Jang Jin Sung był nadwornym pisarzem Korei Północnej i ulubieńcem Kim Dzong Ila. W rozmowie z tvn24.pl opowiada o tym, jak wkradł się w łaski północnokoreańskiego przywódcy, o służbie reżimowi i o swojej ucieczce z kraju, po tym, gdy został złapany na przestępstwie. Co myśli dziś? - Czuję się winny, bardzo. Przyczyniłem się dyktatury - przyznaje.
Kobieta była wychudzona Z jej szyi zwisała kartonowa tabliczka "Sprzedaję swoją córkę za 100 wonów" Z małą dziewczynką obok niej Kobieta stała na targu
To fragment wiersza opisujący prawdziwą historię, jaka wydarzyła się na rynku w Pjongjangu w okresie wielkiego głodu panującego w latach 90. w Korei Północnej (KRLD). Jej świadkiem był Jang Jin Sung, wtedy nadworny pisarz "Umiłowanego Przywódcy" Kim Dzong Ila, a zarazem współtwórca północnokoreańskiej propagandy.
Dziś to uchodźca z państwa Kimów, jego wróg. Jang jest jednym z niewielu tak wysoko postawionych członków elit reżimu, którym udało się uciec z kraju. Zanim do tego doszło, w Korei Północnej spędził ponad 30 lat.
"Zauważył mnie Kim Dzong Il"
- Urodziłem się w 1971 roku w miejscowości Sariwon w prowincji Hwanghae, niespełna 70 kilometrów na południe od Pjongjangu - opowiada Jang Jin Sung w rozmowie z tvn24.pl. Dzięki temu, że pochodził z rodziny zasłużonej reżimowi, miał nienaganny rodowód - a bez niego w KRLD kariera nie jest możliwa - już jako nastolatek przeniósł się do stolicy. Mieszkać tam mogą tylko wybrani. - Do Pjongjangu przeprowadziłem się mając 16 lat. Rozpocząłem tam studia artystyczne na uniwersytecie - wyjaśnia.
Kariera Koreańczyka potoczyła się szybko. - W 1992 roku, gdy byłem jeszcze studentem, napisałem wiersze, które wygrały w państwowym konkursie. To sprawiło, że zauważył mnie Kim Dzong Il - wspomina.
Utwory Janga zostały opublikowane w partyjnej gazecie "Rodong Sinmun", a on sam został członkiem Komitetu Centralnego Związku Pisarzy Korei Północnej i rozpoczął pracę reportera w państwowej telewizji.
- Potem zacząłem pracować w Wydziale Zjednoczonego Frontu. To komórka odpowiedzialna za tworzenie propagandy, szpiegowanie oraz kreowanie polityki Korei Północnej - tłumaczy.
"Poezja - narzędzie psychologicznej kontroli"
Jang został nadwornym poetą Kim Dzong Ila. Jego obowiązkiem, jak mówi, było tworzenie poezji pochwalnej na zlecenie północnokoreańskiego przywódcy. - Byłem jednym z zaledwie sześciu poetów w Korei Północnej, którzy mieli takie zadanie - przekonuje.
- Napisałem wiersz pod tytułem "Wiosna spoczywa na lufie Pana". Kim osobiście uznał go za "artystyczny standard ery Songun" (okresu rządów KRLD trwającego od lat 60. do dziś, którego głównym dogmatem jest hasło: "po pierwsze armia" - red.) - kontynuuje. I dodaje: - Aprobata Kim Dzong Ila miała moc prawną, dzięki której zdobyłem immunitet nietykalności.
Pytam Janga, dlaczego poezja była dla Kima tak ważna. - Kim Dzong Il rozpoczynał swoją karierę w Departamencie Propagandy. Mówił, że rządził przez sztukę. Poezja dla jego dyktatury była narzędziem psychologicznej kontroli - odpowiada.
"Gdy zaczął płakać, wszyscy musieli płakać razem z nim"
Koreańczyk cieszył się tak dużym uznaniem dyktatora, że ten dwukrotnie zaprosił go na prywatne spotkanie.
- Wyglądał bardzo zwyczajnie. Niski, stary mężczyzna z kędzierzawymi włosami. Ale sposób, w jaki się zachowywał i mówił był szokujący, bo zupełnie inny od jego publicznych wystąpień i cytowanych przez media przemów - wspomina je Jang.
Podczas jednego ze spotkań, które odbywało się w trakcie przedstawienia, siedzący obok niego przywódca popłakał się. - Gdy zaczął płakać, wszyscy musieli płakać razem z nim. Kiedy przestał, każdy musiał przestać razem z nim - relacjonuje. Jak również dodaje, w obecności władcy nawet najwyższe rangą i najbardziej wpływowe osoby nie mogły patrzeć mu w oczy.
