Paul Manafort, były szef kampanii wyborczej obecnego prezydenta Donalda Trumpa, został we wtorek uznany winnym przestępstw podatkowych i ukrywania aktywów w zagranicznych bankach oraz sprzecznych z prawem operacji bankowych.
Manafort został uznany przez ławę przysięgłych sądu w mieście Alexandria w stanie Wirginia winnym ośmiu z 18 zarzutów. W kwestii pozostałych 10 zarzutów sędziowie przysięgli nie byli w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska.
Sędzia T.S. Ellis orzekł, że w kwestii nierozstrzygniętych zarzutów proces uznaje za nieskuteczny (tzw. mistrial).
Ława przysięgłych ogłosiła swoją decyzję po czterech dniach dyskusji i wielodniowym składaniu zeznań przez Manaforta, który - jak relacjonowały osoby obecne na sali sądowej - przyjął werdykt z kamienną twarzą. Jego adwokat Kevin Downing oświadczył, że Manafort jest "głęboko rozczarowany" i rozważa obecnie "opcje, jakie ma do wyboru".
Proces Manaforta jest konsekwencją prowadzonego przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera śledztwa w sprawie zarzutów o ingerencję Rosji w amerykańskie wybory w 2016 r. Reuters podkreśla jednak, że zarzuty przeciwko Manafortowi dotyczą głównie okresu sprzed kierowania przez niego kampanią wyborczą Trumpa.
Prokuratorzy oskarżali 69-letniego Manaforta m. in. o ukrycie przed amerykańskimi władzami podatkowymi sumy 16 mln dolarów, jakie otrzymał za pracę w charakterze konsultanta politycznego dla prorosyjskich polityków na Ukrainie. Pieniądze przeznaczał na luksusowy tryb życia.
Według prokuratorów Manafort wprowadzał w błąd banki, aby uzyskać kredyty na łączną sumę 20 mln dolarów kiedy "ukraińskie pieniądze" wyczerpały się.
Był on też oskarżony o manipulowanie 31 rachunkami bankowymi w co najmniej trzech krajach, aby uniknąć zapłacenia w USA wielomilionowych podatków.
Sędzia Ellis krytykował prokuratorów za poświęcanie zbyt wielkiej uwagi pieniądzom Manaforta mówiąc, że "posiadanie dużych sum pieniędzy nie jest przestępstwem". Prokuratorzy argumentowali jednak, że ekstrawagancki styl życia Manaforta był możliwy tylko dlatego, że popełnił on przestępstwa podatkowe i bankowe.
Obserwatorzy podkreślają, że werdykt ławy przysięgłych to ostatnia faza spektakularnego upadku Manaforta, niegdyś jednego z najbardziej wpływowych doradców czołowych polityków Partii Republikańskiej.
Może on mieć także negatywne konsekwencje dla prezydenta Trumpa, zwłaszcza w świetle wcześniejszego przyznania się jego osobistego prawnika Michaela Cohena do zarzutów dotyczących oszustw podatkowych i bankowych. Cohen oddał się we wtorek w ręce FBI.
Trump starał się pomniejszać i bagatelizować swoje związki z Manafortem. Był on jednak przez pięć miesięcy jego najbliższym współpracownikiem w czasie kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku. Przez trzy miesiące kierował jego sztabem wyborczym.
"One mnie nie dotyczą"
W rozmowie z dziennikarzami w stanie Wirginia, gdzie przybył na wiec z udziałem swoich zwolenników, Trump oświadczył, że skazanie Manaforta "nie ma związku ze (sprawą -red.) rosyjskiej zmowy". Mówiąc o przestępstwach, za które uznano Manaforta winnym, prezydent powiedział: - One mnie nie dotyczą.
Jak zaznaczył, uznanie Manaforta winnym przestępstw podatkowych i bankowych jest "haniebne".
Trump nie chciał wypowiadać się o swym byłym osobistym prawniku Michaelu Cohenie, który oddał się do dyspozycji FBI. Powiedział jedynie, że sytuacje Manaforta i Cohena "przygnębiają go".
Czołowy demokratyczny członek senackiej komisji ds. wywiadu Mark Warner ostrzegł we wtorek Trumpa, że jakakolwiek próba ułaskawienia Manaforta "będzie uznana za ciężkie nadużycie władzy i będzie wymagać niezwłocznej akcji Kongresu".
Associated Press podkreśla, powołując się na opinie prawników, że bardziej niebezpieczna dla Trumpa jest sprawa Cohena, który przyznał, że brał udział w niezgodnych z prawem manipulacjach finansami wyborczymi, w tym płaceniu kobietom, które oskarżały Trumpa o molestowanie seksualne.
Działań tych dokonywał - jak powiedział - w porozumieniu z Trumpem.
Autor: KR//kg / Źródło: PAP