Przed parlamentem w Sofii w środę wieczorem doszło do eskalacji napięcia i starć policji z protestującymi domagającymi się dymisji premiera i prokuratora generalnego. Przeciwko protestującym użyto gazu łzawiącego. Policja twierdzi, że gazu w Sofii użyli również uczestnicy protestów. Wśród Bułgarów rośnie rozczarowanie reakcją Brukseli na wydarzenia w ich stolicy.
Do eskalacji napięcia i starć policji z protestującymi domagającymi się dymisji premiera i prokuratora generalnego doszło w środę wieczorem przed parlamentem w Sofii. Środa była 56 dniem protestów w Sofii z żądaniem dymisji premiera Bojko Borisowa i jego rządu oraz prokuratora generalnego Iwana Geszewa.
Protesty w środę trwały od rana, rozpoczęły się tuż przed pierwszym po wakacyjnej przerwie posiedzeniem parlamentu. Brało w nich udział, według informacji policji, około 2 tys. ludzi. W stronę policjantów broniących parlamentu protestujący rzucali petardy, kamienie, stoły i krzesła z miasteczka namiotowego.
Rano policja użyła gazu łzawiącego i aresztowała 35 osób. Pomimo tego próby wdarcia się do parlamentu były kontynuowane.
Według informacji publicznego radia wśród atakujących parlament najbardziej agresywni byli kibice futbolowi. Zdaniem jednego z organizatorów protestów Nikołaja Chadżigenowa kibice byli prowokatorami przysłanymi przez ludzi premiera Borisowa.
W nocy policja rozproszyła protestujących zatrzymując kolejne 60 osób. Według informacji policji podczas całego dnia rannych zostało 100 policjantów. Radio publiczne poinformowało, powołując się na świadków, że policja po rozpędzeniu protestu na placu przed parlamentem wyłapywała uciekających demonstrantów na sąsiednich ulicach. Wielu świadków mówiło w relacjach publicznego radia o brutalności policji i biciu protestujących.
"Cały świat mógł zobaczyć, kto nami rządzi"
Według jednego z organizatorów antyrządowych protestów - rzeźbiarza prof. Welisława Minekowa - przeciw demonstrantom w Sofii rano skierowano dziewięć tysięcy funkcjonariuszy policji i żandarmerii. Minekow przekazał, że rano przed parlamentem zebrało się około 10 tys. protestujących, później część z nich odeszła. Dane na początku zbierano dronem, później policja zakazała jego użycia - dodał.
- Cały świat mógł zobaczyć, kto nami rządzi - powiedział Minekow w wywiadzie dla radia publicznego. Dziennikarz telewizyjny Martin Karbowski zauważył z kolei: - Taką siłę i przemoc dotychczas widzieliśmy wyłącznie w telewizji w relacjach z krajów jak Francja i Grecja. Do czego jeszcze jest zdolny premier, by obronić swoje stanowisko.
Bułgarskie media, relacjonując światowe echa trwających od 56 dni antyrządowych protestów, z rozczarowaniem piszą o braku reakcji ze strony Unii Europejskiej. Rozczarowani są też protestujący, gdyż ich zdaniem Komisja Europejska nie może nie orientować się w sytuacji w Bułgarii, w tym nie wiedzieć o korupcji, malwersacjach funduszy unijnych i braku niezależności systemu sądowniczego. Przed ambasadą Niemiec, stałym przedstawicielstwem Komisji Europejskiej w Sofii, a także przed siedzibą kanclerz Angeli Merkel w Berlinie Bułgarzy kilkakrotnie organizowali protesty.
Źródło: PAP