKIP ogłosił, że premier "ucieka przed debatą jak kura".
Wicepremier chce zastąpić Camerona
Zażenowany decyzją Camerona okazał się nawet przywódca koalicjanta torysów, Partii Liberalno-Demokratycznej Nick Clegg, który zaproponował, że jako wicepremier zastąpi Camerona w starciu z Milibandem. Podczas poprzednich wyborów Clegg okazał się w znacznym stopniu zwycięzcą debaty, co osłabiło wyniki wyborcze torysów i w końcu zmusiło ich do wejścia w koalicję z Liberalnymi Demokratami.
AFP przypomina też, że przeciwnicy Camerona wytknęli mu natychmiast, iż w 2010 roku to on - jako kandydat opozycji - był zagorzałym zwolennikiem debaty. Przyciągnęła ona wówczas 22 mln telewidzów.
- To żałosne patrzeć pięć lat później, jak (Cameron) wije się w mękach, by za wszelką cenę uniknąć debaty - powiedział szef komunikacji laburzystów Alistair Campbell.
Zarzuty o tchórzostwo
Jak komentuje Reuters, rezygnując z debaty jeden na jeden, Cameron uniknął bardzo ryzykownego publicznego zderzenia z Milibandem, ale naraził się na zarzuty o tchórzostwo. AFP podkreśla, że opozycja i stacje telewizyjne od dawna nalegały na zorganizowanie debaty, co stało się w końcu temat z pierwszych stron gazet, i decyzja Downing Street podsyciła tylko spekulacje na temat tego, dlaczego premier postanowił za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z Milibandem, a zaprosił do rozmowy Farage'a.
W trakcie kampanii wyborczej Cameron zamierza skoncentrować się na zatrudnieniu, podatkach, oświacie, gospodarce mieszkaniowej i systemie emerytalnym, unikając po części tematu imigracji, by nie dostarczać amunicji Farage'owi, dla którego jest to główny motyw kampanii. Premier nie uwzględnił też kwestii publicznej służby zdrowia (NHS), będącej głównym wątkiem wyborczym Partii Pracy.
Wybory powszechne w Wielkiej Brytanii odbędą się w maju.
Autor: pk/ja / Źródło: PAP