- Nie mieliśmy bezpośredniego kontaktu ze sobą, tylko przez telefon i szybę z kratami, w takich małych kabinach - mówiła w rozmowie z reporterem "Faktów" TVN Natalia Bajorek-Dziemanczuk. Po półtora miesiąca spędzonych w rosyjskiej celi aktywista Greenpeace'u, Tomasz Dziemanczuk, mógł spotkać się z żoną. Kobieta dostała zgodę na widzenie z mężem w murmańskim areszcie w iście ekspresowym tempie. Załatwienie formalności trwało tylko pół dnia, co jest w Rosji rzeczą prawie niespotykaną.
Dziemianczuk jest jednym z 30 aktywistów Greenpeace'u, którzy zostali zatrzymani przez rosyjskie służby podczas akcji na Morzu Barentsa. Ekolodzy zaokrętowani na statku Arctic Sunrise próbowali zakłócić prace na nowej platformie wiertniczej Gazpromu.
Polak od końca września pozostaje w rosyjskim areszcie. Tak jak jego towarzyszom, początkowo groził mu zarzut piractwa, który ostatecznie zmieniono na chuligaństwo, co i tak oznacza maksymalnie siedem lat kolonii karnej.
Pierwsza wizyta bliskiej osoby
Od momentu zatrzymania nie miał możliwości spotkać się z najbliższymi. Dopiero w czwartek żona Polaka dostała zgodę na widzenie w murmańskim areszcie. Para mogła porozmawiać przez godzinę i 40 minut. Oddzielała ich jednak pancerna szyba. - Były momenty, gdy słowa stawały w gardle. Wiadomo, że emocje były po tak długim czasie. Mam nadzieje, że już wkrótce spotkamy się na dłużej - stwierdziła Natalia Bajorek-Dziemianczuk w rozmowie z korespondentem Faktów TVN, Andrzejem Zauchą. Dzięki staraniom polskiego konsula w Petersburgu kobieta dostała zgodę na widzenie w tempie nadzwyczajnym. Cała procedura zajęła zaledwie pół dnia, co w świecie rządzonym przez skostniałą rosyjską biurokrację jest wyjątkowym wyczynem.
Autor: mk,aj/ja / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24