Pisanie historii na nowo
Praca Janga nie polegała tylko na pisaniu wierszy ku czci Kim Dzong Ila, ale także na kreowaniu propagandowych opowieści. - Byłem jednym z ośmiu historyków państwa, napisałem oficjalny mit o założycielu Korei Północnej, Kim Ir Senie - opowiada.
Mit ten mówi, że północnokoreańskie państwo zostało założone, "gdy na zachodzie zatonął Titanic, a na wschodzie wzeszło słońce" - 15 kwietnia 1912 roku, w dniu narodzin Kim Ir Sena.
Koreańczyk dzięki pracy kronikarza został dopuszczony do tajnych akt oraz zagranicznych książek i mediów, niedostępnych i zakazanych dla zwykłych obywateli. - Mieliśmy bardzo swobodny dostęp do wielu niejawnych, archiwalnych dokumentów, mogliśmy wezwać każdego na rozmowę. A wszystko po to, by poznać prawdziwą historię i wydobyć z niej najkorzystniejsze fragmenty - wyjaśnia.
Bez złudzeń. "Nasze państwo zbudowane jest na kłamstwie"
O pracy, jaką miał Jang, większość Koreańczyków z Północy mogła tylko pomarzyć. On sam nie ukrywa, że bycie nadwornym poetą i kronikarzem była dla niego zaszczytem. Przynajmniej na początku.
- Ale gdy zacząłem czytać materiały ze świata zewnętrznego i zorientowałem się, jak wygląda rzeczywistość w Korei Północnej poza stolicą, praca stała się dla mnie ciężarem - przekonuje. Przyznaje też, że do tego momentu nigdy wcześniej nie myślał negatywnie ani o kraju w jakim mieszka, ani przywódcy, jakiemu służy. - Praca pozbawiła mnie złudzeń, zobaczyłem, jak wiele fałszu mnie otacza - podkreśla.
Gdy Jang zrozumiał, że jego "państwo zbudowane jest na kłamstwie", zaczął tworzyć poezję o rzeczywistości w nim panującej. Zaznacza przy tym jednak: - Pisanie czegokolwiek stawiającego w złym świetle Kim Dzong Ila albo reżim było niebezpieczne, bo nielegalne i uważane za zdradę. Gdyby ktoś się wtedy o tym dowiedział, byłby to koniec nie tylko mojego życia, ale też mojej rodziny.
Jednym z napisanych przez niego wierszy - opartym na wydarzeniu, którego byś świadkiem - jest właśnie "Sprzedaję swoją córkę za 100 wonów". 100 północnokoreańskich wonów to ok. 2 złote.
10 lat po ucieczce żyje z policyjną ochroną
Janga w końcu nakryto na przestępstwie. - Przyłapano mnie na udostępnianiu zagranicznej literatury przyjacielowi - mówi. Wówczas musiał opuścić kraj. Gdyby tego nie zrobił, jak tłumaczy, jego cała rodzina trafiłaby do obozu pracy.
W styczniu 2004 roku wraz z przyjacielem przeszedł przez zamarzniętą rzekę Tumen i uciekł do Chin. Stamtąd Jang trafił do Korei Południowej, gdzie najpierw w Seulu pracował dla wywiadu, potem założył niezależny serwis o KRLD prowadzony przez Koreańczyków z Północy.
Początkowo używał pseudonimu - "Poeta bez twarzy". - Po pewnym czasie, przez nieuwagę, moja prawdziwa tożsamość wyszła jednak na jaw. Gdyby tak się nie stało, nadal chciałbym ją ukrywać - stwierdza.
Koreańczyk jest pod ochroną policji 24 godziny na dobę. Regularnie dostaje pogróżki, w tym od samych władz Korei Północnej. Było tak m.in. wtedy, gdy ujawnił informację, że Kim Dzong Un rozdał najbliższym współpracownikom "Mein Kampf" Adolfa Hitlera. Ministerstwo Bezpieczeństwa Ludowego KRLD odnosząc się do publikacji Janga zagroziło wtedy, że "jest zdecydowane podjąć odpowiednie kroki, w celu fizycznego usunięcia nikczemnych ludzkich szumowin, którzy dopuścili się zdrady".
"Bez komentarza"
Pytam Janga, jakie jest jego najlepsze wspomnienie z Korei Północnej. "Brak ruchu ulicznego".
A najgorsze? "Codzienna samokrytyka składana przed partią i opresyjna organizacja życia w Korei Północnej".
Czy czuje się winny z powodu, że służył reżimowi Kim Dzong Ila? "Tak, bardzo. Przyczyniłem się do psychologicznej dyktatury".
Jang nie odpowiada tylko na jedno zadane przeze mnie pytanie: czy zostawił rodzinę w Korei Północnej, czy ma z nią teraz kontakt? "Bez komentarza".
Tożsamość Jang Jin Sunga potwierdzają m.in. brytyjski think tank Chatham House oraz uznany ekspert tematyki północnokoreańskiej Andrei Lankov.
Autor: Natalia Szewczak/jk / Źródło: tvn24.pl